Nauczycielka: "Uczniowie tracą motywację. Rodzice niesłusznie obarczają nas winą"

Klaudia Kierzkowska
21 października 2024, 15:29 • 1 minuta czytania
Na nauczycielach spoczywa ogromny obowiązek. To oni w znacznym stopniu odpowiedzialni są za edukację i wychowanie naszych dzieci. To oni mierzą się z wieloma wyzwaniami i trudami wpisanymi w zawód nauczyciela. A rodzice, zamiast podziękować i docenić, to często zdarza się, że obarczają ich winą. Nasza czytelniczka zdradziła, jak to wygląda z perspektywy wychowawcy.
Współcześni uczniowie bardzo ułatwiają sobie życie. fot. shapovalphoto/123rf
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Jestem nauczycielką z wieloletnim stażem. Z rosnącym niepokojem obserwuję, w jakim kierunku podąża współczesna młodzież. Uczniowie błądzą jak we mgle, ja się temu przyglądam, próbuję zaradzić, a zamiast słowa dziękuję, słyszę tylko pretensje i niezadowolenie ze strony rodziców" – czytam we wstępie.


Problem narasta

List nadesłany przez wychowawczynię trzeciej klasy jest obszerny i przepełniony mnóstwem emocji. Dominuje żal, gorycz i niezrozumienie. Pozwolę sobie przytoczyć najistotniejsze fragmenty.

"Kiedyś nauczyciel był kimś. Uczniowie odnosili się do niego z szacunkiem, słuchali i traktowali jak autorytet. Z roku na rok niewidoczna granica się zaciera, a dystans między nauczycielem a uczniami zmniejsza, czego akurat nie popieram. Jednak problem tkwi nie tylko w coraz większej bezpośredniości, ale w zaangażowaniu, podejściu i chęci do nauki. A z tym to akurat ciężko" – czytam w początkowym fragmencie.

"Robimy wszystko, co w naszej mocy, by dotrzeć do pokolenia współczesnych uczniów, ale czasami ręce nam opadają. Prawdą jest, że dostosowujemy się do nowej rzeczywistości, przygotowujemy lekcje multimedialne i łączymy przyjemne z pożytecznym. Dwoimy się i troimy, by w jak najprzystępniejszy sposób im coś wytłumaczyć, by zrozumieli, a nie uczyli się na pamięć. Wykorzystujemy nowe technologie, wspieramy się tym, co oferuje współczesny świat.

Jednak nie tylko my do tego mamy dostęp, ale też uczniowie. Ja zadaję im lekturę do przeczytania, a oni, zamiast wziąć papierową wersję książki do ręki, szukają i wykupują audiobooki. Wkładają słuchawki do uszu, kładą się na kanapie, a lektura się sama czyta.

Korzystają z tych wszystkich udoskonaleń, które nawet wypracowanie za nich mogą napisać. Zamiast usiąść, poćwiczyć płynne czytanie, słuchają nagranych wersji. Zamiast napisać coś samemu, rozwiązać zadanie, to spisują wersje opracowane przez komputer. A potem, kiedy na sprawdzianie mają sami napisać jakąś wypowiedź, to zdania sklecić nie umieją" – pisze nauczycielka w dalszej części.

"A rodzice albo udają, że nie wiedzą, albo naprawdę tak są zajęci, że nie dostrzegają problemu. A potem dziwią się, że ich dzieci dostały oceny, które pozostawiają wiele do życzenia. Już kiedyś usłyszałam, że to moja wina, że mam nieodpowiednie podejście do dzieci i nie potrafię im wiedzy przekazać.

Uczę, tłumaczę, ale za to, co dziecko robi w domu, to ja już odpowiedzialna nie jestem. Gdyby jeden rodzic z drugim dokładniej przyjrzał się swojemu dziecku, zapytał o lekturę zadaną do przeczytania czy pojęcia do nauczenia, to może by dostrzegł, gdzie tkwi problem.

Rodzice obarczają nas winą za rzeczy, na które niestety nie mamy większego wpływu" – pisze nauczycielka.

Czytaj także: https://mamadu.pl/189773,lagodna-edukacja-to-pomylka-przez-nauczycielke-corka-nie-ma-motywacji