Różaniec, msze i 200 pytań, nie podobają ci się przygotowania do komunii? Coś ci powiem

Marta Lewandowska
Pierwsza Komunia Święta co roku wzbudza wiele skrajnych emocji. Zwykle ten temat jest na ustach wszystkich w maju, kiedy sezon rusza pełną parą. Ale tym razem co i rusz trafiam na wypowiedzi oburzonych rodziców. Oburzonych, bo Kościół, jako instytucja, wymaga zaangażowania dziecka w życie wspólnoty znacznie częściej w roku poprzedzającym Komunię.
Codziennie różaniec, w niedzielę msza, potem będą roraty, droga krzyżowa i majowe. Przygotowania do komunii trwają cały rok. Fot. Cleyder Duque z Pexels

Świadomie do wspólnoty

O ile co do samej idei chrztu, w formie, w jakiej odbywa się on aktualnie, to rodzice decydują o przystąpieniu dziecka do wspólnoty, tak Pierwsza Komunia Święta, przynajmniej w teorii jest świadomą decyzją dziecka. Kodeks Prawa Kanonicznego przyjmuje bowiem, że dziecko po siódmych urodzinach staje się istotą zdolną do samodzielnego używania rozumu.


Jakkolwiek dramatycznie by to nie brzmiało, właśnie taki zapis tam znajdziemy w 2 paragrafie Kan. 97 "Małoletni, przed ukończeniem siódmego roku życia, nazywa się dzieckiem i uważany jest za nieposiadającego używania rozumu. Po skończonym siódmym roku życia domniemywa się, że posiada używanie rozumu".

Dlatego dziecko świadomie powinno podjąć relację ze wspólnotą kościelną, zaangażować się w jej życie i poczuć z nią związek. Jest to niezbędne, aby podjąć decyzję o przystąpieniu do sakramentu. Według nauki Kościoła za zaszczepienie w dziecku chęci to takiego życia odpowiedzialni się rodzice i proboszcz.

W rzeczywistości wielu rodziców, mniej lub bardziej wierzących i zaangażowanych w życie parafii, posyła dziecko do komunii. Nie zastanawiając się, czy jest w nich wewnętrzne przekonanie co do zasadności takiego działania, czy dziecko wykazuje taką wolę, czy są w stanie sprostać narzuconym przez społeczność warunkom. I tu pojawiają się schody.

Po co jest komunia?

Idea przyjęcia tego sakramentu jest prosta - zaangażowanie dziecka w świadomy udział w życiu wspólnoty. Ani słowa o limuzynach, piętrowych tortach, wystawnych przyjęciach i drogich prezentach. Tylko duchowość, ale świadoma. Skoro Prawo Kanoniczne zakłada, że dotąd dziecko średnio korzystało z rozumku, to zakłada również, że przez ten rok nieco nadrobi.

Wymagania są bardzo różne, zależy to tak naprawdę od proboszcza. A oni mają różne pomysły i wizje. Począwszy od obecności na mszy w każdą niedzielę, po codzienne uczestnictwo w nabożeństwach. Rodzice łapią się za głowę, no bo jak to? Szkoła, zajęcia dodatkowe i jeszcze codziennie msza? Ano, tak to. Wiara wymaga poświęceń.

Jest takie powiedzenie, że jak Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na właściwych miejscach. Owszem, żyję w XXI wieku. Moje dzieci chodzą na zajęcia dodatkowe, pracujemy oboje z mężem na pełen etat i wiem, jak ciężko czasem znaleźć czas na ugotowanie obiadu czy zrobienie zakupów. Nie jestem oderwaną od rzeczywistości kosmitką.

Jedno z moich dzieci chodzi na religię, czy pójdzie do komunii, nie wiem. Najstarsze odmówiło uczestnictwa w szkolnej katechezie, do sakramentu nie przystąpiło, jako jedyne z klasy. Żyje, nikt go palcami nie wytyka, a mieszkamy na wsi. Śmiało więc sprzeciwiam się stereotypowi, że tu nie można się wyłamać.

Temat komunijnych przygotowań znam więc raczej od znajomych i z internetowych dyskusji, ale daje to pewien obraz. Rodzice są wkurzeni, bo w październiku codziennie muszą znaleźć czas na różaniec, są też nabożeństwa majowe, roraty, droga krzyżowa, itd. Wszystkie ważne punkty w roku liturgicznym. Mówią, że ksiądz nie zostawia miejsca na nieobecności w żadnych okolicznościach.

Nie do końca jest to prawda. Bo ksiądz, choćby nie wiem, jak wymagający, jest zobligowany przez Episkopat do pewnych ustępstw. "W przypadku szczególnych okoliczności, jak np. wiek dziecka, niepełnosprawności, trudności rozwojowe, zaniedbanie wychowawcze itp., katecheta oraz duszpasterz winni roztropnie i indywidualnie potraktować sprawę jego przygotowania. Należy unikać formalizmu i rygoryzmu duszpasterskiego" - czytamy we wskazaniach Episkopatu dot. przygotowań do Pierwszej Komunii.

