Do wszystkich matek, które czują, że mają ochotę wyć. Posłuchajcie tych słów
"Każdemu to się przytrafia"
Dlaczego wyciągam takie śmiałe, butne, wnioski? Ponieważ, jak, mówi psycholożka Julia Izmalkowa: "Każdemu to się przytrafia". I jestem pewna, że nam, matkom, szczególnie często. Naszą rolą jest bowiem opieka nad tyloma aspektami życia swojego i innych, że zmęczenie, wyczerpanie jest wpisane w ten scenariusz.
Dlaczego wstydzimy się własnych łez? Bo one mają znaczyć z założenia o naszej słabości, o naszej nieudolności, o naszej porażce. Człowiek szczęśliwy, spełniony, pełen, nie płacze, nigdy. Taką mamy wizję, karmioną amerykańskimi produkcjami serialowymi, kontentem "influencerek" na Instagramie.
A ja powiedziałabym więcej: człowiek pełen, świadomy i najprawdopodobniej szczęśliwszy niż ktokolwiek inny, potrafi płakać, pozwala sobie na łzy, na szloch. Pozwala sobie na czucie życia w każdej jego postaci, nie tylko na to, co jest przyjemne. Takie założenia są z góry skazane na niepowodzenie.
Macierzyńskie porażki
Psycholożka w swoich słowach podnosi ważną kwestię: "Zakrywałaś usta, ponieważ bałaś się oceny: że jesteś histeryczką, złą matką, nie kochasz swojego dziecka".
Kobiety w całej swojej emocjonalności są wielką siłą napędową ludzkości. Jednak czasami, nawet największe twardzielki mają prawo do dnia wolnego. Do przyznania: "Teraz to mną ktoś musi się zająć, nie mam już siły". Widziałam takie kobiety, które nie miały do kogo zwrócić się o pomoc. Widziałam ich upadki.
Odpowiedzialność mentalna za dzieci, własny dobrostan, dom, rodzinę, to wiele. Bez wsparcia zbyt wiele jak na jedną osobę. Dajmy sobie prawo do łez, do szlochu, do histerii. Czasami to jedyne oczyszczenie i odpuszczenie, jakie jest dostępne w zasięgu ręki.
Dla dobra swojego i naszych dzieci możemy robić wszystko, by utrzymać się na powierzchni. Jeżeli jest naprawdę ciężko, wyciągnijmy dłoń o pomoc do profesjonalistów.