Ja też krzyczę, zbyt często. Kiedy tracę równowagę, cała rodzina ją traci

Magdalena Woźniak
30 października 2023, 13:44 • 1 minuta czytania
Trzaśnięcie drzwiami, silne emocje, głos, który w jednej chwili zamienia się w syk, krzyk. Nie udawajmy, że istnieją domy, w których to się nie dzieje. Zamiast pozorów, spróbujmy odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie: co możemy w takich sytuacjach robić, by były łagodniejsze? Pozbawione przemocy, choćby najmniejszej?
Porozumienie między ludźmi jest możliwe, ale wymaga starań. Fot. Pexels.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Naczynie połączone

Kiedy czuję, że zaczynam tracić grunt pod nogami, mój partner i dziecko destabilizują się momentalnie. Jakbyśmy byli naczyniem połączonym, przejmują mój gniew, moje przebodźcowanie. Zaczynamy grać nieczysto, mówiąc słowa niepotrzebne, pełne żalu, który wydaje się jednak nieco przerysowany. Groteska. A jednak gramy w tej sztuce, chociaż wolelibyśmy być zawsze opanowani, nie unosić się, nie dawać się ponieść tego typu rzekom konfliktu.


Pierwszym krokiem, który zrobiłam dla siebie, by zdjąć z siebie ciężar tych nielicznych scen, jest akceptacja ich. Akceptacja tego, że są nieuniknione.

Dopiero z poziomu tej świadomości mogę iść krok dalej i szukać narzędzi, które pomogą nam regulować swoje emocje, a przede wszystkim swoje reakcje. I tu już teoretyczna wiedza to jedno, a praktyka to drugie. Najtrudniejszy etap. Wciąż jestem raczkującą uczennicą.

Średnio na trzy sytuacje konfliktowe potrafię wdrożyć działania z terapii, książek psychologicznych, raz. Jeden na trzy, to mój obecny wynik. Mniej więcej.

Kiedy czuję, że coś idzie w złym kierunku, ale jeszcze nie jestem w głównym nurcie rozgrywającego się konfliktu: wprowadzam narzędzia, by pomóc córce lub mężowi w regulacji.

Kiedy jednak przekroczę już tę niewidzialną granicę i sama wpadam w ciemny dół tych wzajemnych złości: ciężko mi z niego wyjść i wciągamy się nawzajem. Nie ułatwiamy sobie zadania.

Odpuść sobie

I wiecie co, niedawno jeszcze miałam w sobie dużo poczucia winy, za te dwa razy na trzy. Teraz myślę sobie, że jeden raz, w którym umiem wyprowadzić trzy osoby do stanu równowagi emocjonalnej, to już wiele.

I zamiast "policzkować się" za nieudane próby, staram się pochwalić siebie samą za te udane. Ponieważ jest trudno. Ponieważ sama mam swoje demony, z którymi muszę pracować, jak każdy z nas. Ponieważ emocje człowieka to studnia bez dna. Ponieważ emocje 5-letniego dziecka to właściwie jazda bez trzymanki. I towarzyszenie w tym całej rodzinie, to już wielka rzecz. A próby zaspokojenia ich potrzeb w tym zakresie to już naprawdę osiągnięcie.

Jeżeli kiedykolwiek podjęliście świadome działanie, by doprowadzić ludzi, których kochacie, do stanu równowagi emocjonalnej: jesteście super. Nie dajcie sobie tego uczucia odebrać.

A jeśli potrzebujecie narzędzi, poczytajcie na przykład Marshalla Rosenberga. Jest psychologiem, działaczem na rzecz pokoju i twórcą Porozumienia bez Przemocy.

W swojej kultowej już książce pisze o czterech obszarach konfliktu:

"Pewne sposoby porozumiewania się odcinają nas od wrodzonego nam stanu współczucia*".

*Marshall B.Rosenberg, Porozumienie bez przemocy (Warszawa, Wydawnictwo Czarna Owca, 2016).

Czytaj także: https://mamadu.pl/178018,uslyszalam-ich-rano-obudzil-mnie-placz-oto-plaga-wspolczesnych-par