"Nigdy więcej nie polecę samolotem na all inclusive. Już wolę jechać do Turcji rowerem"

Klaudia Kierzkowska
20 czerwca 2024, 13:17 • 1 minuta czytania
Jedni dopiero szykują się na zagraniczne wojaże, inni już z nich wracają. Dlaczego tak szybko? Ano dla oszczędności. Wakacje 'przed sezonem' są tańsze od tych w lipcu czy sierpniu. "Nigdy więcej nie wsiądę do samolotu" – usłyszałam od przyjaciółki, która właśnie wróciła z Turcji.
Wakacje all inclusive to błogie lenistwo. fot. Michal Wozniak/EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Na wakacje czekam przez cały rok. Kiedy opadam z sił, kiedy codzienne życie daje w kość, zamykam oczy i widzę morze. Słyszę szum fal i czuję ten charakterystyczny zapach świeżego powietrza, który kojarzy mi się z urlopem. A kiedy mam dość leżenia na plaży, lecę myślami w góry. Wyobrażam sobie, że stoję na szczycie, podnoszę ręce i próbuję dotknąć chmur. Odpoczywam. Otwieram oczy i czuję wewnętrzny spokój. Wracam do domowych obowiązków, ale już z inną energią, lepszym nastawieniem.


Wakacje, znów będą wakacje

Nie muszą być na końcu świata, nie muszą być nawet za granicą. Biorę wszystko, co przynosi los. Korzystam z każdej nadarzającej się okazji, ale przy małych dzieciach nie ma ich niestety zbyt wiele. Uwielbiam słuchać o podróżach odbytych przez rodzinę, przyjaciół, znajomych. To mnie wzbogaca, rozwija. Otwiera oczy na pewne sprawy.

Są też wakacje z nieco innej kategorii. All inclusive. Czyli: jedzenie, spanie, leżenie na plaży i animacje. Błogie lenistwo. Nicnierobienie. Choć po kilku dniach takie lenistwo może się znudzić, niektórzy go potrzebują. Jedną z takich osób jest moja bliska koleżanka Ewelina, która przez 10 dni wakacji all inclusive niemalże nie przekracza murów hotelu.

Odwiedziła mnie wczoraj późnym popołudniem. Zawoziła syna na zajęcia piłkarskie i skorzystała z chwili wolnego. Wpadła, by opowiedzieć o wakacjach w Turcji, z których kilka dni temu wróciła. I o dziwo, głównym tematem nie było to, co jej smakowało, a czego nigdy więcej nie wzięłaby do ust (bo o tym najczęściej opowiada po powrocie z wakacji), a to, że linie lotnicze to porażka.

Rower zamiast samolotu?

"Nigdy więcej nigdzie nie polecę już samolotem. To totalna porażka. Nie uwierzysz, co mi się przytrafiło" – powiedziała, gdy tylko przekroczyła próg mojego mieszkania.

O ile w pierwszą stronę nie było żadnych przygód, to powrót okazał się totalnym koszmarem.

"Zerwaliśmy się z łóżek skoro świt. Przed czwartą wyjechaliśmy z hotelu, by zdążyć na poranny lot. Samolot miał wystartować o 6. Tadzik marudził całą drogę, był śpiący, nic mu się nie podobało. Miał skwaszoną miną i zapytał chyba ze sto razy: 'Daleko jeszcze?'. No myślałam, że oszaleję. Kilka razy wyprowadził mnie z równowagi, ale gryzłam się w język, by nie powiedzieć czegoś, czego już po chwili bym żałowała" – opowiada.

"Byliśmy już po odprawie i marzyliśmy, by usiąść w samolocie i przespać lot. No, ale niestety, nie było nam dane, bo te nieszczęsne linie o nic nie potrafią zadbać. Ty sobie wyobraź, że mieliśmy godzinę opóźnienia. I nawet żadnego przepraszam nie usłyszeliśmy. Co za czasy. Człowiek haruje jak wół, płaci tysiące za te zagraniczne wakacje i jeszcze musi się tak namęczyć. Brak szacunku" – mówi, a ja słucham z zaciekawieniem.

"Tadzik był nie do zniesienia. Ja miałam wszystkiego dość, a Tomek tylko wywracał oczami. Kiedy usiedliśmy w samolocie, odetchnęłam z ulgą, ale byłam tak nabuzowana, że nie zmrużyłam oka przez cały lot. Dobra, dolecieliśmy. A, bo ja ci nie wspomniałam, że lądowanie mieliśmy w Katowicach, gdzie zarezerwowaliśmy hotel. Chcieliśmy zwiedzić miasto, odpocząć i dopiero rano wyruszyć do Warszawy.

No i ty sobie teraz wyobraź taką sytuację. Czekamy na bagaże, 10, 15, 20 minut. Nic. Wszyscy zabrali swoje torby, rozeszli się, a my stoimy i jak sroki w kość patrzymy się w tą kręcącą się taśmę. No zgubiły się. Cholera, nawet bagażu nie potrafią dopilnować" – opowiada pełna emocji.

"I co, załatwiamy te wszystkie formalności i mamy czekać. Ile? Nie wiadomo. Będą się z nami kontaktować. Pojechaliśmy do hotelu, tak jak staliśmy. Bez ubrań na zmianę, świeżej bielizny, kosmetyków. Z pokoju nie wyszliśmy nawet na minutę. Miasta nie zwiedziliśmy. Siedzieliśmy zmęczeni, spoceni i nawet nie mieliśmy ochoty wziąć kąpieli. To był istny koszmar.

Czekaliśmy na telefon z lotniska, ale tego dnia nikt nie zadzwonił. Dopiero jak wracaliśmy do domu, skontaktowała się z nami pani, która tym swoim 'przemiłym' głosem powiedziała, że bagaż został w Turcji i doleci do Polski. Było mi już wszystko jedno, bo i tak miałam dość. Takie rzeczy w XXI wieku?" – kontynuuje.

A na koniec dodaje: "Gdyby było bliżej do tej Turcji, to za rok wolałabym tam rowerem pojechać".

Czytaj także: https://mamadu.pl/185966,nie-stac-mnie-na-baltyk-jade-do-egiptu-na-all-inclusive-bedzie-taniej