"Córka zrównała mnie z ziemią, a miałam dobre intencje. Rośnie nam niewdzięczne pokolenie"
Sezon studniówkowy możemy uznać za otwarty. Jedni uczniowie już odtańczyli poloneza, a tym samym rozpoczęli wielkie odliczanie do matury, drudzy bal mają jeszcze przed sobą. Córka mojej znajomej (na jej prośbę nie będę podawała imienia ani zdradzała żadnych szczegółów) właśnie wróciła ze swojej pierwszej takiej imprezy w życiu. Miało być pięknie, skończyło się "tragicznie".
Niezapomniany bal
Dla ułatwienia córkę mojej znajomej nazwę Olą, ale tak jak wspomniałam, nie jest to jej prawdziwe imię.
O wybieraniu przez Olę sukienki, butów, a także o dywagacjach dotyczących makijażu i fryzury słyszałam już chyba w listopadzie. I o ile dylematy ubraniowe są mi dobrze znane, to miejsce, w którym odbyła się studniówka, to jakiś kosmos.
Bal został zorganizowany w 5-gwiazdkowym hotelu, najlepszym, a tym samym najdroższym w naszej okolicy. Takie top of the top. Miejsce dla tutejszej śmietanki, biznesmenów i miejscowych bogaczy. Z tego co wiem, cena była zawrotna, ale to w końcu jedna taka impreza w życiu.
Wczoraj zadzwoniła do mnie znajoma, bo obiecała, że opowie, jak Oli minął bal. Była przybita, smutna i zanim jeszcze zaczęła zdradzać szczegóły, wyczułam, że coś jest na rzeczy.
Ale wtopa
– Olcia tak pięknie wyglądała. Ta sukienka, którą wybrała, jest naprawdę olśniewająca. Z jednej strony skromna, a z drugiej ten krój... no cudowny. Wszyscy uczniowie zaprosili rodziców na poloneza. Staliśmy z boku i przyglądaliśmy się "pokazowi", który przygotowali maturzyści. Doskonale przemyślana choreografia, jakieś nowoczesne wstawki. Oczywiście płakałam jak bóbr. Wyszliśmy po cichu, nawet się nie żegnaliśmy, by Oli w zabawie nie przeszkadzać.
Z wrażenia i podekscytowania nie mogłam usnąć. O jakiejś 2 w nocy tak sobie pomyślałam o tej naszej Oli i o tej taksówce, którą z koleżankami miała wracać. No przeraziło mnie to. 'Co tak będę leżeć' – pomyślałam. Ubrałam się, wsiadłam do samochodu i pojechałam po Olę.
Niektórzy już wychodzili z hotelu, ale jej nigdzie nie widziałam. Weszłam na salę balową, siedziała przy stole ze znajomymi. Pomachałam z daleka, po chwili mnie zauważyła.
Powiedziałam, że po nią przyjechałam, by po nocy się sama nie szwendała. Odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku wyjścia. Widziałam, że jest zła, ale nie wiedziałam, że na mnie.
Kiedy próbowałam się dowiedzieć, co się stało, usłyszałam, że zawsze wszystko muszę popsuć, że zrobiłam jej wiochę. Dodała, że inni mają normalnych rodziców. Ola wściekła się, że po nią przyjechałam, a przecież powinna być mi wdzięczna – opowiedziała.
No i mamy pokoleniowy zgrzyt. Wiem, że zapewne kusiłoby mnie, by postąpić tak, jak moja znajoma, ale też wiem, że dla młodego pokolenia taka niezapowiedziana wizyta rodziców na studniówce czy innym spotkaniu ze znajomymi to cios poniżej pasa. Czasami chyba lepiej odpuścić, dla naszego i naszych dzieci dobra.