Poprosiła ucznia, by otworzył okno. Pedagog: "Jego odpowiedź zmroziła mi krew w żyłach"

To wina rodziców
"Podczas jednej z lekcji poprosiłam ucznia 5 klasy, by otworzył okno. Prosta prośba, którą z reguły dzieci wykonują bez zastanowienia. Jednak odpowiedź, którą usłyszałam, zmroziła mi krew w żyłach: 'Rodzice nie pozwalają mi samemu otwierać okien, mama robi to za mnie. Raz coś popsułem i teraz się nie dotykam'.
Poczułam, jakby czas na chwilę się zatrzymał. Zaczęłam się zastanawiać, jak to możliwe, że dziecko w tym wieku nie może samodzielnie wykonać tak prostej czynności. Co w tym trudnego? Jeśli chłopiec raz coś 'pomieszał', wystarczy mu przecież pokazać, jak zrobić to prawidłowo.
Oczywiście rozumiem, że rodzice chcą zapewnić swoim pociechom bezpieczeństwo, ale czy nie przesadzają, chroniąc je przed najprostszymi obowiązkami? Te dzieciaki niczego się nie uczą, raz popełnią błąd i od razu są wyręczane. Aż wierzyć mi się nie chce, że ktoś ma taki tok myślenia.
Być może to właśnie w tej nadmiernej trosce o bezpieczeństwo, w tej ciągłej opiece i dbaniu o 'komfort' uczniów tkwi problem. Ostatecznie, kiedy dzieci nie muszą myśleć samodzielnie, bo wszystko robią za nie rodzice, stają się zależne i tracą pewność siebie w podejmowaniu prostych decyzji. Wychowanie to równowaga – z jednej strony chronimy, ale z drugiej dajemy dziecku przestrzeń do rozwoju, by mogło stawić czoła wyzwaniom, nawet tym najmniejszym, jak otworzenie okna w klasie.
Zastanawiam się, jak zmienić podejście do wychowania, by dzieci potrafiły być samodzielne w małych rzeczach, które składają się na większe wyzwania w przyszłości. Może nadszedł czas, by zadać sobie pytanie: dokąd ta nasza opiekuńczość zmierza?".
Czytaj także: https://mamadu.pl/194540,to-nie-szkola-powinna-wychowywac-ekspertka-rodzice-chca-byc-autorytetem