"Mój syn jest zrozpaczony, bo nie pozwalam mu spotykać się z kolegą. Ale mam ważny powód"

List czytelniczki
09 czerwca 2022, 11:46 • 1 minuta czytania
Trudno uszanować cudze metody wychowawcze i zasady, jeśli stoją w sprzeczności z naszymi własnymi. Czytelniczka była gotowa na kompromis, jednak druga strona już nie bardzo. Ale czy w tym sporze o słodycze kompromis jest w ogóle możliwy?
Jedno niewinne ciasteczko nikomu nie zaszkodzi? A co z całym workiem słodyczy? fot. unsplash
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Nowa znajomość

"Synek ma do mnie żal, że nie pozwalam mu się spotykać z ulubionym kolegą z sąsiedztwa. Jednak nie jestem w stanie dogadać się z jego rodzicami. Jedyne, na co wpadłam to rezygnacja z domowych wizyt. Byłam gotowa na kompromis, nawet wbrew sobie, ale nie mam z kim rozmawiać.


Poznaliśmy się na osiedlowym placu zabaw i bardzo szybko przypadliśmy sobie do gustu. Zarówno my dorosli jak i dzieci szybko się zakolegowaliśmy. Choć mieszkają w sąsiednim bloku, zaczęło się częste odwiedzanie. Bardzo się ucieszyłam, bo fajnie mieć kogoś takiego na osiedlu. Gdy chłopcy nabrali pewności, także z chęcią zaczęli wpadać do siebie nawzajem na zabawę bez rodziców. Na początku jakoś nie zwróciłam na to uwagi, jednak sytuacja zaczęła się powielać tak często, że postanowiłam coś z tym zrobić.

Słodyczom mówię stanowcze 'NIE'

Uważam, że słodycze czy słone przekąski nie są czymś, co dzieci powinny jeść każdego dnia. Moim zdaniem to niezdrowy i absolutnie niepotrzebny nawyk. Dużo włożyliśmy pracy w to, by nasze dzieci lubiły warzywa, owoce czy orzechy. Nie jestem też fanką dosładzanych jogurtów, słodkich napojów czy sklepowych dżemów.

Ale dla jasności nie jestem słodyczową terrorystką, pozwalam na łakocie przy wyjątkowych okazjach, gdy jesteśmy gościach, czy sama zabieram dzieci lody w upalny dzień. W domu natomiast jedynie od czasu do czasu. Staramy się, by dzieci jadły warzywa i owoce i właśnie takie przekąski dostają. Nie jest niczym odkrywczym, że po tonie cukru dzieci mają gorszy apetyt, zauważyliśmy także, że synek robi się mocno nadpobudliwy i ma problemy ze snem.

Odmiennego zdania są sąsiedzi, ich zdaniem słodycze to coś, co dzieci mogą jeść tonami, nie zważając na zęby czy inne aspekty zdrowotne. W sumie nie moja sprawa. Dziecko chce, więc dziecko ma. Na początku myślałam, że te słodkości to taki element grzecznościowy. Sama nie lubię chodzić w gości z pustymi rękoma. Słodycze to takie miłe i proste rozwiązanie, choć sama zawsze stawiam na owoce lub ewentualnie domowe ciasto.

Mamo, ja też chcę

Niestety okazało się, że przy każdej kolejnej wizycie synek sąsiadów przychodzi z plecakiem, torebką, woreczkiem słodkości. Co więcej, nie jest tak, że dorośli przekazują innym dorosłym, by ci kontrolowali sytuację i podali łakocie według uznania, np. po zjedzeniu konkretnego posiłku. Nie, dziecko dostaje wałówkę słodyczy do ręki i bez pytania (skoro mama dała, to już pozwoliła) wcina tyle, ile da radę.

Na początku się nie zorientowałam, co się dzieje. Bo chłopcy sami się bawili w pokoju. Fakt faktem synek sąsiadów nigdy nie chciał jeść nic konkretnego. Ale myślałam, że nie te smaki, trochę wstyd, może niejadek. Jednak co jakiś czas mój synek zaczął przychodzić i pytać, czy może gumę lub cukierka, bo Ignaś przyniósł. Godziłam się, bo myślałam, że to jakaś symboliczna ilość, nadal nie do końca wiedząc, z czym mam do czynienia. Ale częstotliwość pytań podczas pojedynczej wizyty zaczęła się nasilać.

