Uczniowie dostali na koniec roku upokarzające dyplomy, dyrektorka (nie) przeprasza
O co poszło? O dyplomy na koniec roku szkolnego. Wiadomo, że wyróżnienia wywołują silne emocje. Krytykowane są te za 100-proc. frekwencję, dostaje się świadectwom z czerwonymi paskami, tym razem jednak kogoś naprawdę poniosła fantazja. A raczej brak refleksji i zwykłej wrażliwości. Uczniowie Szkoły Podstawowej nr 48 im. Adama Próchnika w Warszawie dostali na zakończenie roku dyplomy, który były, delikatnie mówiąc, kontrowersyjne.
Kontrowersyjne dyplomy na koniec roku
Dyplomy wręczono m.in. "marzycielom" i "drzemaczom lekcyjnym". I tak marzyciel, jak dowiadujemy się z dyplomu, "zwykle jest nieprzygotowany do lekcji i wyrwany przez nauczyciela odpowiada nie na temat", drzemacz lekcyjny natomiast to "uczeń wiecznie zmęczony, ciągle śpi na lekcjach".
Zdjęcia dyplomów szybko trafiły do sieci, w swoich profilach w mediach społecznościowych udostępniły je Joanna Flis, psycholożka oraz Aneta Korycińska, polonistka znana jako Baba od polskiego. "Jestem porażona i mam nadzieję, że ktoś tego młodego człowieka przeprosi, i wskaże jego zasoby w sposób, który pozwoli mu się rozwinąć", pisała Flis, "Jak tak można traktować ludzi? Ktoś tu musi odrobić lekcje (sic!) z człowieczeństwa", grzmiała Korycińska.
Dyrektorskie non-apology
...czyli przepraszam, ale nie przepraszam. Gdy sprawę antydyplomów podchwyciły media, dyrekcja szkoły poczuła się skrzywdzona. Bo jak to tak? Przecież chcieli dobrze! A w ogóle to nie pomysł dorosłych. Jak wyjaśnia na profilu szkoły dyrektorka placówki, dyplomy powstały bowiem z inicjatywy samorządu uczniowskiego, który przeprowadził przed zakończeniem roku szkolnego konkurs na Ucznia Roku i Nauczyciela Roku.
"Przedstawiciele Samorządu Uczniowskiego z własnej inicjatywy przygotowali sześć kategorii (np. lider, uczeń społecznik, drzemacz lekcyjny czy marzyciel), w których dzieci wybierały spośród swoich kolegów i koleżanek na poziomach klas. Dla nauczycieli przygotowano osiem kategorii, np. diamentowa piła, mega magiel, mistrz ciętej riposty", czytamy w oświadczeniu zamieszczonym na Facebooku w niedzielę, 23 czerwca [pisownia wszystkich cytatów oryginalna – przyp.red.].
Pani dyrektor wyjaśniła, że wszystko ze strony dorosłych było w porządku: "W każdej klasie wielokrotnie tłumaczono, by potraktować tę inicjatywę w kategorii zabawy, podkreślano, że absolutnie nie ma ona na celu stygmatyzowania, dyskryminowania czy poniżania kogokolwiek na forum klasy czy szkoły. Stygmatyzacją dziecka byłoby wykluczenie go z udziału w konkursie, a tego chcieliśmy uniknąć, mając na uwadze dobrostan każdego ucznia, zwłaszcza tego o szczególnej wrażliwości i potrzebach".
Wzruszające, prawda? Na pewno żaden "drzemacz lekcyjny" i jego alter ego "marzyciel" nie poczuli się zranieni takimi etykietkami, bo – jak dalej brnie pani dyrektor – "nie opisują cech charakteru, tylko w sposób przejaskrawiony i w swojej istocie satyryczny (np. słowo 'drzemacz') wskazują na charakterystyczne, co nie oznacza notoryczne, zachowania poszczególnych uczniów nikogo nie powinny urazić".
No ale gdyby jednak trzeba było troszkę podreperować wizerunek szkoły, to ok, od tego są przecież nieprzeprosiny. "Jako dyrektor szkoły biorę odpowiedzialność za jej wszystkie działania i jeżeli ktokolwiek poczuł się urażony przepraszam w imieniu swoim i nauczycieli". I wyłączono możliwość komentowania oświadczenia. Słusznie, bo już w jego udostępnieniach mamy przedsmak tego, co moglibyśmy w nich przeczytać:
"Jeżu kolczasty. Czy ktoś do jasnej... zabezpieczył dzieci z tego samorządu przed hejtem, który dorosły człowiek, odpowiedzialny za prowadzenie szkoły teraz próbuje przekierować na nich?", pytała zatroskana Aleksandra Wenelska z Fundacji Prodeste.
A może by tak dyrekcji wręczyć post factum album dla "Umywacza rąk" lub "Mistrza pedagogiki"? Tak tylko to proponuję, ale oczywiście w sposób przejaskrawiony i satyryczny, absolutnie nie w celu stygmatyzowania.
Czytaj także: https://mamadu.pl/186134,apele-na-koniec-roku-szkolnego-to-festiwal-zenady-i-upokorzen-rodzicow