"Powrót do PRL-u i pogrzeb polskiej edukacji". Zapytaliśmy nauczycieli o ustawę Lex Czarnek

Agnieszka Miastowska
"Pogrzeb polskiej edukacji, powrót do PRL-u, system, w którym nauczyciele narażeni są na donosy do kuratora" — tak o przyjętej właśnie ustawie Lex Czarnek wypowiadają się nauczyciele. Podkreślają, że to nie tylko zamach na ich decyzyjność. To system, w którym uczeń "umie, wymienia, wskazuje", ale nie uczy się myśleć samodzielnie.
Nauczyciele o ustawie Lex Czarnek. Powrót do PRL-u i pogrzeb edukacji Pawel Wodzynski/East News

Lex Czarnek staje się faktem

W czwartek 13 stycznia Sejm przyjął ustawę przed którą przestrzegały organizacje pozarządowe, związki zawodowe związane z oświatą, korporacje samorządowe, a także "zwykli" nauczyciele. Lex Czarnek to ustawa, która przekazuje dużą część władzy z nauczycieli, dyrektorów, a nawet rodziców uczniów na kuratorów oświaty.
"Lex Czarnek" zakłada m.in., że dyrektor szkoły będzie musiał przed rozpoczęciem zajęć, które mają prowadzić stowarzyszenia albo inne organizacje, uzyskać pozytywną opinię kuratora oświaty.


Jeśli dyrektor szkoły nie będzie realizował zaleceń, które wydaje kurator oświaty, to kurator będzie mógł w pierwszym kroku wezwać dyrektora do wyjaśnień.

Co więcej, Minister Czarnek zapowiada zwiększenie pensum nauczycielskiego z 18 na 22 godziny (zmiany mają wejść w życie w kwietniu), co będzie prowadziło do redukcji etatów.

Jak ustawa Lex Czarnek przełoży się na szkolną rzeczywistość? Najlepiej zapytać o to nauczycieli, którzy od jakiegoś czasu odczuwają skutki ciągłych reform, a raczej jak mówią "deform" oświaty.

Pogrzeb polskiej edukacji

Agnieszka Jankowiak-Maik znana jako "Babka od histy" podkreśla, że Lex Czarnek w środowisku szkolnym nazywana jest pogrzebem polskiej edukacji.

— Nauczyciele są załamani. Zdają sobie sprawę z tego, że to prawo jest bardzo niebezpieczne, że bardzo upartyjnia szkołę i zmienia jej ustrój. Wzmocnienie kuratorów, którzy powinni być jedynie organem pomocniczym, zmienia układ sił w szkole. A klimat polityczny dla nauczycieli nie jest aktualnie dobry. Ministerstwo i czołowi politycy wyrażają się z pogardą o zawodzie nauczycielskim, to nie sprzyja budowaniu autorytetu — wyjaśnia.

Nauczyciele przyznają, że poza zmianami w edukacji ustawa Lex Czarnek to kolejny cios w ich autorytet, który od czasu strajku jest sukcesywnie podkopywany przez partię rządzącą.

— Ze zdaniem nauczycieli nie liczy się więc nie tylko Rząd, ale też uczniowie, a przede wszystkim ich rodzice, którzy wchodzą z butami w kompetencję nauczyciela. Pracuję w podstawówce i to jest tutaj szczególnie widoczne. Nauczyciel nie jest już uważany za osobę godną zaufania i decyzyjną, a przykład idzie z góry — wyznaje Dorota, polonistka w jednej z radomskich szkół podstawowych.

Co więcej, ustawa zakłada, że każda ponadprogramowa treść, która przekazywana będzie uczniom, musi zostać zatwierdzona nie przez nauczycieli, nie przez dyrektorów, a nawet rodziców uczniów, a przez kuratora oświaty. Tych zmian najbardziej boją się nauczyciele prowadzący przedmioty społeczne, związane z prawami człowieka i polityką.

Polityczna szkoła

— W ustawie Lex Czarnek chodzi także o zastraszenie nauczycieli, szczególnie tych, którzy zajmują się edukacją antydyskryminacyjną czy prawnoczłowieczą. Wiele osób pisało wczoraj, że to pogrzeb polskiej szkoły, wśród nauczycieli czuć żal i rozczarowanie — tłumaczy "Babka od histy".

Minister Czarnek nie kryje swoich homofobicznych poglądów, chociażby na swoim Twitterze, na którym w kontekście parad równości pisał, że "demoralizacja nigdy nie będzie prawem człowieka i normalnością". Nauczyciele mają prawo obawiać się, że za przekazywanie treści niezgodnych z nurtem przyjaznym władzy, będą czekały ich konsekwencje.

— Nauczyciele boją się donosów do kuratorium, bo ilość tych donosów, od kiedy rządzi PIS gwałtownie wzrosła. Te donosy są bezpodstawne – w szkole odbywają się zajęcia o prawach człowieka i kuratorium musi sprawdzić, czy zawierają dobrą definicję praw człowieka! Jest jedna definicja praw człowieka i one są fundamentalne. Nauczyciele boją się poruszania takich tematów, boją się kontroli ze strony kuratorium i utraty pracy. Zastraszeni będą także dyrektorzy — dodaje Agnieszka Jankowiak-Maik.

