Chcę uciec z dzieckiem na wieś. Czy w mojej sytuacji to możliwe?
Czuję, że jesteśmy coraz bardziej zmęczeni. Pokolenie trzydziestolatków współcześnie wie o stresie i permanentnym zmęczeniu więcej, niż by chciało. Pokłosie gonitwy, napierających ze wszystkich stron bodźców, presji, widać w gabinetach psychologicznych, psychiatrycznych.
Byłam zdumiona, kiedy kilka lat temu dowiedziałam się, jak wiele z moich niespełna wtedy 30-letnich znajomych wspiera się w codziennym życiu farmakologią, by koić i regulować układ nerwowy.
Sama doświadczyłam już skrajnych stanów wyczerpania organizmu przez napięcie i wiem, jak to jest. I wiem, że nie chcę tam być.
Zmiana
Myśl o tym, by żyć inaczej, była we mnie zawsze. Narodziny mojej córki, a potem pandemia, zweryfikowały pewne wizje, niektóre z nich uprościły, inne wręcz przeciwnie. Bardziej niż kiedykolwiek uświadomiłam sobie wtedy kruchość naszego życia, jego niepowtarzalność i to, że chcę mieć czas, by cieszyć się nim codziennie, nie tylko w szczególnych momentach.
Kolejnym etapem na tej drodze było zadanie sobie pytania, czym ta satysfakcja z życia dla mnie jest. Z serca polecam państwu zadawanie sobie takich pytań, nawet każdego dnia. W czym jestem w stanie odnaleźć spokój, ukojenie, radość, ekscytację?
Moimi odpowiedziami były między innymi: cisza, trawa pod nogami, moja córka i zapach ciasta drożdżowego unoszący się w domu. Tak mniej więcej warunkuje swój dobrostan, to moja wizja szczęścia.
Ona nie pojawiła się wczoraj, ani miesiąc temu, ona tak, jak pisałam, była we mnie zawsze. Czasem potrzebujemy jednak sprzyjających wiatrów, by poniosły nas ku decyzjom, które nam służą.
Ja podjęłam w ostatnim czasie decyzję o wyprowadzce pod miasto. Tak, porzucam Warszawę, ponieważ wiem, że niewiele mi daje. W tym momencie mojego życia nie muszę już niczego od niej brać. Nie dla mnie są wielkie galerie, zatłoczone przestrzenie, głośna muzyka i najmodniejsze knajpy. To znaczy, to wszystko jest ok, ale naprawdę wystarczy jeśli będzie na wyciągnięcie dłoni, nie jako tło do funkcjonowania na co dzień.
Dlatego ważnym było dla mnie, by nasz przyszły dom znajdował się nie dalej niż 30 km od Warszawy.
Dziecko i jego przyszłość
Pozostawało najważniejsze pytanie: co z edukacją naszej córki? Rozmowy na temat tego, jak chcemy ją w tej sferze poprowadzić trwały w naszym związku od kilku lat. Wiedzieliśmy od początku, że nie ufamy publicznej oświacie i zrobimy wszystko, by Marysia odebrała możliwie najlepsze wykształcenie.
Dla każdego definicja "najlepszego" będzie zupełnie inna. Dla nas nie chodzi o stopnie, ani o ilość godzin zajęć, kursów, czy języków, które pozna. Dla nas chodziło od początku o to, by kadra widziała w naszej córce człowieka, by szanowała ją i pielęgnowała jej indywidualne talenty i cechy.
Dlatego drugim krokiem w poszukiwaniach domu była lokalizacja, która pozwalałaby nam na wybór prywatnej placówki. Założyliśmy, by odległość do niej nie wyniosła więcej niż 10 km. Udało się znaleźć miejsce, które spełniło te dwa warunki.
Jest wieś, cisza, spokój, ocean zieleni, osiedle, na którym tworzy się wspólnota i prywatne placówki w odległości do 10 km od domu. Czy wszystko uda się, tak jak sobie założyliśmy? Nie wiem tego. Jedno czuję od samego początku tej niezwykłej przygody, tej zmiany: idziemy tam, gdzie chcieliśmy się znaleźć.
A czy nie o to właściwie w życiu chodzi?