Nie było łatwo. Ja też kiedyś chciałam być idealna. I nie pozwalałam sobie pomóc, wyręczyć się. Bo przecież ja wiem lepiej, ja to zrobię dokładniej, ja to zrobię szybciej. Ja, ja, ja... Na szczęście w porę zauważyłam czerwoną lampkę i wrzuciłam na luz. Stwierdziłam pewnego dnia, że nic się nie stanie, jak pranie rozwieszę wieczorem, łóżko pozostanie rozbebeszone przez cały dzień a na obiad pojedziemy do "maka".

REKLAMA
Przeczytałam ostatnio z uwagą tekst KatarzynyTroszczyńskiej na temat zagrożeń płynących z perfekcjonizmu matek, które z jednej strony chciałyby a z drugiej - nie dają rady.(tu) To równia pochyła. Fakt. Tyle że cały czas jednak żyjemy w środowisku, które ocenia jedynie naszą powierzchowność i jest przekonane, że bycie idealną i perfekcyjną daje nam przewagę we wszystkim.
Bo będziemy lepszymi matkami - nasze dziecko będzie mialo codziennie idealnie wyprasowaną bluzeczkę do szkoły czy przedszkola i równiuśko zaplecione warkoczyki, powodujące wytrzeszcz gałek ocznych jak u Wednesday Addams, a my będziemy codziennie pakować mu do śniadniówki razowe pieczywo - najlepiej domowego wypieku, z eko-sałatą, eko-pomidorem i eko-kiełkami plus zbożowe batoniki plus eko-marchewki do przegryzania. Do tego obowiązkowa butelka wody mineralnej niegazowanej. A na weekendowe śniadanie koniecznie jaglanka!
Bo będziemy lepszymi paniami domu. Wiadomo - idealnie lśniące blaty i fronty szafek kuchennych, wypielęgnowane storczyki na oknach, puszyste dywany. Ubrania w szafach wyprasowane idealnie, poukłądane rozmiarami, kategoriami, wg wzornika Pantone. Poduszki idealnie kolorystycznie współgrające z odcieniem zasłon, w kontaraście do obić kanapy, niezbrukanej - o nie! - ani jednym okruszkiem z krakersa.
Nie było łatwo. Ja też kiedyś chciałam być idealna. I nie pozwalałam sobie pomóc, wyręczyć się. Bo przecież ja wiem lepiej, ja to zrobię dokładniej, ja to zrobię szybciej. Ja, ja, ja... Na szczęście w porę zauważyłam czerwoną lampkę i wrzuciłam na luz. Stwierdziłam pewnego dnia, że nic się nie stanie, jak pranie rozwieszę wieczorem, łóżko pozostanie rozbebeszone przez cały dzień a na obiad pojedziemy do "maka".
No cóż, na szczęście (moje i moich najbliższych) w temacie IDEALNEJ bliżej mi jednak do Ch*** niż do Perfekcyjnej Pani Domu. Dzieci moje nie zawsze mają wyprasowane koszulki, ze stojącym na sztorc wykrochmalonym kołnierzykiem. Włosy mają długie i rozwiane niczym rasowy hipis z Central Parku. I czasem - o tak - dostają na śnadania czy kolację serek waniliowy lub - o zgrozo - parówkę! Kuchnia czasem u mnie wymaga poważniejszych zabiegów pielęgnacyjnych niż przetarcie ich zwykłą suchą szmatką. Kwiaty się mnie nie słuchają (chyba jestem wampirem energetycznym, bo nawet kaktusy u mnie tracą życie). A dywanów nie mam wcale. Dzieki temu jestem luźna niczym guma w spodniach od piżamy ;-) I dobrze mi z tym!