Dzieci wygłupiały się w kolejce do kasy. Słowa kasjerki sprawiły, że chciało mi się płakać
Niczym z listu do redakcji
Po publikacji wielu listów od czytelników zwracam po prostu też uwagę na takie sytuacje z udziałem rodziców i dzieci w restauracjach, sklepach, urzędach, bo to po ludzku inspiracja do przemyśleń i kolejnych naszych artykułów, ale również inspiracja dla mnie jako mamy. Czasami podpatrzę jakąś kobietę, która wyjątkowo mi imponuje swoim spokojem, czułością i ciepłem, i sama wtedy staram się bardziej skupiać na wdzięczności za moją rodzinę, a nie na narzekaniu, zmęczeniu i niecierpliwości.
Ostatnio spotkała mnie sytuacja, o której mogłaby opowiedzieć nasza czytelniczka w liście do redakcji. Mianowicie wracałam z dwójką dzieci z przedszkola. Byłam już po pracy, pogoda była ładna, więc postanowiliśmy nie iść do domu od razu: zaszliśmy do parku, a później na zakupy. Moi synowie – lat 6 i 4 – bardzo dokazywali. Kto ich zna, wie, że z nimi nie ma nudy, ciszy i spokoju, a ja liczyłam na to, że wybiegają się trochę.
Zrobiliśmy zakupy i podczas podliczania produktów przez kasjerkę chłopcy skakali dookoła, wygłupiali się i przedrzeźniali, mimo moich wielu próśb o kilka minut cierpliwości. W końcu zrezygnowana przeprosiłam kasjerkę za zamieszanie, które wywoływali w sklepowej kolejce.
Wsparcie przypadkowej kobiety
Widziałam, że podczas całego naszego kontaktu ta kasjerka z miłym uśmiechem zerkała na chłopców. Wyglądała, jakby w ogóle nie przeszkadzały jej głośne śmiechy. Zagadała nawet wcześniej do mnie słowami: "Trzeba mieć przy nich oczy dookoła głowy, prawda?". Westchnęłam i z uśmiechem odpowiedziałam, że tak, trzeba być ciągle czujnym. I że czasem – przyznaję – nie ogarniam.
Pani kasjerka, kobieta koło 50., spojrzała na mnie z czułością, po czym powiedziała tylko: "Nawet nie wiesz, jak bardzo dajesz radę. Tyle, ile z siebie dajesz, to jest na pewno twoje dzisiejsze 100 procent". I mimo tego, że nie byłam bardzo zmęczona, zirytowana i przebodźcowana, miałam w tamtej chwili ochotę zalać się łzami. Łzami wzruszenia i wdzięczności za jej słowa. Wydawało mi się, że ogarniam, a tymczasem jej słowa pokazały mi, że jednak mimo wszystko potrzebowałam tego poklepania po ramieniu i uznania od drugiej kobiety.
Po całej sytuacji pomyślałam, że to taka historia jak te, które tu publikujemy, a którymi dzielą się nasze czytelniczki. Dlatego też postanowiłam ją opowiedzieć i pokazać innym kobietom, że wspieranie się jest fajne i powinnyśmy to robić częściej. Nawet jeśli wydaje nam się, że u innych koleżanek, znajomych, a nawet obcych mijających nas na ulicy, wszystko jest w porządku i sobie radzą, nie zaszkodzi im dać znać, że podziwiacie je za to, jakimi heroskami są.
Bo każda kobieta i matka jest bohaterką. Powiedzcie o tym dziś jakiejś matce z waszego otoczenia. Nigdy nie wiecie, czy nie potrzebuje poklepania po ramieniu lub słów podziwu. Może się okazać, że nawet ona sama nie wiedziała, że ich potrzebuje, a tymczasem taki niewielki gest może mocno dmuchnąć w jej skrzydła.
Czytaj także: https://mamadu.pl/164902,po-porodzie-trzeba-tez-dbac-o-matke-nie-tylko-o-noworodka