Wyśmiewała wyjazd nad Bałtyk. Po all inclusive w Bułgarii było jej wstyd
Wakacje nad morzem
"Kocham nasz polski Bałtyk i nie wyobrażam sobie wakacji bez choćby kilku dni na Półwyspie Helskim, na którym panuje wyjątkowy klimat. Kiedy tylko mijasz Władysławowo, nagle czuć w powietrzu ten luz, który bije z przemierzających chodnik osób. Wszyscy zmierzają nad zatokę, by popływać na windsurfingu albo poleżeć na piachu i popatrzeć na wodę" – zaczyna swój list nasza czytelniczka Maria.
"Czuję się tam jak w domu i zupełnie inaczej odpoczywam niż np. na luksusowych wakacjach w hotelu z basenem. W te wakacje jak co roku wybraliśmy się z rodziną do Juraty, gdzie znamy już prawie każdy kąt. Zanim poszłam na urlop, opowiadałam z ekscytacją koleżankom z pracy, że już nie mogę się doczekać tego wyjazdu: chodzenia w klapkach i uczucia sztywnych od morskiej soli włosów.
Widziałam, że jedna z koleżanek z biura patrzy na mnie jak na wariatkę. Po chwili zapytała, czy nie przeszkadza mi, że muszę brać ze sobą też kalosze, kurtkę przeciwdeszczową i wełniany sweter, bo przecież nad polskim morzem nie ma warunków, żeby się chociaż opalić".
Koleżanka woli tropikalny urlop
Maria opowiada, jak wyglądała rozmowa ze znajomą z pracy: "Przyznałam, że uważam tę zmienność pogodową za urok tego miejsca i już się przyzwyczaiłam. Prawda jest też taka, że deszcz i wiatr to część klimatu Półwyspu i gdyby jej zabrakło, byłoby mi chyba przykro. Nie bez powodu wolę to niż palmy i skwar w tropikach.
Na te słowa moja znajoma z powątpiewaniem rzekła, że ona woli odpoczynek na słońcu, kiedy ma pewną pogodę i pod nos podstawione hotelowe atrakcje. Do tego nie martwi się o wyżywienie dla całej rodziny czy drinki, jeśli będzie miała na nie ochotę. Wyśmiała moje 'helskie wakacje', twierdząc, że ona jedzie na all inclusive, więc wróci opalona na czekoladę i wypoczęta, a ja będę zła z powodu wiatru i deszczu.
Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że właściwie nie powiedziała dokładnie, gdzie się wybiera. Obstawiałam wakacje w Turcji albo Grecji, gdzie jest dość luksusowo, tak jak Kaśka lubi. Przy tym pogoda faktycznie jest iście tropikalna. Kiedy wróciłyśmy obie w tym tygodniu z urlopów, zaczęłyśmy na kawie wymieniać się wrażeniami z wakacji. Ja byłam wypoczęta i zadowolona. Choć przyznałam, że z pogodą bywało różnie, to nawet ładnie się opaliłam, bo dużo było słonecznych dni. Kaśka też wróciła opalona, tak jak planowała, dlatego zakładałam, że wakacje jej się udały".
Nigdy więcej Bułgarii
"Kiedy spytałam o jej wrażenia, przyznała, że nie do końca było tak, jak marzyła. Wybrali bowiem z mężem na wyjazd Bułgarię, w której jak się okazało, czas stanął chyba w czasach PRL-u. Przyznała, że hotel był nawet w porządku, ale wybór jedzenia pozostawiał wiele do życzenia. Cieszyły się tylko jej dzieci, które mogły jeść frytki i pizzę pod dostatkiem. Dodatkowo największą zmorą kurortu, do którego się wybrali, było bułgarskie przyzwolenie na palenie papierosów.
Ani Kasia, ani jej mąż nie palą, więc to był dla nich uciążliwy element. A w Bułgarii palą wszyscy i wszędzie – nawet w restauracjach często nie ma stref dla palących, tylko rodziny z dziećmi siedzą w dymie razem z palaczami. Podobnie było nawet na hotelowej plaży. Przyznała mi, że w takiej sytuacji chyba urlop w Juracie byłby zdrowszym i bardziej relaksującym wyjazdem. Poczułam satysfakcję, ale równocześnie bardzo mi jej było szkoda, że nie udały jej się wymarzone wakacje all inclusive" – opowiada na koniec nasza czytelniczka.