Atakowana przez koronasceptyków lekarka zapłaciła wysoką cenę. Wysłuchaj jej słów

Marta Lewandowska
Kiedy zaczęła się pandemia, Jadwiga Kłapa-Zarecka była młodą, lubiącą swoją pracę lekarką rodzinną w podwarszawskiej przychodni. Kobieta na co dzień pracowała na pierwszym froncie. Widziała różne przebiegi COVID-19. Namawiała ludzi, żeby nosili maseczki i szczepili się. Zapłaciła wysoką cenę.
Jadwiga Kłapa-Zarecka Fot. Screen Facebook Jadźka Kłapa

Walczyła każdego dnia

Swój wpis na Facebooku z 19 września zaczyna od słów "Za mną trudny rok. Dawałam z siebie wszystko jako lekarz. Jako człowiek przyjmowałam każde wiadro hejtowych pomyj i gróźb (...)". Kobieta przyznaje, że w okresie wzrostu zachorowań każdego dnia miała kontakt z wieloma pacjentami z COVID-19, a co za tym idzie, potwierdzała istnienie wirusa, który przez brak wystarczającej kontroli pandemii, sparaliżował ochronę zdrowia.

Autorka postu wspomina, jak przyjmowała chorych z narażeniem zdrowia swojego i najbliższych, podobnie jak jej wielu kolegów. I choć na co dzień pomagała pacjentom, spotykała się z wieloma atakami. Zarzucano jej udział w spisku, kłamstwa, obrażano w niewybredny sposób. Jednak zaciskała zęby i pracowała dalej, bo widziała, jak okrutna potrafi być ta choroba.

Zaczęła się bać

Ataki na pracowników służby zdrowia były coraz powszechniejsze. Sama doświadczała ich, kiedy namawiała ludzi do noszenia maseczek i szczepienia się przeciw wirusowi, który jak nie raz widziała na własne oczy, może mieć bardzo ciężki przebieg, a nawet zabić.


W sieci pod każdym jej wpisem wylewała się fala hejtu, ludzie obrażali ją, a w prywatnych wiadomościach grozili jej i jej rodzinie. Jak przyznała w rozmowie z WP, najbardziej przerażało ją, że wiele tych osób znało jej adres, personalia członków rodziny.

Kiedy zaczęła przeczesywać grupy na Facebooku, żeby odkryć, skąd ludzie to wszystko wiedzą, zobaczyła, że wśród członów nie brakuje jej znajomych. - Zobaczyłam, że w tych grupach są osoby, które znam, nawet osoby, które znam bardzo dobrze, jedną nawet uznawałam za przyjaciółkę. Byłam w szoku, jak ktoś, kto mnie zna, może udostępniać tak kłamliwe treści. Jedynym rozwiązaniem było odcięcie się od tych ludzi - mówiła.

W końcu zachorowała

Nadal przyjmowała chorych, bywały dni, że w trzech gabinetach jednocześnie. Do jednego z nich przyszedł pacjent, który zgłosił ból brzucha, jednak nie przyznał się, że posiada objawy infekcji.

"Oczywiście, że przyjmowałam każdy ból brzucha, ale gdybym wiedziała, że ma objawy mogące wskazywać na COVID-19, przyjęłabym go w odpowiednio przystosowanym do tego gabinecie i sprzęcie, a nie w pomieszczeniu, w którym przebywałam większość dnia. COVID-19 nie oszczędził ani mojej wątroby, ani mojego serca, ani kilku innych narządów" - czytamy.

Pomiędzy kolejnymi hospitalizacjami lekarka próbowała wrócić do pracy, aby wesprzeć innych walczących kolegów i koleżanki. W tym czasie dowiedziała się, że jest w ciąży. Jak pisze, mimo utraty ciąży w przeszłości, tym razem wyniki były dobre, postanowiła więc nie iść na zwolnienie.

Agresywna pacjentka

Kiedy do gabinetu wtargnęła agresywna pacjentka, lekarka znalazła się w potrzasku. Kobieta krzyczała, a Kłapa-Zarecka próbowała ją uspokoić. Poczuła skurcze.

-To trwało przez 50 minut, nie miałam możliwości wyjść ani nacisnąć jakiegoś guzika, żeby wezwać pomoc. Byłam kompletnie sparaliżowana. W jakiś sposób w końcu udało mi się uspokoić tę kobietę - przyznaje lekarka. Pacjentka zażądała, aby Kłapa ją zbadała.

Lekarka była na tyle zaskoczona sytuację, że nie przerwała pracy nawet po zdarzeniu, choć jak mówi teraz, od razu powinna była jechać do szpitala. Krótko później dowiedziała się, że straciła ciążę.

"Kiedy leżałam w szpitalu, po raz kolejny czekając na dziecko, którego nigdy nie nakarmię, nie dowiem się, do kogo był podobny, ani jakie miał cechy charakteru, nie chwycę za rękę, nie pójdę z nim na spacer do parku, nie spojrzę w oczy i nie powiem: synku (straciliśmy chłopczyka), kocham Cię, poczułam, że… nie mam siły. Nie mam siły dłużej być lekarzem" - czytamy we wzruszającym wpisie.

Medycyna musi poczekać

Kobieta, nawołując do zaprzestania ataków na pracowników ochrony zdrowia, pisze, że jedyne, o czym dziś marzy, to aby skończyła się ta nienawiść, której ofiarą padła na wielu płaszczyznach. Sobie daje czas.

"Zawsze marzyłam o tym, by przez jakiś czas skupić się tylko na muzyce. Nie miałam odwagi rzucać medycyny. Zdobyłam się na nią dopiero teraz, po tych wszystkich doświadczeniach. Czy wrócę do zawodu? Nie wiem. Na razie nie mam siły. Teraz postanowiłam skupić się na muzyce, robieniu maleńkich kroczków do przodu, dokończeniu płyty. A co dalej, czas pokaże" - kończy swój post.

Dziś zamyka ten rozdział poruszającym utworem, który znajdzie się na jej płycie "Gniew"
Cały post lekarki poniżej.