Dosyć kłótni o ubrania. Psycholog wyjaśnia, czemu twoja córka powinna mieć gołe nerki na mrozie

Aneta Zabłocka
Przeżywałyśmy to my, gdy byłyśmy nastolatkami, przeżywają nasze dzieci - chodzimy za nimi jak nasi rodzice za nami i powtarzamy, żeby "porządnie się ubrali". Tylko że to zupełnie bezsensowna strategia. Psycholożka wyjaśnia, dlaczego najlepsze, co możesz zrobić to dać dziecku się przeziębić, bo wyszło na dwór z gołym pępkiem.
Gdy nie możesz patrzeć na to, jak ubiera się twoje dziecko. Psycholog radzi Fot. Pexels


Z trendów i subkultur się wyrasta, żaden etap naszego życia nie trwał tak krótko, jak przemijające w szkole średniej mody na spodnie biodrówki czy welurowe dzwony. I choć my mamy ten etap szaleństw modowych za sobą, trudno nam się pogodzić z tym, że nasze córki paradują w wielkich bluzach i skarpetach naciągniętych pod kolana.


Czy to źle? Zupełnie nie. I rodzice, i nastolatki potrzebują trochę buntu. Ważne, żeby nie przesadzić w żadną stronę.
Rozmawiamy z Sonią Ziembą - Domańską, psycholożką dziecięcą, która w konkretnych słowach tłumaczy, że najlepiej będzie, gdy twój nastolatek po prostu się przeziębi, gdy wyjdzie źle ubrany na przystanek. A tobie nic do tego.

Patrzysz na swoje dziecko i nie wierzysz, że idzie tak ubrane do szkoły. Jak zagaić, że być może podarte spodnie lub goły pępek to nie najlepszy strój na jesienne spacery?

Przede wszystkim bierzmy pod uwagę fakt, że ten etap rozwojowy dziecka to moment, w którym chce się wyróżnić, bądź schować pod ubraniem. Co oznacza, że w ten sposób manifestuje siebie. Często młody człowiek chce pokazać strojem, że przynależy do jakiejś grupy społecznej i z nią się identyfikuje.

Dopóki nie jest to strój naruszający pewne zasady społecznego smaku, zostawiłabym nastolatka w spokoju. Nawet jeżeli ma się przeziębić.

Rodzice niby wiedzą, że to wszystko to eksperymenty z wizerunkiem i szukanie siebie. Ale kiedy nagłe zmiany strojów powinny niepokoić?

Przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na luźny strój i wielowarstwowość ubioru. Wszelkie zaburzenia odżywiania bądź autoagresja są przykrywane luźnym strojem, długimi bluzami, długimi rękawami, dresowymi spodniami.

Nawet kiedy jest bardzo ciepło, a nasze dziecko ubiera długi rękaw i długie spodnie, powinno to być dla nas sygnałem, że dzieje się coś niedobrego. I dalej, jeśli nagle przestaje chodzić w krótkich spodenkach i krótkim rękawie po domu, a dotychczas to robiło.

To najważniejsze objawy ukrywania „czegoś”: chudnięcia, cięcia, emocji, niepokojącego stanu młodego człowieka.

A gdy dziecko chce ciuchy, które mówiąc skromnie, kosztują "miliony monet". Jak rozmawiać z nim o pieniądzach i przemijającej modzie?

O pieniądzach należy rozmawiać, ucząc dziecko od najmłodszych lat, że nie spadają z nieba, tylko ciężko się na nie pracuje.

Ubrania za, jak mówisz, miliony monet też są dla młodej osoby, w pewnej subkulturze wyrazem statusu materialnego, wartości. I od tej wartości właśnie należy wyjść podczas rozmów z dzieckiem: czym jest poczucie własnej wartość dla niego, wytłumaczyć, że nie zależy ono od pieniędzy, doradzić, w jaki inny sposób może je wyrażać i jak powinno je budować.

Pamiętając, że my także mamy wielki wpływ na jego poczucie własnej wartości.

Kocham cię, ale nie lubię tego, jak się ubierasz. Gdzie się zaczyna i kończy akceptacja dziecka, a akceptacja subkultury, w której się obraca? Jak o tym gadać? Czy subkultura będzie nierozerwalnie wiązała się z charakterem/poczuciem własnej wartości dziecka?

Pozwólmy dziecku o tym mówić. Wysłuchajmy, na czym polega jego przynależność do grupy, dlaczego jest tak cenna i co wyraża za pomocą ubrania. To jest właśnie akceptacja. Wysłuchanie.

20 lat temu też były subkultury i była inna moda, 30 i 40 również. Nasi rodzice nie wszystko akceptowali. Nie ma wiecznie nierozerwalnej więzi z subkulturą, ponieważ proces dojrzewania młodego człowieka, jego funkcji poznawczych i aparatu psychicznego zacznie kierować go w zupełnie inną stronę, także przemijanie lub zapętlanie się mody to kwestia czasu.

Szkolne przepisy mówią "żadnych bluzek na ramiączkach", a ona na przekór wszystkim tak właśnie wychodzi. Boczyć się na nią? Wtłaczać ją na siłę w kodeks ucznia? Czy pielęgnować bunt?

Pielęgnacją buntu bym tego nie nazwała, ponieważ dziecko powinno wpasować się w obowiązujące reguły i kodeks. Myślę, że jest to ważne, chociażby pod względem granic i zasad, które będzie mu/jej stawiało życie.

I znów wracam do najważniejszego elementu wychowania – rozmowy. Rozmowa, rozmowa, rozmowa. Bunt to zmiana. Bunt to wyraz pewnych wartości, zasad, emocji, którymi kieruje się dziecko w danym etapie życia. Na siłę nic nie zmienimy. Zresztą nie warto, bo odbije się to nam rykoszetem.

Raczej porozmawiajmy, dajmy czas na przemyślenie, pokażmy zarówno pozytywne, jak i negatywne konsekwencje zachowania dziecka. Jeżeli nie dajemy sobie z tym rady, zawsze zachęcam do konsultacji z psychologiem, nie bójmy się tego.

Mamo/tato, pożycz mi swoją bluzę... Jak nie robić z córki/syna swojej małej kopii. Dlaczego nie powinnyśmy kupować dzieciom ubrań na własną rękę?

A co złego jest w tym, że młody człowiek chce od nas pożyczać ubrania ? To absolutnie naturalne, szczególnie nastolatki płci żeńskiej chcą wyglądać jak mama, poczuć się dorosłe. Jeżeli my nie mamy z tym problemu, nie boimy się, że zostanie zniszczona droga bluzka lub spódnica, nie widzę przeszkód.

Możemy umówić się z młodym człowiekiem, że może pożyczać konkretne ubrania, albo ustalić, że za każdym razem będzie pytać, czy może coś pożyczyć. To pewien wyraz uznania, przynależności i gloryfikacji rodzica. Pokazania swojej „dorosłości”.

Ważne jest, aby to nastolatek wybierał sobie to, w czym chce chodzić, co na siebie założyć. Pójdźmy wspólnie na zakupy, poprzymierzajmy, doradźmy, bądźmy. To może być naprawdę cenny i zbliżający czas. Przede wszystkim pokazujemy nasz szacunek do dziecka i poszanowanie do jego indywidualności.