"Piwo bezalkoholowe to oranżada. Napij się łyka". Tak rozpijamy nasze dzieci
Wystarczyło wziąć jeden dzień wolnego, by cieszyć się naprawdę długim weekendem. Tegoroczna majówka zaskoczyła pogodą, której nie możemy niczego zarzucić. Słoneczne dni i ciepłe wieczory zachęcały do przesiadywania na świeżym powietrzu. Do wycieczek rowerowych, grillowania, spotkań z rodziną i przyjaciółmi.
Beztroski czas
Nie mogłam się jej doczekać. W miejscu przebierałam nogami. Planowałam, cieszyłam się jak dziecko. Tegorocznej majówki potrzebowałam jak niczego innego. Ta chwila odpoczynku dużo mi dała. Choroby nas ominęły, samopoczucie dopisywało. Czego chcieć więcej?
Spotkanie ze znajomymi mieliśmy już od dawna zaplanowane. Cieszę się, że doszło do skutku. To był piknik z prawdziwego zdarzenia. Osób pojawiło się około 30. Głównie rodziny z dziećmi. Gwar, śmiech, nieograniczona niczym radość. Dzieciaki były w siódmym niebie. Szalały na świeżym powietrzu do utraty sił. Z przyjemnością patrzyłam, jak czerpią z dzieciństwa to, co najlepsze. Szczęście.
Jedne zajadały się kiełbaskami, drugie pieczonymi ziemniakami, trzecie najchętniej jadłyby same owoce. Ale nie na jedzenie, a na napoje chciałabym zwrócić uwagę.
Tylko dwa łyki, ok?
Z racji tego, że było to spotkanie bardziej rodzinne, aniżeli towarzyskie, alkohol był w ograniczonych i rozsądnych ilościach. Jak to mówią: "Symbolicznie, po jednym piwku". Niektórzy z procentów zrezygnowali na rzecz piwa bezalkoholowego. Też wychodzę z założenia, że przy dzieciach lepiej zachować zdrowy rozsądek. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, dlatego lepiej na wszystkie sytuacje być przygotowanym. Czy to nagły wyjazd do lekarza, czy nawet do sklepu. Na spotkaniu królowało piwo bezalkoholowe – smakowe i nie.
– Daj mi spróbować – poprosił tatę kilkuletni chłopiec. – Jasne, to bezalkoholowe, smakuje jak oranżada. Nic ci się nie stanie, ale tylko dwa łyki – odpowiedział tata i bez chwili zastanowienia podał synowi butelkę.
Ej, na serio?
Myślałam, że żartuje. Ale już po chwili nie miałam żadnych wątpliwości. On tak na serio. Dał i pozwolił się napić. Jakoś dziwnie patrzyło się na przedszkolaka z butelką piwa w ręku. Niby bezalkoholowe, ale jednak niesmak pozostał.
Nikt nie zareagował, nikt nic nie powiedział. Nie skrytykował. Chciałam krzyknąć: "Chłopie, co ty robisz?", ale jak zwykle ugryzłam się w język. Wychodzę z założenia, że to nie moja sprawa. Lepiej się nie mieszać. Wiem, że czasami trzeba zareagować. Ale nie tym razem.
Rozejrzałam się z nadzieją, że w czyichś oczach też znajdę zdziwienie, zniesmaczenie. Niczego takiego nie dostrzegłam. Zaczęłam zastanawiać się, czy to przypadkiem nie ze mną jest coś nie tak. Czy to nie ja oszalałam. Może jestem zbyt spięta, a inni są wyluzowanymi rodzicami? Po chwili usłyszałam szepty, ciche rozmowy. Inne mamy też nie kryły swojego oburzenia. Ale tylko one. Ojcowie nie podejmowali tego tematu. Uznali to za... normalne?
Nie przyzwyczajaj
Czy dzieciom można podawać piwo bezalkoholowe? Moi zdaniem nie. Polskie przepisy jednoznacznie określają, że piwo zero to napój, którego zawartość alkoholu nie przekracza 0,5 proc. objętości. Czyli niby nic, a jednak.
I co równie ważne, jak nie najważniejsze – pozwalając dziecku spróbować piwa bezalkoholowego, kształtujemy w nim złe nawyki i przyzwyczajania, co może skutkować częstszym piciem alkoholu w wielu nastoletnim. Nie oswajajmy dziecka z kulturą picia – to moje zdanie i na pewno go nie zmienię. Fakty, że to majówka, że można wyluzować, że to tylko dwa łyki, do mnie nie przemawiają.
Czytaj także: https://mamadu.pl/184550,ta-sytuacja-otwiera-oczy-nawet-nie-bylismy-pijani-a-zawiodlam-dziecko