Współczesna młodzież bez rodziców wyginie. Pytanie o bułkę dobitnie o tym świadczy

Hanna Szczesiak
22 sierpnia 2024, 14:02 • 1 minuta czytania
Zwykle bronię nastolatków i dzieciaków z pokolenia alfa, bo doskonale pamiętam, że gdy byłam w ich wieku, słyszałam pod swoim adresem te same komentarze: na temat tego, jak się ubieram, jakie mam zainteresowania, jak się odzywam. Jest między nami jednak pewna różnica: gdy podnosiłam wzrok, widziałam niebo, a nie klosz, którym otoczyli mnie rodzice.
Dzieciom brakuje samodzielności, bo rodzice chcą zrobić dla nich wszystko. Dosłownie. Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

To osobisty wstęp do równie osobistej historii, która przytrafiła mi się kilka dni temu. Niby osobistej, a jednak nie o mnie, a o współczesnych dzieciach i o tym, na kogo wyrosną.


Da mi pani tę bułkę, dla dziecka

Warszawa, osiedlowa piekarnia – sieciówka dostępna niemal na każdym rogu. Mieszkam w tym samym miejscu od lat, więc chętnie ucinam sobie z paniami z piekarni pogawędki, choć zwykle mówię, że nie znoszę small talków. Tym razem była to sobota, piekarnia czynna do 14. O 12 niewiele już w niej zostało, liczyłam, że stojąca przede mną kobieta nie wykupi ostatniego chleba wileńskiego.

– Firmowy poproszę, krojony. Do tego cztery sznytki – mówi. Odetchnęłam z ulgą, wileński będzie mój.

– Misia, chcesz coś? Chcesz bułeczkę? – kobieta zwróciła się do stojącej obok niej dziewczyny. Zdrobnienie sugerowało, że Misia ma 3 lata, ale mogła mieć nawet 13. Ubrana w krótki top i spodnie bojówki wystukiwała coś na telefonie bardzo długimi paznokciami. Przytaknęła.

– To jeszcze ze dwie brioszki poproszę – dodała kobieta. W odpowiedzi usłyszała, że nie ma. Nie zraziło jej to.

– To może na zapleczu są? Może ma jeszcze gdzieś pani schowane? Tylko dwie chcę – nie dawała za wygraną. Jakby "tylko dwie" miało sprawić, że bułki (pyszne, swoją drogą) magicznie się upieką. – Córka chce brioszki, co teraz mamy zrobić?

Brioszki się nie zmaterializowały. W końcu waleczna matka nastolatki poddała się, wzięła firmowy i sznytki, zapłaciła i wyszła, Misia za nią. W oczekiwaniu na pokrojenie wileńskiego mogłam zamienić kilka słów z pracownicami. Jedna z nich, ta, która była o krok od zaprowadzenia mamy Misi na zaplecze, by udowodnić jej, że nie chowa przed nią brioszek, opowiedziała:

– To jeszcze nic. Była wczoraj tu taka babka, stała klientka, też musi być tu z osiedla. To była 18:30, a my do 19 jesteśmy otwarci. Wzięła jakiś chleb i pizzerinkę, mówi, że dla syna i czy jej podgrzejemy. No to ja mówię grzecznie, że jest już 18:30, a my po 18 zwykle wyłączamy piece, żeby do 19, do zamknięcia, wystygły. Jak się na mnie rzuciła, że jej syn lubi ciepłe. To jej już mniej grzecznie powiedziałam, żeby mu do piekarnika na 5 minut włożyła albo do mikrofali. To się wydarła jeszcze bardziej, że tyle sobie liczymy za taki jeden kawałek pizzy, że już naprawdę mogłabym jej podgrzać i nie żałować. Nie odpuściłam, więc zapłaciła za ten chleb i pizzę, i wyszła taka obrażona.

Bo zasługują na wszystko, zawsze i wszędzie

Bułka, pizzerinka, błahostki, które nie mają żadnego znaczenia. A jednak to z tych błahostek tworzymy obraz współczesnego pokolenia – zarówno dzieci, jak i ich rodziców. To właśnie te z pozoru nieznaczące drobiazgi w szerszym kontekście nabierają znaczenia. Tak jak i tu. Mama chciała kupić córce bułkę, co w tym złego? Inna chciała dla syna ciepłą pizzerinkę, to wyraz troski. Jasne. O ile to są jednorazowe sytuacje, a coraz częściej słyszę (i widzę), że rodzice starają się trochę za bardzo.

Bo gdzie kończy się troska, a zaczyna chowanie pod kloszem? Nie ma ulubionej bułeczki, zrobię awanturę. Nie dostanę ciepłej pizzy, zrobię awanturę. Będzie czwórka ze sprawdzianu, zrobię awanturę. Kłótnia z koleżanką z klasy, zrobię awanturę. A jak nie zrobię awantury, to chociaż pomogę tej mojej Zosi czy temu mojemu Antkowi, ułatwię, niech się tak nie męczą. Na obowiązki przyjdzie czas, to jeszcze dzieci. Jeszcze w życiu będą miały pod górkę.

Obawiam się, że to może być potężna góra, skoro dzieci są przyzwyczajone do tego, że rodzice podsuwają im wszystko pod nos i nie uczą znaczenia słowa "nie". Ciekawe, jak na tę górę wejdą.

Czytaj także: https://mamadu.pl/185534,z-pokoleniem-alfa-nie-da-sie-dogadac