"Skibidi toilet". Całe pokolenie rodziców mierzy się z niewidzialną, niszczącą zarazą
I ja wiem, że to, co wam pokażę, to nie jest novum. Dla większości z was. Konkretny film, który tu załączam, ma ponad 50 milionów wyświetleń. 50 milionów wyświetleń. Dlaczego o nim piszę? Bo jego istnienie zaczęło wpływać na moje życie, a konkretnie na życie mojej córki, a przez to również na moje.
Poczułam, jakbym tonęła
Marysia, moja niespełna siedmioletnia córeczka, kilka dni temu zapytała mnie przed snem, co oznacza słowo "skibidi". Odpowiedziałam szczerze, że nie wiem. Później opowiedziała jeszcze, że chłopcy w jej szkole mówią "skibidi toilet" i zaśmiewają się przy tym do łez. Poprosiła mnie o wyjaśnienie, nie rozumiała z tego kompletnie nic.
Boże, jak bardzo bym chciała, żeby nigdy nie zrozumiała! Jak bardzo w takich chwilach pragnę zasłonić jej oczy, uszy, uciec gdzieś z nią (gdzie?), osłonić od tego całego gó**a! Czuję, jak wzbierają we mnie emocje niedające się opisać. Jak uchronić dziecko przed tym wszystkim? Przed Internetem, przed YouTube, Instagramem, patostreamingiem?
Moja córka jest idealna. Szczytem jej kontaktu z całym szlamem wypływającym z Internetu jest zobaczenie przypadkiem reklamy jakiejś idiotycznej gry. Przypadkiem, raz czy dwa. Przez aplikację, którą natychmiast usunęłam. Mamy z partnerem pełną kontrolę nad tym, co widzi nasze dziecko i czego doświadcza. Na razie.
I ja naprawdę rozumiem, że nie jestem w stanie w tych warunkach jej wychować na dłuższą metę. Rozumiem, że to nie byłoby normalne, naturalne, że nie mogę jej odizolować od rówieśników. A jednak za każdym razem, kiedy pomyślę o tym, z czym będzie musiała się zmierzyć jej głowa – w której największym lękiem obecnie są wyimaginowane potwory spod łóżka – coś we mnie umiera.
Po prostu czuję obezwładniającą bezradność. W kwestii zagrożeń dla dzieci i młodzieży płynących z Internetu nie jestem wyluzowana. Nie umiem być wyluzowana, kiedy widzę coś takiego, a wiem, że ten film to nie jest apogeum tego, co ma do zaoferowania kupa gnoju, nad którą nikt nie ma żadnej kontroli.
Żadnej kontroli.
Ani ja, jako matka, ani jakiś Bóg Internetu, nikt nie może nic z tym zrobić. Brakuje regulacji prawnych, jeżeli jakieś są, to są regularnie obchodzone. Brakuje kar, rozpraw, efektów. Umierają dzieci! Rośnie liczba samobójstw i zgonów powodowanych przez jakieś popieprzone wyzwanie na TikToku!*
A co na to zarząd TikToka? Składa rodzicom kondolencje.
Bezsilność
Zagrożenie, z jakim mierzymy się tutaj jako rodzice, jest niewyobrażalne. Nie mieści się w żadnych ramach. Nie widzimy i go nie znamy go na tyle dobrze, by umieć się przed nim obronić. By móc obronić przed nim nasze dzieci. To jest jak potwór, jak poczwara, jak zaraza. Wszystkie wirusy znane ludzkości z przeszłości, to przy tym nic. Tak, ludzie od nich również umierali, ale w końcu znaleźliśmy lek, szczepionkę, odkażaliśmy ręce.
Od tego nie da się odkazić rąk. Od tego rodzaju treści promowanych w sieci nie da się odkazić głowy, rąk, mózgu, wyobraźni, niczego. Nie da się wziąć tabletki. Nie da się wyspać i zapomnieć. To jest straszne na najstraszniejszym poziomie. To jest niszczące, to jest druzgocące, to jest wypalające dziury w mózgach tych dzieci.
Mam 33 lata i po tym filmie miałam ochotę się napić i długo, bardzo długo płakać. Psychika dziecka siedmio-, ośmio-, dziewięcioletniego nie jest w stanie unieść tego, co tam się dzieje.
Jak mam żyć z tą świadomością, że nie umiem uchronić mojej idealnej, małej, pachnącej jeszcze oliwką, córeczki, przed tym gó**em? Jak mam żyć ze strachem o to, że w końcu ktoś jej to pokaże, a ja nie będę wiedziała, co jej powiedzieć.
Co mam powiedzieć? "Przepraszam cię córeczko, w takim świecie żyjemy. To nie jest najgorsze, co przyjdzie ci zobaczyć i usłyszeć. Lepiej się przygotuj".
Czytaj także: https://mamadu.pl/178057,nie-moge-oddychac-te-historie-sprawiaja-ze-sie-rozpadam