REKLAMA
Wino. Nauczyłam się go przy Maćku. Kolacja w eleganckiej knajpie przy świecach i pięknym kieliszku. Odkryłam, że najbardziej lubię kwaśne sauvignan blanc i od tej pory czekałam na nie bardziej niż na deser.
Maciek o winie opowiadał dużo i dobrze. Dopiero później zorientowałam się, że to nie wyrafinowanie, świadectwo kultury wysokiej i wyrobionego gustu, a alkoholizmu. A że Maciek zawsze miał aspirację na intelektualistę i był estetą, wybrał wino. Podczas eleganckiego wieczoru z damą obalał dwie do trzech butelek. Sam najpierw zaprawiał się piwem - bo tańsze i dobry daje podkład. Ale miałam to odkryć dopiero po kilku miesiącach. Póki co - wykwitnie piłam.
Po rozstaniu wino nadal kojarzyło mi się dobrze. A że głowę mam słabą, wystarczył jeden kieliszek, żeby wprawić się w dobry nastrój, a potem czasem przypłacić go kacem.
Przez pięć lat doszłam do terapeutycznego kieliszka na wieczór, wieczorów z lampką i spotkań towarzyskich, podczas których sączyłam swoje sauvignan blanc.
Przestałam, kiedy wyczytałam, że endometrioza, która prawdopodobnie nie pozwoliła mi na naturalne zajście w ciążę, napędzana jest alkoholem. Bardzo jej sprzyja. A potem udał się transfer i z niepiciem nie miałam żadnych problemów.
Teraz, półtora miesiąca od odstawienia, jak mówią Amerykanie, "cold turkey", czyli z dnia na dzień, myślę o tym, by nie pić do końca życia. Z rodzinną historią alkoholową rokuję na alkoholiczkę, więc po co potencjalnie niszczyć życie sobie i dziecku?
W tym neofickim zapale wino widzę jednak wszędzie i rozumiem, o czym mówią urzędnicy Polskiej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Wino, a wcześniej i piwo, które za czasów mojego liceum kojarzyło się z dziadem spod budki z piwem, przedstawiane jest jako symbol i atrybut atrakcyjności, sukcesu i elegancji. Na reklamach sięgają po nie młode, szczupłe piękności, przekonując - napij się, wypada, będziesz należeć do wyższych sfer. Czy działa? Działa.
Co obserwowałam choćby na własnym przykładzie.