"Wróciłam z all inclusive zażenowana zachowaniem Polaków. Obsługa patrzyła z politowaniem"
"W weekend wróciliśmy z mężem i dziećmi ze słonecznej Chorwacji. Muszę przyznać, że powrót do tej szaroburej rzeczywistości mocno mnie przytłoczył. Wypoczynek na all inclusive naładował mi baterie, ale nie wiem, na jak długo mi starczy energii, jeśli w końcu słonko nie wyjdzie...
To były całkiem fajne, rodzinne wakacje. Duży hotel z pięknym basenem, oczywiście szwedzki stół, bar, animacje dla dzieciaków. Chociaż przez większość czasu korzystałam ze słonka na leżaku i po prostu leniuchowałam, od czasu do czasu zaglądałam do internetu, żeby wiedzieć, co tam w trawie piszczy.
Czytałam, że w Polsce pogoda nie dopisuje, że nad Bałtykiem drogo, że paragony grozy, że nawet salmonellą można się zarazić, bo nikt nie czyści tych maszyn do lodów. Cieszyłam się, że zdecydowaliśmy się z mężem na takie wakacje z biurem podróży, bo przez chwilę nawet zastanawialiśmy się, czy nie zawitać nad polskie morze.
Choć urlop uważam za udany, jednej rzeczy nie mogę zostawić bez komentarza. Bo czytałam też o tym, jak zachowują się Polacy. Że są jak dzicz, jak zwierzęta wypuszczone z zoo. Jeśli chodzi o nadmierne spożywanie alkoholu czy rzucanie się na jedzenie, to jakoś tego nie zauważyłam. Ale zauważyłam coś innego.
Przy naszym hotelu była niewielka plaża, tylko dla gości. W tej okolicy było dużo prywatnych kwater, więc to było duże ułatwienie, bo nie trzeba było się bić o miejsce. No, chyba że chciało się mieć widok na Adriatyk w pierwszym rzędzie... Któregoś razu poszłam na plażę skoro świt. Klimatyzacja szwankowała w naszym pokoju i nie mogłam spać, ale ja w ogóle dość lekko śpię i niewiele potrzeba, żebym się wybudziła...
No to poszłam sobie na plażę, dzieciaki i mąż i jeszcze spali. Było jakoś chwilę po 6. Usiadłam na plaży i podziwiałam widoki. Kilka minut po mnie na plaży pojawił się jakiś facet, wiem, że Polak, bo słyszałam go dzień wcześniej przy basenie. Ja to jestem dość towarzyska i zagadałam do niego, czy też nie może spać. Zaśmiał się i powiedział, że nie, że tylko przyszedł miejsce zająć. Rzucił dwa plażowe ręczniki tuż przy wodzie, życzył mi miłego dnia i poszedł. Zatkało mnie.
Słyszałam o tej durnocie, żeby zajmować miejsce przy basenie, ale na plaży?! No to już szaleństwo. Akurat o 6 zaczynała się pierwsza zmiana w hotelu, personel rozkładał parasole i krzesła przy barze. Widziałam, jak ci pracownicy patrzyli na tego człowieka. Nie rozumiałam, co mówili, ale wyglądało tak, jakby mieli niezły ubaw.
Kiedy po powrocie wracaliśmy z lotniska do domu, słyszałam w radiu, jak prezenter żartował, że teraz Polakom już zajmowanie miejsc przy basenie nie wystarcza. Nazwał to chyba 'ręcznikomanią' czy jakoś tak. Nie dziwię się, że przypinają nam łatkę buraków, skoro wymyślamy takie durne trendy".