"Chcę zaszczepić syna, ale mój mąż się nie zgadza. Chyba zrobię to za jego plecami"

List do redakcji
"Mój mąż i ja jesteśmy razem od 10 lat. Do tej pory, jeśli się w czymś nie zgadzaliśmy, wystarczyła rozmowa i spokojnie przedstawione argumenty. Zawsze potrafiliśmy dojść do porozumienia i żadne z nas nie miało nigdy problemu z pójściem na kompromis. Jednak w kwestii szczepienia naszego dziecka jesteśmy nieugięci. Szkoda tylko, że mamy na ten temat inne zdanie" - pisze nasza czytelniczka.
Niektórzy rodzice mają inne zdanie na temat szczepienia dziecka przeciw COVID-19. fot. Pexels

Powrót do normalności

Od początku pandemii zarówno ja, jak i mój mąż, wzięliśmy sobie do serca zalecenia lekarzy i rządu. Nie wychodziliśmy za dużo z domu, całkowicie przeszliśmy na pracę zdalną i do minimum ograniczyliśmy kontakty z innymi ludźmi. Po prostu baliśmy się koronawirusa.

I choć teraz żyjemy w miarę normalnie, to wciąż się go boimy. Zwłaszcza że coraz częściej słyszy się, że czwarta fala pandemii nie oszczędza nawet dzieci, a maluchy nie dość że trafiają do szpitala w ciężkim stanie, to ponoć mogą mieć poważne powikłania nawet po bezobjawowej chorobie. A my mamy 6-letniego synka, który niedawno wrócił do przedszkola.

Koronawirusa się boję, ale się nie zaszczepię

Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego mój mąż nie pozwala mi go zaszczepić. Mało tego! On nawet sam się do tej pory nie zaszczepił, mimo że zaraz minie rok odkąd ma taką możliwość. Mówi, że boi się wirusa, ale szczepień boi się bardziej, bo jego zdaniem nie zostały wystarczająco dobrze przebadane.


Ja zaszczepiłam się właściwie od razu, kiedy mogłam. Nie pytałam męża o zgodę – uznałam, że jeśli chcę wrócić do biura i żyć normalnie, muszę się zaszczepić. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym przyniosła mojemu 6-letniemu synkowi koronawirusa.

Kiedy miałam lekko podwyższoną temperaturę po szczepieniu, mój mąż tylko chodził po domu i z dezaprobatą kręcił głową. "Wiedziałem, że to zły pomysł" – mruczał pod nosem. Dziwiło mnie to, bo dwa tygodnie wcześniej jego niezaszczepiona siostra bardzo ciężko przeszła zakażenie koronawirusem i lekka gorączka w jej przypadku byłaby jak wakacje na Malediwach. Więc to ją powinien tak pouczać, a nie mnie.

Szczepić czy nie szczepić?

Odkąd pojawiła się możliwość szczepienia dzieci od 5 roku życia, próbuję przekonać męża, żebyśmy zaszczepili naszego synka. Kilka razy otarł się już o koronawirusa – od września był na kwarantannie dwa razy. Raz koronawirusa przyniosła jego nauczycielka, a innym razem dziecko, którego rodzice są zagorzałymi antyszczepionkowcami. Niestety tak jak mój mąż.

Coraz częściej słyszę o tym, że jednym z powikłań koronawirusa u dzieci może być nawet udar mózgu. Czytałam niedawno, że dzieci trafiają do szpitala z tak wysoką gorączką, że mają drgawki, a u niektórych lekarze rozpoznają zapalenie mózgu.

Nie chcę by to spotkało moje dziecko, dlatego zaczęłam się zastanawiać, czy nie zaszczepić naszego syna za plecami męża. Kiedy próbuję z nim o tym rozmawiać, on twardo upiera się przy swoim, wyciąga z kieszeni telefon i przez dziesięć minut czyta mi jakieś bzdury z internetu, które jego zdaniem mam potraktować jako argumenty przeciw szczepieniom.

Ryzyko mniejsze niż korzyści

Nigdy nie okłamałam męża i nie zrobiłam niczego za jego plecami, ale w tej sytuacji czuję, że nie mam wyboru. Czwarta fala pandemii przybiera na sile, a nasze dziecko tak naprawdę każdego dnia jest narażone na kontakt z wirusem.

Nie trafiają do mnie jego argumenty typu "Wiesz jakie mogą być skutki uboczne?", "Pamiętasz, jak miałaś gorączkę po szczepieniu?" i wróżenie naszemu dziecku chorób immunologicznych. Myślę, że w kwestii zdrowia naszego syna lepiej postawić na wiedzę medyczną i zaufać naukowcom, a nie szukać informacji na grupach na Facebooku.

Ryzyko związane ze szczepieniem jest znacznie mniejsze niż ryzyko związane z zakażeniem koronawirusem. Dlatego jestem pewna, że zaszczepię syna bez względu na to, czy jego tata się na to zgodzi.