Rozstałam się z mężem. On zrzuca winę na mnie. Czy córka będzie leczyć traumę do końca życia?
Napisała do nas czytelniczka, która podjęła decyzję o rozstaniu z mężem. Teraz okazuje się, że największą ofiarą tej sytuacji jest ich starsza córka, dziewczynka, która straciła nie tylko stabilizację, ale również ojca.
Poniżej pełna treść listu.
"Jej oczy nie wyrażają już niczego"
"Jestem matką dwojga wspaniałych dzieci. 7-letniej dziewczynki i 2-letniego chłopczyka. Kocham ich całą sobą.
Rok temu podjęliśmy z mężem, ich ojcem, decyzję o rozwodzie. Od tego czasu coś zmieniło się w moich dzieciach, szczególnie w starszym. Coś zgasło w mojej córce i nie wiem, jak to odzyskać.
Helenka jest osowiała, choć wcześniej wypełniała swoim śmiechem każde pomieszczenie. Przez większość czasu jej oczy nie wyrażają niczego, ewentualnie smutek. Łamie mi to serce, szczególnie że jej ojciec nie mówi postawić dzieci ponad nasz konflikt. Unika mnie i ich, odwiedza córkę wtedy, kiedy sobie o niej przypomina. Czasami to jest raz w miesiącu, czasami raz na kwartał.
Jestem wykończona, głównie manewrowaniem w tych trudnych relacjach, ale najbardziej patrzeniem na nieszczęście mojego dziecka. Młodszy synek zdaje się jeszcze nie rozumieć, co się stało. Jest pełen życia, jak wcześniej.
Rozmawiam z córką i rozważam konsultację psychologiczną.
Mimo wszystko mam głębokie poczucie, że przez moją decyzję, córka będzie leczyć traumę do końca życia. I pojawia się we mnie w takich chwilach silny lęk i wyrzuty sumienia. Może mogłam znaleźć więcej miłości dla jej ojca? Przepracować własne schematy?
Tak, nie byłam szczęśliwa, ale moje dzieci miały pełną rodzinę. Teraz jesteśmy tylko we troje.
Czy swoje szczęście przełożyłam nad szczęście córki? Staram się wypierać te myśli, ale one natrętnie wracają. Gdzie kończy się niezależność i dbałość o siebie kobiety, kiedy zostaje matką? O kim powinnam myśleć intensywniej? O niej czy o sobie? Czy mój spokój nie powinien być jej spokojem?
Kłótni w domu jest mniej, właściwie zniknęły razem z mężem. A mimo wszystko, wiem, że nie jest dobrze. Widzę, jak córka traci energię, jakby każdego dnia coraz bardziej. 'Znika mi w oczach' a ja nie wiem, jak jej pomóc. Syn wymaga mojej obecności, próbuje nas utrzymać na powierzchni wody. Jest ciężko.
Mąż nie widzi problemu. Proszę go, by dla jej dobra, postarał się o regularność, porozmawiał z nią, chociaż. Obwinia mnie za sytuację, mówi, że to ja chciałam rozwodu, więc on jest oczyszczony.
Jak mogłam żyć z tak okrutnym człowiekiem ponad dekadę? Jak mogłam nie widzieć tego, że jego dobrobyt jest dla niego cenniejszy niż wszystko? Nawet jego dzieci…"