Nauczycielka nie zrobiła wpisu do Librusa i się zaczęło. Tak rodzice niszczą to pokolenie

Dominika Bielas
14 października 2024, 09:20 • 1 minuta czytania
Zaczął się październik i szkolne tematy to nadal stały element rozmów towarzyskich. Trudno się dziwić, gdyż wiele z nich budzi kontrowersje lub niepokój wśród rodziców. Ostatnio spotkałam z koleżanką, a historia, która mi opowiedziała, mocno mnie zasmuciła. Tak sobie myślę: szkoda, że niektórzy rodzice nie widzą, że szkodzą własnym dzieciom. 
Kiedy dzieci mają się uczyć odpowiedzialności jak nie w szkole? Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Nie jestem fanką Librusa. Uważam, że narzędzie to bardzo niekorzystnie wpływa na rozwój samodzielności naszych dzieci. We wszystko zaangażowani są rodzice, którzy muszą pilnować wiadomości, ogłoszeń i terminarzy, niczym sekretarki własnych dzieci. Wiedzą także o każdym ruchu swojej pociechy: nieobecność, gorsza ocena... Od razu wpada powiadomienie. Jak pokazuje historia mojej koleżanki, okazuje się, że niektórym rodzicom bardzo to pasuje.


Mamo, na jutro potrzebuję

Chyba każdy z nas zna memy o kasztanach na jutro, o których dziecko przypomina sobie środku nocy. Bawi bardzo, ale jednak w czasach Librusa takie rzeczy po prostu nie mają prawa się wydarzyć. Nauczyciel wpisuje w kalendarzu dokładnie, na który dzień trzeba coś przynieść, a mama lub tata mogą tego dopilnować. W szkole córki mojej koleżanki zadziała się jednak dość niespotykana rzecz. Aż dziw, że rozwścieczyło to rodziców. 

Córkę koleżanki o godzinie 22:00 olśniło, że na kolejny dzień potrzebuje kolorowych filców i muliny. Na szczęście Patrycja (moja znajoma) uwielbia rękodzieło i mogła poratować 10-latkę. Uprzedziła ją jednak, że następnym razem może się to nie udać. Niech koniecznie zapisuje w zeszycie, co trzeba przynieść na kolejne zajęcia.

– Każdy rodzic musi to najwyraźniej przejść, ale tak naprawdę to ważna lekcja. Zobaczymy czy Ala wyciągnie z niej wnioski – podsumowała z uśmiechem Patrycja. Kilka dni później zadzwoniła do mnie totalnie zszokowana.

To wina pani?

Okazuje się, że część rodziców zrobiła awanturę, że pani nie wpisała do Librusa tego, co trzeba przynieść na lekcję techniki. Uważają, że to jej wina, że dzieci nie zabrały niezbędnych materiałów, w związku z tym nie ma prawa stawiać uczniom nieprzygotowań. Kobieta broni się, mówiąc, że na pierwszej lekcji poinformowała uczniów, że nie będzie takich rzeczy wpisywać w system. Jej zdaniem muszą trenować samodzielność. 

Według mnie to świetna postawa i uważam, że więcej nauczycieli powinno tak robić. (Jestem naprawdę zmęczona tym ciągłym zaglądaniem do Librusa). W końcu to kilkanaście lat szkoły, kiedy nasze dzieci mogą trenować swoją pamięć, odpowiedzialność i samodzielność. Chyba warto pozwolić na taką lekcję nawet kosztem kilku minusów?

Czytaj także: https://mamadu.pl/166951,dziennik-elektroniczny-dziecko-nie-czuje-sie-za-siebie-odpowiedzialne