"Synowi było przykro na szkolnej wycieczce. Ten śniadaniówkowy trend pozbawił go kolegów"

Klaudia Kierzkowska
15 listopada 2024, 10:27 • 1 minuta czytania
Dzieci, rozpoczynając edukację szkolną, nie tylko zdobywają wiedzę, ale także zaczynają budować relacje z rówieśnikami. Jeśli wszystko toczy się po ich i naszej myśli, nawet nie przywiązujmy większej wagi do nowych znajomości czy przyjaźni. Zaczynamy interesować się wówczas, gdy dzieje się coś niepokojącego. Jak twierdzi Monika, niektórzy uczniowie (ale także i rodzice) posunęli się o krok za daleko.
Dlaczego jedzenie jest powodem do drwin? fot. wavebreakmediamicro/123rf
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Rok szkolny niemalże dopiero co się rozpoczął, a mój syn już nie chce chodzić do szkoły. I wcale nie chodzi o trudności w nauce czy lenistwo, ale o to, co spotkało go na wycieczce, z której wrócił kilka dni temu.


To nie powinno mieć miejsca

Iwo ma 7 lat, jest uczniem pierwszej klasy. Pierwsze tygodnie w nowej szkole nie były najłatwiejsze, bo towarzyszył im cały wachlarz emocji, ale w końcu wszystko się unormowało. Przynajmniej tak myślałam i miałam taką nadzieję.

Wychowawczyni zabrała uczniów na jednodniową wycieczkę do sali zabaw. Wyjazd, który miał być dla dzieci radosnym wydarzeniem i okazją do integracji, skończył się dla mojego syna wręcz tragicznie. Co było powodem? Jedzenie, które spakowałam mu do śniadaniówki.

Od zawsze staram się dbać o zdrową dietę mojego syna. Iwo, kiedy był mały, zmagał się z alergiami, potem miał nadwagę. Choć teraz wszystko wróciło do normy, to i szczególną uwagę zawracam na to, co pojawia się w jego śniadaniówce.

Na wycieczkę przygotowałam mu świeże i chrupiące warzywa (marchewkę i kalarepę), pełnoziarnisty chleb z pastą jajeczną i owocowe smoothie w bidonie. Chciałam, żeby miał siłę na zwiedzanie i aktywności, które zaplanowano na ten dzień. Niestety, w autobusie Iwo szybko stał się obiektem żartów.

Inni chłopcy mieli chipsy, batoniki, kolorowe i słodkie napoje, a on zdecydowanie od nich 'odstawał'. Jeden z kolegów otwarcie wyśmiał mojego syna, a to, co skrywała jego śniadaniówka, nazwał 'jedzeniem dla królików'.

Mój syn wrócił do domu smutny, zawstydzony i zawiedziony. Był też głodny, bo nie zjadł wszystkiego, bo czuł, że wszyscy się na niego patrzą. Z ogromnym smutkiem w głosie zapytał: 'Mamo, możesz mi w końcu dać coś normalnego do jedzenia?'.

Serce mi pękło, bo ja się tak staram, przygotowuję mu wszystko, co najlepsze i najzdrowsze, a doprowadziłam do tego, że mój syn był wytykany palcami przez rówieśników.

Zastanawiam się, skąd w dzieciach tak mało akceptacji i tyle nienawiści? Dlaczego jedzenie może stać się powodem do szykanowania? Nie mogę też zrozumieć rodziców, którzy zamiast przygotować dziecku coś smacznego i zdrowego, idą na taką łatwiznę. Słodka bułka, baton czekoladowy, chipsy, przecież to nie jest jedzenie dla pierwszoklasistów.

Nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic przeciwko słodkościom, ale od czasu do czasu. Jakaś czekolada z orzechami, kruche ciasteczka owsiane czy miniserniczki z pistacjami. Zastanawia mnie też, dlaczego zdrowe jedzenie jest powodem do żartów, do wyśmiewania i dokuczania drugiemu człowiekowi?

Drodzy rodzice, mam do was dwie prośby. Po pierwsze, zacznijcie uczyć swoje dzieci szacunku do drugiego człowieka, a po drugie, zanim włożycie im batony i cukierki do śniadaniówki, zastanówcie się dwa razy. Dla ich dobra."

Czytaj także: https://mamadu.pl/190151,to-byla-ostatnia-wycieczka-mojego-syna-nie-stac-mnie-na-sponsoring