"Moje dziecko myśli, że wszystko mu się należy. Jak to pokolenie nauczy się wartości pracy?"

Anna Borkowska
16 stycznia 2025, 11:05 • 1 minuta czytania
"Mam 14-letniego syna, który uważa, że życie powinno układać się dokładnie tak, jak on sobie tego życzy. Nie rozumie, że za większością rzeczy, które ma, stoi ciężka praca – moja, mojego męża, a czasem nawet jego dziadków. Coraz częściej zastanawiam się, skąd się wzięła ta roszczeniowa postawa i co mogę zrobić, żeby nauczyć go, że nic nie przychodzi za darmo". Przeczytajcie całość listu, który trafił na naszą redakcyjną skrzynkę.
Coraz częściej zastanawiam się, z czego wynika roszczeniowa postawa mojego syna. pl.123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Antek wszystko ma na tacy

"Zaczęło się niewinnie. Najpierw były zabawki – te najdroższe, które Antek chciał mieć, bo 'wszyscy w klasie już je mają'. Potem przyszedł czas na ubrania od popularnych marek, które 'muszą być, bo inaczej będzie obciach'. Dziś jest tak, że mój 14-letni syn czuje, że każdy jego kaprys powinien być spełniony natychmiast, a każde 'nie' z mojej strony spotyka się z ogromnym oburzeniem i złością.


Czasem mam wrażenie, że wychowuję dziecko, które nie rozumie, czym jest wysiłek, wyrzeczenie czy nawet zwykłe 'dziękuję'. Najbardziej boli mnie to, że kiedy próbuję mu wytłumaczyć, że pieniądze nie rosną na drzewach, on patrzy na mnie, jakbym mówiła do niego w obcym języku. A przecież chcę go tylko nauczyć, że życie nie polega na dostawaniu wszystkiego na zawołanie i 'na tacy'.

Czy to ja zawiodłam jako matka?

Często zastanawiam się, czy to przypadkiem nie moja wina. Moja i mojego męża Pawła. Czy aby nie daliśmy mu za dużo, próbując mu zapewnić to, czego sami nie mieliśmy w dzieciństwie? Może zbyt często ustępowałam, bo chciałam, żeby czuł się szczęśliwy? Pamiętam, jak obiecywałam sobie, że moje dziecko będzie miało wszystko, czego potrzebuje, i że nie będzie musiało martwić się o pieniądze tak jak ja, gdy byłam nastolatką.

Ale teraz widzę, że przesadziliśmy. Zamiast uczyć go odpowiedzialności, zrobiliśmy coś zupełnie odwrotnego – pokazaliśmy Antkowi, że zawsze dostanie to, czego chce. Nie musiał na nic oszczędzać, nie musiał niczego wypracować. A to przecież właśnie te doświadczenia uczą, że wartość rzeczy leży nie w ich cenie, ale w wysiłku, jaki włożyliśmy w ich zdobycie.

Jak nauczyć go wartości pracy?

Postanowiłam to zmienić. Pierwszym krokiem było wprowadzenie kieszonkowego – stałej kwoty, za którą syn sam musi kupować sobie rzeczy, które chce mieć. Jeśli marzy o droższych butach czy grze komputerowej, musi oszczędzać. Nie było łatwo – buntował się, narzekał, że 'to niesprawiedliwe'. Ale widzę już małe zmiany. Kiedy ostatnio kupił sobie upragnione słuchawki, był dumny, że udało mu się samodzielnie uzbierać pieniądze.

Drugim krokiem było wprowadzenie zasad dotyczących pomocy w domu. Żadnych dużych wymagań – wystarczy, że posprząta pokój, wyniesie śmieci czy pomoże w przygotowaniu obiadu lub umyciu naczyń. Chcę, żeby zrozumiał, że każdy członek rodziny ma swoje obowiązki, i że wspólny dom to odpowiedzialność, którą się dzielimy.

Najważniejsze jest jednak to, żeby rozmawiać. Często opowiadam synowi o tym, jak wyglądała moja młodość – o tym, że musiałam pracować na wszystko, co miałam, i że nie było łatwo. Chcę, żeby zrozumiał, że pieniądze nie są celem samym w sobie, ale efektem ciężkiej pracy. I że najważniejsze rzeczy w życiu – przyjaźń, miłość, zaufanie – nie mają ceny.

Wiem, że to nie będzie szybki proces. Roszczeniowość to coś, co nasza generacja rodziców często niechcący wpoiła swoim dzieciom, starając się dać im lepsze życie. Ale wierzę, że możemy to zmienić – ucząc nasze dzieci, że wartość rzeczy tkwi nie w tym, ile kosztują, ale w wysiłku, który trzeba włożyć, by je zdobyć. I choć nie jest to łatwa lekcja, to na pewno jest jedną z najważniejszych, jakie możemy im przekazać".

Czytaj także: https://mamadu.pl/190634,to-plaga-wsrod-rodzicow-przez-to-mamy-tylu-niesamodzielnych-nastolatkow