Usłyszałam te "niewinne" słowa w przedszkolnej szatni. Rodzice, idźcie po rozum do głowy
Rodzice lekceważą infekcje
"To, co usłyszałam ostatnio w przedszkolnej szatni, wyprowadziło mnie z równowagi. Zaprowadzałam tam moją 4-latkę i kiedy ona zmieniała kapcie, usłyszałam, jak inna matka rzuca beztrosko do swojego dziecka: 'Ojej, a co to za katarek?'. Brzmi niewinnie, prawda? Problem w tym, że w przedszkolu panuje teraz grypa, a takie podejście to czysta nieodpowiedzialność" – pisze w swoim liście do redakcji mama przedszkolaka.
"Nie rozumiem, jak można przyprowadzić chore dziecko do przedszkola. Wystarczy jedno zakichane dziecko, żeby za chwilę połowa grupy była chora. Tak było w przypadku grupy, do której chodzi dziecko mojej przyjaciółki.
Wiadomo, że na jednej grupie to się nie kończy. Niektórzy rodzice ignorują katar czy kaszel i udają, że wszystko jest w porządku. 'To tylko katarek' – mówią. Ale ten 'katarek' to potencjalne zagrożenie dla innych dzieci, nauczycielek i ich rodzin".
Warto patrzeć dalej niż czubek swojego nosa
Kobieta jest zła, bo większość chorób, które panują w przedszkolu, jest spowodowana bagatelizowaniem ich przez rodziców. Nasza czytelniczka przyznaje, że jej dziecko tez ostatnio było chore i winni temu zapewne byli rodzice innych chorych przedszkolaków:
"Moja córka też niedawno chorowała – gorączka, kaszel, wizyta u lekarza. To mogło się nie wydarzyć, gdyby wszyscy rodzice zostawiali chore dzieci w domu. W przedszkolu pracują też nauczycielki, pomoce i wielu innych pracowników, którzy mogą się zarazić. A co z dziadkami, którzy często opiekują się wnukami? Czy ktoś myśli o ich zdrowiu?
Podczas pandemii mówiliśmy o solidarności i odpowiedzialności. A teraz? Szatnia pełna zakatarzonych dzieci i rodziców, którzy udają, że to nic takiego. To lekceważenie zdrowia innych. Apeluję do rodziców: zostawiajcie chore dzieci w domu. Może dla nas 'katarek' to drobiazg, ale dla kogoś innego – dziecka z osłabioną odpornością czy starszej osoby – może to być poważne zagrożenie" – uczula nasza czytelniczka.