Dopiero niedawno odkryłam, jak olbrzymie zapasy słodkości dzieci dostają do własnej dyspozycji. Na 2-godzinną zabawę dziecko za każdym razem dostaje paczkę słodkich gum, paczkę żelek, lizaki, ciasteczka i słodkości, które nawet nie jestem pewna, czym są. Jak dla mnie ilość na małe kinder party, a nie dla dwóch małych chłopców, którzy mają się chwilę pobawić po obiedzie.

Mój dom, moje dziecko, moje zasady

Zwróciłam delikatnie sąsiadce uwagę, że mi to nie odpowiada. Zarówno częstowanie mojego dziecka słodyczami u nich pod moją nieobecność, jak i wnoszenie do nas do domu tylu łakoci. Wszystko poza kontrolą dorosłych. Nawet pominęłam kwestie zdrowotne, bo nic mi do tego. Poprosiłam jednak o uszanowanie naszych zasad. Jak tak chcą faszerować dziecko, to mogą robić to przed lub po naszym spotkaniu. Zaznaczyłam, że potem mamy problem z nadaktywnością i snem synka. Wyznałam, że mogę zluzować ze słodyczami czasem, ale nie przy każdej wizycie.

Nie spodziewałam się, że spotkam się z aż tak olbrzymim niezrozumieniem. Generalnie zostałam olana i wyśmiana. Rodzice Ignasia uznali, że to nie ich problem i nie zamierzają dostosowywać się do moich próśb. To, że my mamy takie zasady, nie oznacza, że 'ich dziecko ma cierpieć'. Co najmniej jakbym wchodziła im w życie z butami i zakazywała podawania tych taczek słodyczy. Byłam w szoku!

Wydaje mi się, że jednak nie jest to ich filozofia życia, a większy problem, z którym oni sobie nie radzą. Raz byłam świadkiem sytuacji, gdy Ignaś usłyszał 'nie' w temacie słodyczy i dziecku bardzo się to nie spodobało. Takiego ataku złości u 5-latka chyba nigdy nie widziałam.

Bardzo mi żal synka

Oczywiście sytuacja, że Ignaś je cukierki, a ja swojemu dziecko nie pozwalam na słodkości, byłaby jakaś chora. Więc w efekcie zaczęłam po prostu unikać zapraszania i puszczania własnego dziecka do sąsiadów. Synek jest zrozpaczony, bo bardzo lubi kolegę. Staram się umawiać na placu zabaw, by złagodzić rozłąkę, ale nie wyobrażam sobie, by dalej godzić się na coś takiego. Jednak nie zamierzam odpuścić i wygląda na to, że sąsiedzi także".

Cukier potrzebny, ale nie aż tak

Cukier harmonizuje ciało i umysł, wzmacnia i odpręża organizm, wspiera zdolność skupiania i uwagi, ale nie można go spożywać zbyt dużo. W nadmiarze prowadzi do otyłości, cukrzycy, próchnicy i wielu innych chorób, a także uzależnia. To niby wie każdy rodzic, ale co oznacza za dużo? Według Amerykańskiej Fundacji na Rzecz Zdrowia Serca (American Heart Fundation) w diecie malucha optymalną ilością cukru są trzy łyżeczki dziennie. Jest to o wiele niższy poziom od tego, który obecnie proponuje Światowa Organizacja Zdrowia, który dla dziecka wynosi około 5.5 łyżeczek dziennie (24 gramów cukru na dobę). Warto jednak wiedzieć, że nawet jeśli nie dajesz cukierków, to jogurty smakowe, soczki, wody smakowe, drożdżówki czy płatki śniadaniowe zawierają cukier! Dla lepszego zobrazowania: pół szklanki soku owocowego właściwie pokrywa cały zalecany dzienny limit. Dlatego dbając o zdrową przyszłość naszych dzieci, warto jednak ograniczyć słodkości. To naprawdę nie sprawi, że ich dzieciństwo będzie smutniejsze czy gorsze.

Czytaj także: https://mamadu.pl/157961,klotnie-o-slodycze-co-zrobic-gdy-dziadkowie-wciaz-daja-wnukom-slodycze