W tramwaju spotkała kilkuletniego chłopca. Siedział skulony i drżał ze strachu
Nie chciała panikować. Przez kilka minut przyglądała się dziecku. Wyglądało na około 6-7 lat i choć jej zdaniem nie powinno podróżować samo, to jednak ma świadomość, że rodzice dziś mają różne podejście do samodzielności. Po krótkiej obserwacji nabrała pewności: jedzie sam i jest przerażony. Choć chłopiec nie krzyczał i nie płakał, był ewidentnie mocno zdenerwowany, jechał niemalże przyklejony do szyby i nerwowo się rozglądał.
Jesteś sam?
"Od razu zapytałam, czy się zgubił i czy potrzebuje pomocy" – relacjonowała. "Jednak wyciągnięcie jakikolwiek informacji było niezwykle trudne. Nie wiedział, gdzie jest, ani jak długo jechał tramwajem". Koleżance udało się jedynie dowiedzieć, że wsiadł sam do tramwaju i się zgubił, teraz nie wie, jak wrócić do domu. Powiedział, jak ma na imię i że ma 6 i pół roku.
Znajoma natychmiast poinformowała o sytuacji motorniczą. Kobieta również się zestresowała, bo jak przyznała, ona odpowiada za dziecko w takiej sytuacji, a ponieważ przycupnął na tylnym siedzeniu, nie wiedziała, jak długo z nią jeździł.
Był zmęczony, spragniony i bardzo zestresowany. Jedno jest pewne: jeździł tak od dłuższej chwili, wypatrując przez okno, gdzie ma wysiąść. Możliwe, że przejechał nawet całą trasę.
Motornicza o zajściu poinformowała dyspozytora, a ten zadzwonił na policję, jednak został odesłany z kwitkiem. Straż miejska również uznała, że to nich problem. Ostatecznie zgłoszenie zostało przyjęte, a do dziecka miał zostać wysłany patrol. Do tego czasu miało zostać pod opieką motorniczej.
Gdzie byli dorośli?
Nawet nie chodzi o opiekuna, który pozwolił na samodzielną podróż czy też nie zauważył, jak dziecko wyszło bez opieki z domu, nie o dziwną spychologię mundurowych.
"Do całej sytuacji doszło w biały dzień, wczesnym popołudniem. Komunikacją w tym czasie jeździ sporo osób. W chwili, gdy go znalazłam, było kilkanaście osób w tramwaju, ale absolutnie nikt nie zareagował. Ponieważ ewidentnie jeździł od dłuższego czasu, oznacza to, że nawet kilkadziesiąt osób przeszło obok dziecka, nie interesując się jego losem. Dla mnie to skandaliczne. 'Na mieście' jesteśmy nie tylko anonimowi, ale na maksa niewrażliwi na los obcych ludzi, nawet małych dzieci!" – opowiadała mi w emocjach koleżanka.
Tym razem nie doszło do tragedii, ale nie mogę prestać o tym myśleć. Przecież temu dziecku mogło coś się stać. Również się zastanawiam, jakim trzeba być człowiekiem, by przejść obok 6-latka, który podróżuje bez opieki i się nim nie zainteresować. Ja pytam: dlaczego, u licha, nikt nie zareagował? Ta znieczulica dosłownie mnie dobija, także jako matkę. Bo to oznacza, że gdy moje dziecko, nie daj Boże, kiedyś się zgubi (tak, takie rzeczy się zdarzają nawet najbardziej uważnym rodzicom), może nie trafić na nikogo życzliwego, kto mu zechce pomóc... przerażające.