Skąd więc te żale

"W październiku od poniedziałku do piątku na różaniec, potem wszelkie inne nabożeństwa. Oczywiście co niedziela w kościele, najlepiej w pierwsze ławce" - wspomina przygotowania do komunii syna moja znajoma. Złości się, bo poza tym okresem do kościoła nie chadza, nawet z koszyczkiem w Wielką Sobotę.

Dlaczego upiera się tak, żeby posłać dziecko do komunii, skoro od dawna żyje z dala od instytucji kościoła? Nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie bardziej logicznie, niż przywołując tradycję, nie pada nawet słowo o Bogu. Nie wie też, co by się stało, gdyby powiedziała księdzu, że nie może przychodzić z synem pięć razy w tygodniu na różaniec, bo mają też inne zajęcia. Nie spróbowała.

Zamiast tego zmieniła godziny zajęć terapeutycznych syna, żeby dostosować się do kościelnego rygoru. Tylko pytanie brzmi, kto go narzucił? Odnoszę bowiem wrażenie, że w wielu przypadków sami rodzice. W naszych głowach wciąż przecież istnieje przekonanie, że księdzu, lekarzowi i wójtowi sprzeciwić się nie wypada.

Ale co nam szkodzi spróbować porozmawiać, jak z człowiekiem? Ksiądz nie jest ani ważniejszy, ani mniej ważny od statystycznego Kowalskiego. W większości przypadków, jeśli zgłosisz problem, to kapłan pomoże znaleźć rozwiązanie. Oczywiście, jak zawsze są wyjątki.

Alicja wspomina przygotowania swoich córek do komunii, jako prawdziwy koszmar. "Nieomal codziennie trzygodzinne nauki, oszaleć można było, dzieci przychodziły zmęczone, katechetki warczały, jak ktoś się nie zjawił. Nie dziwię się, że rodzice się wkurzają" - wspomina.

W takich sytuacjach zawsze warto sięgnąć do Prawa Kanonicznego i wytycznych Episkopatu, powołać się na szczególne warunki. Jeśli faktycznie jesteśmy mocno wierzący, a nasz napięty grafik nie pozwala na realizację wyznaczonych przez księdza zadań. Często jest też tak, że możemy o wsparcie zwrócić się do dyrekcji szkoły.

"Mam dwoje dzieci, chodzą do tej samej szkoły, ta sama parafia, różne katechetki. Syna do komunii przygotowywała Pani, która wymagała znajomości 10 modlitw i uczestnictwa w mszy święte w niedzielę" - wspomina Magda. "Nauczycielka córki zadała 22 modlitwy, 180 pytań z katechizmu i uczestnictwo we wszystkich wydarzeniach kościelnych".

Magda poszła do księdza, ten rozłożył ręce, on od katechetów oczekiwał tylko informacji, czy uczeń jest gotów do przyjęcia sakramentu. Poszła więc do dyrektora placówki, który natychmiast ujednolicił wymagania na lekcjach religii. "Uznał, że skoro odbywają się w szkole, to zasady muszą być dla wszystkich jednakowe" - wyjaśnia mama trzecioklasistki.

Sylwia wspomina, że kiedy w zeszłym roku jej córka przygotowywała się do komunii, katechetka opowiadała w szkole, jakie wydarzenia mają aktualnie miejsce w kościele. "Nikt nie weryfikował obecności w kościele, przeciwnie, katechetka zachęcała i córka lubiła tam chodzić, kiedy tylko mogliśmy, ale nie było presji czy przymusu".

Kobieta zaznacza, że gdyby ten przymus się pojawił, Mania nie przystąpiłaby do sakramentu, bo zarówno ona, jak i mąż, czasem pracują w niedziele i nie zawsze mogą być na mszy.

Komunia musi coś znaczyć

Przyjęcie sakramentu nie jest obowiązkowe. Nikt nie może zmusić dziecka, aby do komunii przystąpiło, chodziło na każdy różaniec, czy nawet co niedziela do kościoła. Z kilku powodów. Po pierwsze jeśli to zrobicie, prędzej zniechęcicie dziecko do instytucji, niż uda wam się dobrnąć do maja. Po drugie, komunia nie jest obowiązkowa.

Wcale nie trzeba do niej przystępować w drugiej czy trzeciej klasie, można poczekać, aż dziecko poczuje się gotowe. Aż będzie mogło samo chodzić na różaniec... Można przedyskutować z księdzem czy katechetą ilość obecności w kościele. Można przyjąć wszystko jako dowód wiary i gotowości. Można.

Wcale nie trzeba przy tym siedzieć i stękać, jak to źle wszystko działa, jakie jest nieprzemyślane. Komunia powinna być świętem, dobrowolne przystąpienie do sakramentu jest w moim odczuciu kluczowe, aby było co świętować. Jeśli nie czerpiecie przyjemności z przygotowań, to czy na pewno jesteście gotowi by ją przyjąć?