Kto z rodziców chociaż raz nie powiedział, że marzy o chwili wytchnienia, by co chwilę nie ,musieć spełniać zachcianek i próśb swojego dziecka? Tymczasem sami pakujemy się w pułapkę zależności naszego dziecka od nas we wszystkim mu pomagając, a nierzadko usługując.
Taka sytuacja. Jesteśmy na biwaku. Wokół biegają dzieci w różnym wieku, a ja co chwilę słyszę: „Kochanie, z czym zrobić ci kanapkę”, „Tak, już idę dać ci koszulkę”, „Poczekaj chwilę, jeszcze nie posłodziłam ci herbaty, nie pij jeszcze.” I szczerze mówiąc własnym uszom nie wierzę. Te zdania nie są kierowane do dwu- czy trzylatków, ale do dzieci, które mają więcej niż sześć lat.
Małgosia Ohme pisała kiedyś tekst o nastolatkach, którzy nie potrafią być samodzielni. Ale czemu się dziwić? Trzeba wręcz dodać, że dotyczy to w równym stopniu chłopców jak i dziewczyny, bo jeśli dwunastolatce tata robi co rano kanapki… Bez komentarza.
Pod względem samodzielności moich dzieci mogę być nazywana wyrodną matką. I cieszę się, że nią jestem, bo moi synowie, lat siedem i dziewięć, potrafią sami sobie zrobić śniadanie – zagrzać mleko do płatków, podgrzać parówki, czy przygotować kanapki. Jak ich poproszę, to zrobią mi kawę i pomogą w obieraniu ziemniaków. Sami układają swoje rzeczy w szafach i sami też wybierają, co chcą założyć do szkoły. Odkurzają, myją podłogi, ścierają kurze i koszą trawę. Prawda jest taka, że wielu z tych czynności często nie doceniam, tak są dla mnie naturalne, ale kiedy słyszę, jak ośmiolatek mówi do mamy: „Nalej mi soku” – gdzie kubek i sok są w zasięgu jego rąk, to mi moje ręce opadają patrząc na mamę, która bez chwili wahania, spieszy podać picie swojemu synowi.
Czy naprawdę tak jest nam trudno nauczyć dzieci samodzielności? Spróbujcie.
1.Oceńcie realnie możliwości swojego dziecka, w zależności oczywiście od wieku. Czy są umiejętności, z których wasze dziecko skutecznie mogłoby korzystać, a wy je w tym ograniczacie? Na przykład smarowanie chleba masłem – niby nic takiego, a jednak trzeba się tego nauczyć. Uwierzcie, poradzi sobie z tym spokojnie pięciolatek!
2.Uzbrójcie się w cierpliwość. Nauka samodzielności, to też nauka cierpliwości rodzica, który nie rzuca się na pomoc dziecku, kiedy ono próbuje opanować sznurowanie butów, czy nakładać pastę na szczoteczkę. Żeby nauczyć się samodzielności potrzeba czasu i przestrzeni, której nam dorosłym często brakuje. Dla nas oczywiste czynności stanowią dla dziecka prawdziwe wyzwanie, jak choćby pokrojenie ogórka na kanapkę, czy kotleta na talerzu. Nie irytujmy się, nie denerwujmy, nie mówmy: „Daj kochanie, pomogę ci”, bo to droga donikąd, a raczej tam, gdzie dziecko samodzielności z pewnością się nie nauczy.
3.Pozwalajcie dziecku wybierać, dokonywać wyborów. Jeśli w sklepie chce kupić lody, których dotychczas nie jadło, niech kupi. Nie gderajcie: „A nie wiadomo, czy ci będą smakować, może lepiej weź te truskawkowe, przecież tak je lubisz.” Haloo! Rodzicu! Niech wybierze, a przede wszystkim poniesie konsekwencje swojego wyboru. Jeśli lód będzie smakował – super, jeśli nie wyciągnie wnioski. Nie kupuj kolejnego i uprzejmie o tym wcześniej poinformuj.
4.Nie bądź alfą i omegą. Wszystkowiedzącym rodzicem, który przecież zawsze chce dla swojego dziecka jak najlepiej. To ty wiesz, który plac zabaw jest najlepszy, jaką bajkę warto obejrzeć, którą książkę przeczytać i co najlepiej zjeść na kolację. Nie tędy droga. Posłuchaj swojego dziecka, może ono ma inne oczekiwania niż ty, może woli jednak obejrzeć Fineasza i Ferba zamiast świnki Pepy, a wieczorem do sny woli posłuchać historii o Mikołajku niż Kubusiu Puchatku.
To początkowo miał być tekst o tym, jak zachęcić dziecko do samodzielność, ale kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać, to zdałam sobie sprawę, że do samodzielności dzieci powinno się zachęcać ich rodziców. Dlaczego tak bardzo boimy się tego, że one sobie będą świetnie radzić bez naszej pomocy? O tym właśnie marzymy sięgając po kubek i karton z sokiem, kiedy akurat oglądamy ważne dla nas wiadomości. Przecież jeśli dziewczynki umyją sobie same głowę podczas kąpieli, chłopcy znajdą skarpetki w szufladzie, to nie będzie to umniejszać naszej roli rodzica. Wręcz przeciwnie, zdecydowanie ją dowartościowuje i uwypukli. Dobry rodzic, to taki, który pozwala swojemu dziecku na samodzielność (zabrzmiało trochę, jak przechwałka, ale nie martwcie się, nawalam na innych polach niż nauka samodzielności).
I nie chodzi tu o puszczanie go w świat, zostawianie samego w domu. Mówię o najprostszych czynnościach, jak choćby wycieranie pupy w łazience. Może akurat dla dziecka najprostsza rzecz to nie jest, ale w końcu musi się kiedyś tego nauczyć i naprawdę lepiej późno niż później. Pozwalajcie swoim dzieciom rozlewać sok, kiedy uczą się go sami nalewać do szklanki, nie denerwujcie się, kiedy zbyt długo zapinają guzik w spodniach, czy wiążą sznurowadła. Niech waszą chęć pomocy trzyma na wodzy świadomość, że zostanie wam to wynagrodzone.
Kiedy wstajecie, by zrobić kakao, składacie ubrania, kroicie parówkę, wiążecie buty i pomagacie zapiąć bluzę, to pomyślcie sobie o tym, jak cudownie będzie pewnego dnia powiedzieć: „Jesteś głodny? Zrobisz sobie kanapkę?” i usłyszeć: „Tak, nie ma problemu.” Widzicie to? A teraz ważne, żebyście zdali sobie sprawę, że to, kiedy nastąpi ta sytuacja, zależy tylko i wyłącznie od was!