"Żałuję tego, jak wychowywałam swoje dziecko. Wszyscy w zerówce się z niego śmieją"
"Za mąż wyszłam dość wcześnie – miałam dwadzieścia lat. Byłam gotowa, czułam, że to ten mężczyzna, nie chcieliśmy dłużej czekać. Kilka miesięcy po ślubie doszliśmy do wniosku, że chcielibyśmy powiększyć naszą rodzinę. Okazało się, że to nie będzie takie proste. Koniec końców, dopiero po trzech latach starań, kontroli, monitoringów cyklu, zaszłam w ciążę.
Nasze oczko w głowie
Po 9 miesiącach przywitaliśmy na świecie Kubusia. Naszego wymarzonego, wyśnionego i wymodlonego synka. Nic poza nim się nie liczyło. Był naszym oczkiem w głowie. Razem z mężem byliśmy w stanie zrobić dla niego wszystko. Wciąż obdarowywaliśmy go prezentami, nieustannie nosiliśmy na rękach, przytulaliśmy. Ubranek miał tyle, że niektórych nawet nie założył ani razu, bo już okazywały się być za małe.
Zostałam z nim
Pierwsze dwa i pół roku spędziłam z Kubusiem w domu. Potem zaczęliśmy zastanawiać się nad zapisaniem go do przedszkola. Tak też się stało. Poszliśmy na dni próbne, z których szybko zrezygnowaliśmy. Miałam wrażenie, że nie jest jeszcze gotowy na tak dużą zmianę. Oboje z mężem zadecydowaliśmy, że to jeszcze nie jest ten czas.
Zrezygnowałam z pracy, by móc opiekować się naszym synkiem. Teraz, patrząc z perspektywy czasu, mam wrażenie, że popadłam w jakąś paranoję. Kubusia chciałam ochronić przed wszystkim, przed złym spojrzeniem dzieci na placu zabaw, uderzeniem, upadkiem. Dosłownie wszystkim. Byłam nadopiekuńczą mamą, z czego wtedy nie zdawałam sobie sprawy.
Trzymałam go pod kloszem
Chuchałam, dmuchałam i wyręczałam we wszystkim. Kubuś niemalże 100 proc. swojego czasu spędzał ze mną. Nie miał kolegów, na placu zabaw bawiliśmy się razem. Kiedy podeszło do niego inne dziecko, w obawie, że coś mu zabierze, popchnie czy powie coś niemiłego, od razu wkraczałam do akcji.
Kubuś miał 5 lat, nie miał żadnych obowiązków. Nawet nie wymagałam od niego, aby posprzątał po sobie zabawki, schował buty do szafy czy odniósł talerzyk do kuchni po zjedzonym posiłku. Teraz tego żałuję, wtedy myślałam, że tak jest dla niego najlepiej. Byłam przekonana, że jestem idealną matką.
Katastrofa
Kiedy Kubuś miał 6 lat, poszedł do zerówki. Już w pierwszych dniach zobaczyłam, że odstaje od grupy. Inne dzieci zaczęły się integrować, on stał z boku. Nie chciał nawiązać z nikim kontaktu, był wstydliwy, niesamodzielny. Nawet w szatni nie chciał założyć sam butów. Miałam nadzieję, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej. Myślałam, że się przyzwyczai.
Niestety, byłam w błędzie. Kiedy odbierałam go z zerówki, wychodził, ze łzami w oczach. Kolega go popchnął, nie mógł znaleźć butów w szatni, pani zwróciła mu uwagę. I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że Kubuś jest chyba najbardziej niesamodzielnym i rozpieszczonym dzieckiem na świecie. Wszystko to moja wina. Trzymałam go pod kloszem, a teraz żałuję. Sama, na własne życzenie, skrzywdziłam swoje dziecko".