Afera w szkolnej stołówce. "Takie rzeczy to na lotnisku, a nie w państwowej placówce"

"17 zł za obiad? Pomyślałam, że to pomyłka. Wydaje mi się, że taka cena to już zdecydowanie bardziej lotniskowa stawka, a nie coś, czego można się spodziewać w państwowej placówce. Co więcej, jakość tych posiłków absolutnie nie dorównuje kosztom. To, co oferują dzieciom na talerzu, zdecydowanie nie jest warte takiej ceny. Córka opowiadała, że zupa to sama woda bez smaku, mielony suchy jak wiór, a ziemniaki w ogóle bez soli. Pierogi to prawie farszu nie miały, a jedynie grube ciasto.
Kilka lat temu, kiedy mój starszy syn chodził do tej samej szkoły, obiady kosztowały tylko 8 zł. Nie było to najtańsze rozwiązanie, ale przynajmniej w miarę przystępne. Teraz, patrząc na te ceny, mam wrażenie, że to jakaś nagła i kompletnie niezrozumiała zmiana, której nie da się wytłumaczyć inflacją czy innymi kosztami. Gdzie się podziała ta stabilność cenowa, którą pamiętam sprzed kilku lat?
Nie rozumiem, jak szkoła może sobie pozwolić na takie ceny, skoro mamy do czynienia z publiczną placówką, do której uczęszczają dzieci z różnych środowisk. Dla niektórych rodziców zapłacenie 17 zł za obiad to niemały wydatek. Ja też nie jestem tym zachwycona. Przecież to miesięcznie wychodzi około 400 zł.
Takie stawki, moim zdaniem, nie mają racji bytu w publicznej szkole. Skoro płacimy za obiad, to powinniśmy oczekiwać, że cena będzie adekwatna do jakości, a tu jedno nie ma nic wspólnego z drugim. Czy naprawdę stołówka szkolna powinna funkcjonować jak restauracja dla VIP-ów?
Czuję się trochę oszukana, bo zamiast wygodnej opcji, która ułatwiłaby mi życie, teraz muszę się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby przygotować córce obiad w domu. Taka cena na pewno odstrasza, no i ta marna jakość. Pomyślę, może bardziej opłaca się zamówić te pudełka".
Czytaj także: https://mamadu.pl/193055,zobaczylam-przedszkolne-menu-i-odpalilam-tlumacza-gdzie-jest-kotlet