— Nauka tolerancji i empatii traktowana jest jak szerzenie "lewactwa i neokomunizmu"— to cytat z Twittera Czarnka. Nauczyciele boją się poruszać tematy z otaczającej ich rzeczywistości, związane z polityczną sytuacją, mówić o empatii, tolerancji, prawach człowieka – bo to nigdy nie było tak upolitycznione. To jest lęk, a szkoła lękiem niczego nikogo nie nauczy — dodaje.

Podobne zdanie ma anglista z jednego z podwarszawskich liceum.

— Z powodu ustawy dyrektor będzie bał się "wychylić" i narazić władzy. Oczywiście nauczyciele również. Daje się to odczuć już teraz. Boją się mówić o swoich poglądach w obawie o pracę. Nigdy nie wiadomo kto jest "ustosunkowany politycznie" inaczej i komu nasz punkt widzenia się nie spodoba. Sama byłam na dywaniku u dyrektora tylko dlatego, że "łączyłam kwestię konkursu w szkole z podtekstem politycznym". Moje słowa zostały przekręcone, a ja zostałam przywołana do porządku — tłumaczy.

Kurator oświaty ważniejszy niż rodzice

Minister Czarnek przekonuje, że jego ustawa wreszcie przywróci prawidłowy szkolny ład, w którym to rodzice podejmują decyzję o tym, czego uczą się ich dzieci.

Agnieszka Jankowiak-Maik zwraca jednak uwagę na manipulację Ministra Edukacji, ponieważ to w obecnie panującym systemie szkolnym każde dodatkowe zajęcia muszą zostać zatwierdzone przez Radę Rodziców. A ustawa Lex Czarnek odbiera im decyzję dotyczącą edukacji własnych dzieci.

— Każda instytucja, która wchodzi do szkoły, przedstawia swój program zajęć i Rada Rodziców je zatwierdza lub nie. Dzięki zmianom Czarnka, zamiast grupy rodziców decydować będzie jednoosobowo kurator — tłumaczy.

— Od wielu lat musimy opracowywać regulaminy, plany wycieczek, które dajemy rodzicom do wglądu. Bez ich podpisu nie odbyło się nigdy żadne spotkanie i wycieczka! Nawet spotkanie odnośnie profilaktyki raka piersi u kobiet nie mogło się odbyć bez zgody rodziców. Każdy musiał przynieść karteczkę z podpisem. Co ciekawe, nigdy jakoś nie wymagano zgody rodziców na przeprowadzanie rekolekcji w szkole — dodaje anglistka z podwarszawskiego liceum.

Nauczycieli są zaniepokojeni tym, że o treści przekazywanej w szkole ma decydować jedna osoba, obawiają się totalnego upolitycznienia szkoły i nie wierzą, że działania kuratora oświaty zakończą się wyłącznie na kontrolowaniu procesu edukacji.

— Na proces nauczania dziecka, powinni mieć wpływ wszyscy – począwszy od rodzica posyłającego dziecko do szkoły, przez nauczyciela – tworzącego proces edukacji, po dyrektora – który ten proces kontroluje. Oczywiście kurator powinien pilnować porządku edukacji, ale to nie może być ostateczna osoba decydująca o tym, jak wygląda nauka — dodaje polonistka pracująca w podstawówce.

Zwiększone pensum i związane ręcę

Możemy rozmawiać o tym, że zmiany odbiją się na poziomie nauczania dzieci, które w nowej podstawie programowej mają przede wszystkim "nauczyć się na pamięć, wymienić, wykuć, scharakteryzować", zamiast "wyciągać wnioski czy interpretować".

Ale nie możemy zapomnieć o codzienności zawodowej, czyli warunkach pracy setek tysięcy nauczycieli, dla których Lex Czarnek to przede wszystkim ciągłe patrzenie im na ręce i widmo konsekwencji, z których największą byłoby zwolnienie z pracy.

Nauczyciele obawiają się też obietnicy zwiększenia pensum z 18 na 22 godziny. A to dla wielu z nich rodzi dwie perspektywy: zwolnienia z powodu redukacji etatów albo nadmiaru pracy z powodu dodatkowych godzin, o które nikt z nich nie prosił i nikt z nimi nie konsultował.

— Zwiększenie pensum spowoduje dwie rzeczy: zwolnienia nauczycieli, którzy stracą swoje godziny na rzecz tych, którzy będą pracować 22 godziny oraz przeciążenie nauczycieli, którzy dostaną 4 godziny pracy więcej. A mowa przecież tylko o pracy przy tablicy! Nikt nie monitoruje godzin przygotowań w domu, jestem polonistką i w domu muszę przygotować się do lekcji, ale też sprawdzać prace pisemne — tłumaczy polonistka z radomskiej podstawówki.

Nauczyciele wprost przyznają, że jakość ich pracy spadnie z powodu przeciążenia godzinami, które muszą spędzić w szkole. A dla wielu z nich, w tym szczególnie dla polonistów czy egzaminatorów maturalnych kolejny "etat" pracy zaczyna się po powrocie do domu.

Boją się o warunki zatrudnienia, nie mają już nadziei na podwyżki i zaczynają gryźć się w język, by nie powiedzieć czegoś, co będzie niezgodne z wizją nauczania wykreowaną przez partię rządzącą. Lex Czarnek sprawi, że wizyty u dywaniku u dyrektora nauczyciele zaczną obawiać się bardziej niż ich uczniowie.