"Byłam na all inclusive w Hiszpanii, by zaimponować koleżankom. Ale to mi opadła szczęka"
"Jakoś nigdy nie fascynowały mnie te zagraniczne wakacje. Bałtyk, piach i parawaning w zupełności mi wystarczały. Ale nie myślcie, że mnie nie stać, że jestem jakaś gorsza. Nie, nie, nic w tym stylu. Po prostu nie gnałam za tłumem i jechałam tam, gdzie mi się podobało. Nie wiem, czy wiecie, ale w ubiegłym roku za najzwyklejszego gofra z cukrem pudrem nad tym naszym Bałtykiem musiałam zapłacić 20 zł. O zgrozo!
Ile można o tym gadać?
Kilka miesięcy temu zmieniłam pracę, na taką z wyższej kategorii. Jestem księgową w dużej firmie. Takiej trochę 'bą tą pierdą'. Wszyscy elegancko ubrani, na lunche chodzą na miasto. No musiałam się dostosować, by nie wyjść na dziwaka, choć nie ukrywam, że najbardziej lubię to moje domowe jedzenie. Zawsze przynosiłam sobie w boxach, ale teraz już nie wypada.
Moim nowym 'koleżankom' buzia się nie zamyka. 'Byłam tu', 'byłam tam' – przechwalają się na każdym kroku. Czego to one nie widziały, czego nie próbowały, na jakiej to sztuce nie były. No drogi panie, toż to wstyd być takim chwalipiętą. Jakoś od czerwca wzięły na tapet nowy temat: 'wakacje all inclusive'.
Ta była w Tunezji, tamta w Egipcie, a jeszcze kolejna wróciła właśnie z Grecji. No i co? Miałam powiedzieć: 'Byłam nad Bałtykiem i zajadałam się goframi, które popijałam małą czarną z termosu.' Chyba by mnie wyśmiały.
Jak szaleć, to szaleć
Wiedziałam, że Bałtyk w tym roku nie przejdzie. W poprzedniej pracy takie wakacje byłyby z kategorii: 'na wypasie', ale w tej, chyba te paniusie w markowych garsonkach patrzyłyby na mnie jak na dziwaka. 'Mężu, szalejemy. Jedziemy na all inclusive do Hiszpanii' – powiedziałam, a on popatrzył na mnie jak na zjawisko. Wiedział, że nie ma co dyskutować, bo jak ja sobie coś postanowię, to mi tego nikt z głowy nie wybije.
Egipt, Tunezja, Turcja, Grecja czy Bułgaria wydawały mi się jakieś takie mało prestiżowe. Ale Hiszpania brzmi już całkiem nieźle. Jak szaleć, to szaleć! Zaczęłam przeglądać oferty i o mało co z butów nie wyskoczyłam. Za pobyt naszej trójki w hotelu pięciogwiazdkowym musiałabym zapłacić miliony. Wybrałam taki z nieco niższej kategorii, z nadzieją, że i tak będę traktowana jak dama. W końcu za tyle tysięcy to mogę chyba tego wymagać?
Wyszło jak zwykle
Pojechałam z oczekiwaniami i marzeniami, a wróciłam z rozczarowaniem i podkurczonym ogonem. Jednak trzygwiazdkowy hotel nie należy do tych z najwyższej kategorii. Pokój raczej średni, obsługa też pozostawiała wiele do życzenia. I tak w ogóle to ja myślałam, że na tych wakacjach all inclusive, którymi wszyscy przechwalają się na prawo i lewo, to chociaż kelner jedzenie przynosi do stolika.
Ale gdzie tam! Musieliśmy stać w tych kolejkach, jedzenie podane w bemarach. Wszystko miało ten sam smak, czyli nijaki. Przy hotelowym basenie musieliśmy toczyć walkę o leżaki. Syn biegł z samego rana i kładł ręczniki. Lody nieziemsko słodkie, już po jednej gałce miałam dość. Gofry usmażone wcześniej, zero chrupkości.
Wróciliśmy kilka dni temu. I wiem jedno, wakacje all inclusive w Hiszpanii nawet do pięt nie dorastają wakacjom nad Bałtykiem. No ale cóż, byłam głupia, to mam za swoje. Tylko teraz się zastanawiam, co mam powiedzieć tym moim nowym koleżankom, kiedy zapytają, jak minął mi urlop? Lepsza będzie brutalna prawda czy piękne kłamstwo?".