"Teściowa mówi, że zabieram córce dzieciństwo. Wszystko przez przedszkole i drzemki"
Przedszkole często budzi lęk i niepokój. Najtrudniejsze są pierwsze dni, może tygodnie. Rozłąka z rodzicami i rozpoczęcie tego, co nieznane. Przedszkolaki płaczą, nie chcą puścić rodziców, a kiedy przekroczą próg sali, tęsknią. Z czasem przyzwyczajają się, oswajają i nawet lubią tę nową rzeczywistość.
Zrobiłam to celowo
Napisała do nas Klara, mama 3-letniej Majki. Opisała swoją historię i to, z czym teraz musi się mierzyć. Jak twierdzi, to niesprawiedliwe i krzywdzące. Prosi o opublikowanie listu.
"Mam ten komfort, że prowadzę własną firmę i pracuję zdalnie. Wiadomo, czasami pojawiam się w biurze, ale raczej sporadycznie. Raz w tygodniu, czasami raz na dwa tygodnie. Dzięki temu mam spokojną głowę, bo wiem, że moje dziecko zawsze i wszędzie może na mnie liczyć. Nie muszę prosić szefa o urlop, gdy Maja jest chora, nie muszę się martwić, co zrobić, by wyrwać się wcześniej z pracy, bo muszę coś załatwić.
Jestem przy niej zawsze, gdy tego potrzebuje. Majeczka w tym roku skończyła trzy lata. Wcześniej planowałam, że zapiszę ją do przedszkola, ale w momencie, w którym przestała spać w dzień, zmieniłam zdanie. Kiedy moja córka skończyła 2,5 roku, przestała potrzebować drzemek. Na początku nakłaniałam ją do położenia się do łóżeczka, ale dość szybko zrozumiałam, że to nie ma sensu.
Wzbraniała się przed tym rękami i nogami, a ja wychodzę z założenia, że nic na siłę. I właśnie wtedy zaczęłam się zastanawiać nad przedszkolem i leżakowaniem. Wiem, że w starszych grupach dzieci już nie kładą się po obiedzie spać, ale u maluchów tak się praktykuje.
I jakoś sobie nie wyobrażałam tego, żeby panie nauczycielki namawiały/zmuszały Maję do spania. A przecież nie będzie też siedziała na krzesełku jak dziwadło i patrzyła, jak inne dzieci śpią. Udało mi się przekonać męża do tego, by Maja, póki co została ze mną w domu. Do przedszkola nie zapisałam jej celowo.
Co za kobieta?
Miałam spokojną głowę do momentu, w którym teściowa nie zrobiła mi nalotu na dom. Jejku, ile ja się nasłuchałam (w sumie wciąż słucham), że popełniam błąd, że zabieram córce dzieciństwo, że wyrośnie na dzikusa, dziwaka i dziewczynkę, która nie będzie umiała odnaleźć się w grupie rówieśników.
Wiem, że dzieci potrzebują ze sobą kontaktu, dlatego raz w tygodniu chodzimy z Mają na zajęcia taneczne dla maluchów, a dwa razy w tygodniu do takiego osiedlowego klubiku. Zapewniam jej wszystko, co moim zdaniem jest najlepsze. Dbam o nią, jak mogę, a ta kobieta mnie tylko oczernia.
I choć w głębi serca czuję, że postąpiłam słusznie, to te jej zarzuty czasami budzą we mnie nutkę niepewności. Jednak przecież nikt, tak jak matka nie wie, czego potrzebuje jej dziecko. Przecież nic takiego się nie stanie, jeśli Maja pójdzie do przedszkola za rok czy dwa. Dzieciństwa na pewno jej tym nie zmarnuję".