Mój syn jedzie na obóz, a ja płaczę w poduszkę. Na szczęście wiem, jakiego błędu nie popełnić

Klaudia Kierzkowska
21 czerwca 2024, 13:51 • 1 minuta czytania
Pamiętam jego pierwszy krzyk, te ciemnie oczka, które patrzyły na mnie tak niewinnie. Dopiero co się urodził, a już w tym roku kończy 8 lat. To niesprawiedliwe, że ten czas pędzi tak nieubłaganie i nie zwraca na nikogo uwagi. Nie mogę uwierzyć, że mój mały synek wyjeżdża w tym roku sam, na swój pierwszy w życiu obóz. Jak to możliwe? W środku cała drżę, ale nie daję tego po sobie poznać. Wspieram, motywuję i dodaję odwagi. I na szczęście wiem, jakiego błędu nie mogę popełnić.
Kiedy mój syn powiedział, że chce jechać na obóz, zaniemówiłam. fot. Marek BAZAK/EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Już za kilka dni mój syn rozpocznie prawdziwą przygodę. Będzie zdany tak naprawdę tylko na siebie. Bez mamy, taty, babci czy dziadka. Towarzyszyć mu będą koledzy, koleżanki i opiekunowie. Nie wiem, jak powstrzymam tęsknotę, jak pokonam lęk i strach. Będę starała się emanować radością, z uśmiechem na ustach pomacham na pożegnanie. A kiedy autokar zniknie za zakrętem, będę płakała jak bóbr.


Tak chciał, tak będzie

Kiedy usłyszałam, że chciałby wyjechać na obóz, zaniemówiłam. Wzięłam głęboki oddech i nie mogłam wypuścić powietrza. Nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa. Szczerze, to nawet nie wiedziałam, co powiedzieć. Dreszcz przeszył całe moje ciało, a kiedy udało mi się opanować pierwsze emocje, wydukałam, że po obiedzie o tym porozmawiamy.

I co niby miałam zrobić? Jak matka kwoka, czy krążący nad dzieckiem helikopter – zakazać? No nie, nie mogłam mu tego zrobić. Po krótkiej rozmowie doszliśmy do porozumienia. Porozmawiam z rodzicami kolegów, opiekunem obozu i razem podejmiemy decyzję. Wyjazd marzenie. Wydaje się doskonale zaplanowany, tak od A do Z. Mnóstwo atrakcji, nie ma się do czego przyczepić. Chciał, jedzie. A ja próbuję to zaakceptować i nie zwariować.

Dzwonimy, rozmawiamy

Jedno z pytań, jakie zadałam organizatorowi wyjazdu, brzmiało: "Jak mogę kontaktować się z synem?". Przecież tych budek na kartę, z których dawniej dzwoniło się do rodziców z kolonii, już nie ma. To były czasy. Czasy, do których wracam w trudniejszych momentach, w chwilach zwątpienia. Kiedy obawiam się, że nie dam rady, że czemuś nie sprostam.

I wtedy uświadamiam sobie, jak jestem silna, ile udało mi się przejść i pokonać. Te budki były istnym szaleństwem. Przerywało połączenia, coś szumiało, minuty czy żetony znikały w zastraszającym tempie. A i tak staliśmy na kolonii w długiej kolejce, by choć przez chwilę usłyszeć rodzica. Dla mojego syna to abstrakcja, dla mnie wspomnienia. Bo tak wyglądało moje dzieciństwo.

Wróćmy do obozu. Pan Adam wręczył mi karteczkę z numerem telefonu, na który mogę dzwonić, jeśli chciałabym porozmawiać z synem. Planowałam dwa razy dziennie. Przed południem i wieczorem. Myślałam, że tak będzie najlepiej, jednak teraz wiem, że popełniłabym błąd.

– Raz dziennie uważam, że jest wystarczająco. Unikamy telefonów wieczorem, po obiedzie jest bardzo dobry moment, kiedy dzieci są najedzone, żeby opowiedziały, jak było w ciągu dnia. Telefony wieczorem rozkręcają tęsknotę. Nie są dobre – mówił w rozmowie w Dzień Dobry TVN, psycholog i tata 6-letniej córki, Bartłomiej Marszałek.

Święta prawda

O ile dobrze pamiętam, do rodziców dzwoniłam raz dziennie. Wieczorem, już po kolacji. W ciągu dnia jakoś nie było czasu, byłam zajęta czymś innym. A kiedy zapadał zmrok, zaczynałam tęsknić. Marzyłam, by się do nich przytulić. Nie mogłam. Dlatego chciałam ich chociaż przez chwilę usłyszeć. Pomagało? Niekoniecznie. Tęsknota się nasilała, a oczy przepełniały się łzami. Kładłam się spać, bez uśmiechu na twarzy.

Dopiero rano, wraz ze wschodem słońca, wstawał nowy, lepszy dzień. Dużo się działo, nie miałam czasu myśleć i tęsknić. A wieczorem znów dzwoniłam i próbowałam opanować emocje. Błędne koło, a ja jak ten chomik kręciłam się w nim bez celu.

Teraz sama jestem mamą. Teraz to ja będę dzwoniła do mojego dziecka. Ale jest jedna różnica, zadzwonię po obiedzie, a nie wieczorem. Dla jego dobra. Damy radę, synku! To będzie wspaniały czas.

Czytaj także: https://mamadu.pl/175280,chrzest-na-koloniach-corka-zadzwonila-roztrzesiona-przemocowym-zachowaniem