Zamiast pchać po własnym torze, zaakceptuj to, że dziecko jest inne niż ty. Radykalnie... odpuszczaj

Marta Lewandowska
"Bądź ciszej", "staraj się bardziej", "no idź", "wygraj", "musisz". Każdy nas widział rodziców pchających swoje dziecko do przodu, choć ono wcale nie miało na to ochoty. W imię dobra potomka nakłaniamy go do wyjścia ze strefy komfortu. Czasem tę realizację oczekiwań rodzica widać gołym okiem, innym razem nawet nie zdajemy sobie sprawy, że to robimy. A gdyby tak spróbować radykalnej akceptacji?
Dziecko, które czuje się akceptowane, rozwija skrzydła jak piękny motyl. Z jego perspektywy możesz zobaczyć zupełnie nieznany ci świat. Fot. Andrea Piacquadio z Pexels

Wszystko dla dziecka

Lokalny festyn, wśród atrakcji biegi przełajowe. Do wygrania dyplom i torba słodyczy. Wzdłuż trasy stoją rodzice, krzyczą, dopingują. W oczy (i uszy) rzuca się jedna kobieta, biegnie po drugiej stronie taśmy i krzyczy imię córki, nawołuje, żeby przyspieszyła. Córka ma 7 lat, czerwoną z wysiłku twarz i ledwie łapie oddech. Dobiega druga. Na mecie mama mówi "niepotrzebnie zwolniłaś na zakręcie, mogłaś wygrać".


Oczywiste przykłady spełniania własnych ambicji za pośrednictwem dzieci widać gołym okiem. Krzywimy się i zastanawiamy, jak tak można. Przecież ten bieg, występ, konkurs mają sprawić dziecku przyjemność. A tymczasem rodzicielska presja nie tylko odbiera tę radość, ale sprawia, że otoczenie zaczyna wątpić, że dziecko robi coś z własnej woli.

Często słyszymy, że dziecko jest małe, jeszcze nie wie, że to mu się przyda w życiu, że ma predyspozycje do sukcesu w jakiejś dziedzinie, że wystarczy je trochę popchnąć, bo ono samo nie wie, co dla niego dobre. Tylko czy to nie nosi znamion naginania osobowości dziecka, do schematu, który rodzić stworzył w swoich wyobrażeniach o dziecku?

Małe rzeczy mają znaczenie

Wydaje nam się, że to nas nie dotyczy, że podążamy za dzieckiem w każdej chwili. Przecież zauroczenie rodzicielstwem bliskości w niemowlęctwie naszego bąbelka musiało odcisnąć piętno na naszym spojrzeniu na świat, teraz kiedy ma 6-12 lat wiemy już wszystko, podążamy za instynktem i działamy dla jego dobra. A tymczasem, każdy z nas popełnia błędy częściej, niż moglibyśmy przypuszczać.

Za każdym razem, kiedy popychasz nieśmiałe dziecko do kolegów, kiedy namawiasz je, aby wystąpiło publicznie i przytuliło się do cioci, kiedy tego nie chce. Kiedy swojego ekspresyjnego przedszkolaka uciszasz, bo jego zachowanie zawstydza cię w miejscu publicznym. Kiedy marszczysz czoło z dezaprobatą, nagradzasz i każesz za stopnie. Każda z tych sytuacji pokazuje dziecku, że go nie akceptujesz.

Chcesz zmienić je, naginając do własnego wyobrażenia, idealnego wzorca, który stworzyłaś w swojej głowie. Każdy z nas to robi i każdy powinien przestać. Oczywiście nie poddaję w wątpliwość intencji, bo jak powiedziała Stacia Tauscher "Martwimy się, kim dziecko stanie się jutro, ale zapominamy, że jest kimś dzisiaj”.

A może warto spojrzeć na to w ten sposób, że dziecko już jest "jakieś" i polubić tego człowieka? Doskonałego, wyjątkowego, z którym przyszło nam dzielić dom i codzienność. Zamiast skupiać się na "korygowaniu zachowań", które są różne od naszych. Przecież tak powinno być, ludzie są różnorodni i to jest piękne.

A gdyby wziąć je w całości?

A gdyby tak zaakceptować dziecko w całości, przyjąć, że jego charakter i możliwości są wypadkową genów, zachowań rodziców, podejścia, warunków bytowych i pozwolić mu na bycie sobą? To nie ma nic wspólnego z bezstresowym wychowaniem. Raczej z pozwoleniem dziecku na życie według własnych zasad, w zgodzie ze sobą w przestrzeni, którą wyznaczają granice panujące w rodzinie.

Większość trudnych zachowań, na które zwykle skarżą się rodzice, wynika z emocji, z którymi dziecko nie może sobie poradzić. Zwykle te powstają z presji i niemożności uporania się ze zbyt wysokimi wymaganiami. Mówiąc krótko - im więcej luzu zostawisz dziecku, tym mniej trudnych zachowań przejawia. Sprawdziłam - działa.

