"Uważamy to za fajną rozrywkę". Ania z mężem wybierają ze śmietników jedzenie dla swoich dzieci

Aneta Zabłocka
07 czerwca 2022, 15:13 • 1 minuta czytania
"Latem jest ogrom owoców sezonowych, takich jak np. truskawki. Nasze dziewczynki zawsze to bardzo cieszy" - mówi w wywiadzie dla Gazeta.pl Anna Tajkiewicz. Od pandemii nie kupuje jedzenia, tylko szuka produktów zdatnych do spożycia w śmietnikach marketów. Zabiera je dla siebie i zwierząt gospodarczych. Jak tłumaczy, jej córki są dumne, że mama z tatą pomagają w ratowaniu jedzenia.
Freeganizm: co to jest skipowanie? Na czym polega oraz jak robić to z głową Fot. 123rf
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Skipowanie - to termin określający wybieranie rzeczy ze śmietnika. Do niedawna kojarzony z ekologicznym ekstermizmem, za jaki wielu uważa freeganizm, a także z biedą. Anna Tajkiewicz, autorka bloga an_in_real_life w ostatnim z wywiadów wyjaśnia, jak ratowanie jedzenia ze śmietników wielkich marketów zmieniło jej życie.


Anna jest fotografką, jej mąż pracuje w korporacji, mają dwie córki, Różę i Helenę. Niedawno rzucili miasto i przeprowadzili się do domku we wsi pod Warką. Jeździć "na śmietniki" zaczęli w czasie pandemii.

Wiedzie im się dobrze, ale postanowili zrobić coś dla planety. Jak wspomina bohaterka materiału, inspiracją były wpisy influencerki kid_busters, która od dawna mówi otwarcie o freeganizmie.

"Skipujemy dlatego, że uważamy to za fajną rozrywkę, która w dodatku jest działaniem proekologicznym. Na świecie marnuje się zbyt wiele jedzenia" - tłumaczy swoją decyzję o skipowaniu Anna.

Z nową jedzeniową dewizą żony zgodził się jej partner i para zaczęła jeździć na skipy: "Może nie do końca wstydziłam, ale towarzyszyły mi ogromne emocje, adrenalina. Bałam się, że obsługa sklepów nas nakryje, wyrzuci, wezwie policję, co oczywiście nigdy się nie wydarzyło". Tak Anna opisuje pierwsze swoje wyprawy.

Zwykle szukają jedzenia, ale nie tylko dla siebie. Na farmie mają ok. 100 kur, które chętnie zjadają "nieładne" warzywa z supermarketu.

W czasie rozmowy wylicza, że wśród znalezionych produktów w koszach trafiała nie tylko na jedzenie: "Często rośliny doniczkowe, dużo ciętych kwiatów. Raz znalazłam karton książek i innych rzeczy z popularnej sieci księgarni. Obliczyłam, że miały wartość ponad tysiąca złotych. Rozdałam je znajomym. Innym razem trafiłam na karton legginsów termicznych, rajstop i skarpetek dla dzieci. Czasem jakieś zabawki, zapach do samochodu i masę innych duperel. Jednak zawsze priorytetem są dla nas warzywa i owoce".

Tajkiewicz zauważa, że z czasem skipy stają się coraz popularniejsze i więcej osób pojawia się przy śmietnikach, by znaleźć przydatne do spożycia produkty także dla siebie.

Kobieta tłumaczy, że starsza córka jest dumna z rodziców, którzy ratują jedzenie i sama chętnie jeździłaby z nimi na poszukiwania. Anna i jej mąż ciągle wzbogacają swoją trasę o kolejne punkty, w których można znaleźć jedzenie "niczyje".

Czytaj także: https://mamadu.pl/147365,jak-wykorzystac-salate-i-jarmuz