Polacy na all inclusive są jak zwierzęta w zoo. Tak wychowujemy roszczeniowe pokolenie
"Myślałam, że te wszystkie wakacyjne historie o Polakach-burakach są wymyślone, dopóki sama nie pojechałam na urlop do Turcji. To były moje pierwsze wakacje all inclusive. Dopiero w tym roku udało nam się z mężem odbić po pandemii, przez ostatnie lata jeździliśmy z dziećmi do teściów na Mazury. Teraz postanowiliśmy się 'odchamić' i wynagrodzić sobie tę harówę ostatnich lat.
Mamy dwoje dzieci, Laurka idzie w tym roku do pierwszej klasy, Leoś jest przedszkolakiem. Uznałam, że dzieciaki są w takim wieku, że dla nich też znajdą się w tej Turcji jakieś atrakcje. Wybraliśmy hotel, w którym jest dużo animacji dla dzieci, dyskoteki wieczorami, płytki basen, w którym można się pokąpać.
Wakacje marzeń
Ja najbardziej nie mogłam się doczekać tego nicnierobienia przez 10 dni. Na co dzień to ciągle praca, a potem drugi etat, w domu. Sprzątanie, pranie, wymyślanie obiadów... Tak się cieszyłam, że od tego odpocznę! No i odpoczęłam, muszę przyznać. To były bardzo udane wakacje, tylko naszła mnie taka smutna refleksja: niektórzy rodzice naprawdę okropnie wychowują te swoje dzieci. Nie lubię się wtrącać i nigdy nie zwracam nikomu uwagi, teraz zresztą też tak było. W stresujących sytuacjach mnie po prostu 'zatyka' i nie jestem w stanie wydusić słowa.
Już pierwszego czy drugiego dnia zakolegowaliśmy się z inną rodziną z Polski. Byli na wakacjach z tego samego biura podróży, a nasze dzieci były w podobnym wieku, ich chłopcy chyba byli rok czy dwa starsi. Wydawali się naprawdę miłymi, wyluzowanymi ludźmi i któregoś razu zaproponowali, żebyśmy razem zjedli obiad. Nie mieliśmy z mężem nic przeciwko, ostatnimi czasy byliśmy tak pochłonięci pracą, że nie mieliśmy czasu na spotkania ze znajomymi. Fajnie było posiedzieć przy jednym stole i pogadać z kimś dorosłym.
Właśnie przy tym obiedzie okazało się, że może są jednak zbyt wyluzowani... Ci chłopcy zachowywali się jak dwa małe huragany. Przekrzykiwali się, mlaskali, co chwilę biegali do bufetu po dokładki, chociaż na naszym stole stało już z 10 talerzy z niedojedzonymi frytkami, kotlecikami, podzióbanymi owocami. Zachowywali się tak, jakby ich w domu głodzili i pierwszy raz w życiu pili colę, przez co ten cukier uderzył im do głów. Wiem, że to nie ich wina, tylko rodziców, że na to pozwalają.
Dzieci uczą się roszczeniowej postawy
Laura podpatrywała ich i sama chyba nie wiedziała, jak się zachować. Spadła jej frytka i chciała się schylić, żeby ją podnieść, na co nasz nowy znajomy, ojciec tych chłopców, powiedział jej coś w stylu: 'Daj spokój, dziewczyno, jesteś na wakacjach. Inni tu są od roboty i sprzątania'. Wryło mnie. Laurka podniosła tę frytkę, ale wyraźnie była zmieszana. Rozmowa toczyła się dalej, a ja i tak sobie ich obserwowałam. My po obiedzie staraliśmy się uprzątnąć stolik, poukładać talerze jeden na drugim, zużyte serwetki wyrzucić do kosza przy drzwiach. A oni zostawili taki chlew...
Było mi wstyd, serio. Te piętrzące się talerze, mnóstwo jedzenia, które pójdzie do kosza. Porozlewane napoje, resztki na podłodze. Miałam wrażenie, że cała ich czwórka naprawdę uważa, że są 'lepsi' i nie muszą po sobie sprzątać, bo zrobi to za nich ktoś inny. Tylko czego taka postawa uczy dzieci? Że tak wygląda życie? Że można się wysługiwać innymi, nie szanować cudzej pracy? To był nasz pierwszy i ostatni wspólny obiad. Nie chciałam, żeby moje dzieci na to patrzyły i, nie daj Boże, pomyślały, że to jest normalne. Aneta".
Czytaj także: https://mamadu.pl/175595,bylam-na-wakacjach-all-inclusive-przez-ten-trend-dziecko-moglo-umrzec