Rodzice, ogarnijcie się! Urodziny w przedszkolu to nie wasz festiwal próżności
Festiwal próżności
Rzecz o przedszkolnych urodzinach. Niedawno jedna z bliskich mi osób opowiadała, jak te szczególne okazje są aranżowane w przedszkolu jej syna. I sprawiła, że zmęczyłam się od samego tylko słuchania.
I myślałam potem długo: problemem nie są zasady lub ich brak. Problemem nie są dzieci, w żadnym razie. Problem stanowią dorośli i ich potrzeba udowodnienia sobie i innym, że stać ich na więcej, że więcej mogą.
Festiwal próżności w pełnej krasie.
W rzeczonej placówce każde z dzieci miało szansę świętować urodziny w przedszkolu, w ciągu dnia. Po stronie rodzica pozostawiono przyniesienie tortu, świeczek, przekąsek, czapek, wszystkich tych obsypanych brokatem rozmaitości urodzinowych.
Po stronie rodziców wszystkich innych dzieci w grupie natomiast leży zakup prezentu dla jubilata.
Jak potoczył się scenariusz? Przez kilka małych lat takich zwyczajów, rodzice urządzili sobie wyścigi. Na urodziny dziecka nie wystarczyło już przynieść tortu i czapeczek papierowych, za to jedno z dzieci na swoim przyjęciu w przedszkolu miało… żywe zwierzęta w ramach animacji.
Torty miały być nie tylko obostrzone wytycznymi dietetycznymi wszystkich dzieci w grupie, ale również odpowiednio okazałe. Rozumiecie państwo, nie jakiś tam placek własnoręcznie upieczony dzień wcześniej z dzieckiem, tylko tort z pompą.
Prezenty zaczęły przerastać rodziców i dzieci. Już nie symboliczny drobiazg, a raczej pudła z najnowszymi koparkami z plastiku. Kto da więcej, licytacja niczym na tanim pchlim targu.
Nie jest winą dzieci, że rodzice nie potrafili utrzymać zdrowych granic. Teraz kiedy niektórzy odezwali się, że chyba wszystko poszło w złą stronę, inni myślą o dzieciach właśnie. Jak teraz wyjaśnić Henrykowi, że nie będzie miał takich urodzin jak Lidia miesiąc wcześniej?
Klasyk gatunku: dorośli swoją zuchwałością stwarzają chaos, a ofiarami zostają niewinne dzieciaki.
Bez zasad głupiejemy
Osobiście uważam, że jedynym rozwiązaniem na tego typu scenariusze jest odpowiednie im zapobieganie przez wyznaczanie twardych zasad. Nie, nie dzieciom, dorosłym. Ja podczas podpisywania umowy wiedziałam, jak wygląda organizacja urodzin w placówce mojej córki.
Podpisałam się pod tymi założeniami jedną ręką, choć mogłabym krwią. Dyrektorka, sama będąc matką i wyjątkowo wrażliwą pedagożką, zarządziła, że każde dziecko ma prawo do celebracji swoich urodzin. Normalnie, skromnie, bez prezentów i okazałych tortów z Elsą. Rodzic może przynieść babeczki lub ciasteczka, najlepiej takie, które zrobił z dzieckiem. Może być balon, a nawet dwa i czapeczki z papieru. Jabłuszko pokrojone na stole, banan, arbuz. I tyle.
Nie pozwoliła na "rozhulanie" się próżności rodzicielskiej i to było najlepsze, co mogła zrobić dla dzieci. Każde z nich ma taką samą ilość uwagi, mniej więcej takie same warunki, nikt nie czuje się gorszy ani lepszy.
Przedszkole mojej córki i kadra, która nim zarządza, jest dowodem na to, że można inaczej. Można lepiej. Szkoda, że sami jako dorośli nie umiemy się w tym odnaleźć.
Czytaj także: https://mamadu.pl/134581,urodziny-bez-prezentow-nowy-trend-wsrod-rodzicow