Nie chcę, by moja córeczka spędzała czas z jej rozwydrzonym dzieckiem. To zniszczyło naszą przyjaźń

List do redakcji
01 marca 2022, 11:36 • 1 minuta czytania
Znacie to uczucie, gdy kogoś bardzo lubicie, macie często ochotę gadać, wychodzić razem na miasto, zapraszać się do domu, rozmawiać przez telefon. Zwyczaje spędzać ze sobą czas. Jest chemia, ale nie pasuje wam partner tej osoby. Nie jest to trudne do obejścia, bo zawsze można zdecydować się na babskie wyjścia i delikatnie omijać okazje do wspólnych spotkań. Jednak co zrobić, jak ma się przyjaciółkę, ale nie lubi się jej dziecka? Unikanie spotkań w piaskownicy to prawdziwa katorga!
Nowy etap w życiu, jakim jest macierzyństwo, może być nie lada wyzwaniem dla przyjaźni. Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Każdy, mały czy duży, sam dobiera sobie towarzystwo. To naturalne, że wybieramy znajomych, z którymi chcemy spędzać więcej czasu. Robimy to my w życiu dorosłym, ale i robią to nasze dzieci w przedszkolu czy piaskownicy. Tak rodzą się bliższe znajomości i przyjaźnie. Miałam taką serdeczną przyjaciółkę. Czas przeszły jest tu istotny, bo miałam ją tylko do czasu, gdy zostałyśmy mamami.


Wieloletnia przyjaźń na dobre i na złe?

Z Kaśką znamy się od lat i bardzo się polubiłyśmy, mamy podobną energię, podobne poglądy i zainteresowania. Jakiś czas temu obydwie zostałyśmy mamami. Początkowo nas to ucieszyło, między dziećmi jest miesiąc różnicy, więc zarówno ciążę jak i kolejne etapy przerabiałyśmy niemalże równo. Fajnie było, mieć kogoś z kim można było dzielić obawy i lęki. Miałyśmy kogoś, z kim mogłyśmy wałkować dziedzicowe tematy, które innych mogły męczyć.

Maluchy w wózkach, a my na spacerkach razem. Dwie mamy na macierzyńskim, a potem na wychowawczym, miałyśmy dużo czasu, by spędzać go razem. W dodatku mieszkamy niedaleko siebie, więc czego chcieć więcej. Jednak, gdy dzieci podrosły, przestało mi się podobać, jak koleżanka wychowuje swoje dziecko.

To nie jego wina

Początkowo tłumaczyłam sobie, że każdy z nas ma prawo wychowywać dziecko, jak chce. Ale sytuacje, gdy dziecko dostaje ataku niezadowolenia i wije się na chodniku, a ona upycha je w wózku na siłę, a potem zapycha chrupkami, stały się codziennością. Sytuacje, które mi się nie podobają, zaczęły się mnożyć. Mały nie mówi, ale wie, czego chce i zdobywa to siłą. Moja koleżanka od razu doskakuje i tłumaczy pokrzywdzonemu dziecku, jak bardzo jej synek miał prawo tak postąpić. Uważam, że wychowuje niegrzeczne i egoistyczne dziecko i nie chodzi o samego malucha, ale o to, jak ona reaguje, podsycając zachowania, które dla mnie są absolutnie niedopuszczalne.

Gdy moja córka weźmie leżąca zabawkę, a jej syn ją wyrywa, moje dziecko płacze. Ja uważam, że powinna wytłumaczyć swojemu dziecku, że ok, to jest twoje, ale poproś ładnie, nie wyrywaj, wyjaśnij, że to twoje. A ona tłumaczy mojej córce, że jest sama sobie winna, bo nie bierze się cudzych zabawek i on ma prawo tak robić. Ogólnie to moja córka nie powinna płakać, bo to ona źle zrobiła. Nie ważne czy zabawki są u nas czy u nich, koleżanka ma zawsze argumenty, że "on ma taki etap", "że jej dziecko nie musi się dzielić, bo ma silne poczucie własności i to dobrze" itp. Jednocześnie potrafi powiedzieć, że "nieładnie, że moje dziecko nie umie się dzielić... " Popychanie, szturchanie, walenie łopatką stały się "normą" a przyjaciółka absolutnie nie tłumaczy dziecku, że cos robi nie tak, że sprawia przykrość czy ból. Jej zdaniem jest zaradny... ręce mi opadają.

3-latki tak nie mają!

Nie jestem konfliktową osobą ani nie lubię wtrącania się, dlatego nieproszona zazwyczaj nie udzielam rad. Ale w tym przypadku uważam, że koleżance przydałoby się trochę wiedzy o chowaniu dzieci. By jej nie urazić, zaczęłam jej polecać poradniki dla rodziców i ciekawe artykuły. Gdy zauważyłam, że ją to nie interesuje, podjęłam próbę zwrócenia uwagi, że mi się zwyczajnie nie podoba zachowanie jej dziecka. Ale ona ciągle tłumaczy, że 3-latki tak mają (to ciekawe, bo mój 3-latek tak nie ma!). Zwracanie uwagi traktuje jako atak na jej dziecko, którego broni jak lwica. A ja uważam, że dobrych manier należy uczyć od małego i nie kupuję pretekstu, że dziecko jest "zbyt małe".

W końcu zaczęłam jej unikać. Szukam ciągle pretekstu, żeby "nie móc się spotkać", co jest dość trudne, bo potem się boję, że wpadnę na nią na placu zabaw, spacer lub w sklepie. Ciągle wymyślam katary i inne zdrowotne preteksty, że nie chcemy ich zarazić. Najgorsze, że nie mam już ochoty spotykać się nawet z nią samą na kawę bez dzieci. Zaczęło mnie tak odpychać od tej osoby, jest mi z tym źle, bo tak wiele nas kiedyś łączyło. Tak cieszyłyśmy się na dzieci, a teraz jestem pewna, że przez to, że zostałyśmy mamami, nasza przyjaźń się zakończyła....

Czytaj także: https://mamadu.pl/150639,nie-lubie-obcych-dzieci-w-moim-domu-czy-jestem-zla-mama