Niedawno znajoma przyznała, że córką ma "ciche dni". W ich domu "matma to świętość", a tymczasem córka przyniosła w ciągu kilku dni trzy trójki. - Zabrakło mi już pomysłów na konsekwencje, wcześniej zabrałam telefon, laptopa i zabroniłam iść do koleżanki - powiedziała Magda, a ja ze zdumieniem przetarłam oczy. A potem się skarciłam.

Ile razy to robiłam, zabierałam telefon, bo przeszkadzał w odrabianiu lekcji, zamiast zapytać, czy to zadanie sprawia dziecku jakiś problem? Pewnego dnia strategia naturalnie uległa zmianie. Usłyszałam, co mówi moje dziecko i dałam mu szansę zrealizować zadania tak, jak on chciał.

Kolejność, jaką sama stosuję, to najpierw obowiązki, potem przyjemności - jak starczy czasu. Moje dziecko odwróciło tę kolejność. Najpierw relaks, potem praca i choć to działanie zupełnie wbrew (mojej) logice - sam zaplanował swój czas tak, że zdążył ze wszystkim.

To był wieczór bez poganiania, sprzeczek - zwykły miły wieczór. Pierwszy z wielu. Bo nagle okazuje się, że dziecko, które dostaje swobodę, akceptację swoich potrzeb i możliwość szerszego decydowania o sobie - jest milsze. W domu robi się milej. Nie trzeba cisnąć, żeby pouczyło się z angielskiego, bo kiedy stresu ma mniej, wiedza lepiej "wchodzi do głowy" i nie trzeba spędzać nad tym aż tyle czasu.

Radykalna akceptacja

Akceptując dziecko totalnie, musimy uświadomić sobie, że życiowy sukces naszych dzieci, który jest na naszym horyzoncie wyobrażeń, nie jest miarą tego, jakimi jesteśmy rodzicami.

Dorośli często patrzą na dzieci z perspektywy... dorosłego. Widząc niepożądane zachowanie dziecka, wyobrażamy sobie, że wyrośnie na nielubianego dorosłego, bo u naszych rówieśników podobne zachowania nas irytują. A przecież dzieci są nieco inne. Biologicznie, mają mniej doświadczenia życiowego i troszkę inne zachowania im uchodzą.

Musimy uwolnić się od pokusy naprawiania naszych dzieci. Trzeba uświadomić sobie, że dziecko ma prawo do własnej osobowości, poglądów czy systemu wartości i nie muszę być one spójne z naszymi. Jeśli ty nie uszanujesz tego, kim jest twoje dziecko, to ono w przyszłości będzie szukało w oczach innych poparcia, czy zachowuje się właściwie.

Brak akceptacji ze strony najbliższych daje dziecku poczucie, że nie jest doskonałe i musi udawać kogoś, kim nie jest, aby być lubianym. Największym błędem rodziców jest przekonanie, że naszym zadaniem jest ukształtowanie z dziecka, które mamy, idealnego dorosłego. A przecież sami nie jesteśmy idealni. A dziecko jest doskonałą wersją samego siebie.

Radykalna akceptacja krok po kroku

Zaakceptowanie dziecka w pełni jest z korzyścią dla dwóch stron. Dziecko żyjące bez bezsensownej presji rozwija skrzydła i może pokazać ci świat, o którego istnieniu nie miałaś pojęcia. Warto dać mu szansę być partnerem w życiu. Spróbuj spojrzeć na dziecko jak na piękny dar, który może wpłynąć na twoje spojrzenie na świat.

1. Poznaj swoje dziecko. Bez tego ani rusz, zawsze ceną poznana drugiego człowieka jest czas. Ale taki spędzony razem, a nie obok siebie. Wsłuchuj się w jego słowa, zwróć uwgę kiedy się uśmiecha, w jakich momentach chce się przytulić.

2. Spędź czas teraz, a nie w przyszłości. Przestań zastanawiać się, jakim dorosłym będzie. Ne masz kryształowej kuli, więc wszelkie twoje wyobrażenia są abstrakcją. Zobacz jakim fajnym jest dzieckiem, tu i teraz.

3. Doceń różnorodność. Nie stworzysz dziecko na swoje podobieństwo. Nie da się tak. Musisz zaakceptować, że lubi inne potrawy niż ty, inne filmy, a ego styl ubierania odbiega od twojego.

4. Myśl również o sobie. Zanim puścisz wodze fantazji, musisz uświadomić sobie, że akceptacja drugiego człowieka musi działać w dwie strony. Dlatego równie ważne jak dziecka potrzeby są twoje własne. Zwracaj uwagę dziecka na to, że ty też masz prawo odpoczywać, działać w innym czasie i systemie, niż ten, który jemu odpowiada.