"Nie może być zaszczepiona, więc czuje się winna" - festiwal szczucia i zastraszania w szkołach

List do redakcji
"Moja córka ma 10 lat i nie może się jeszcze szczepić. W szkole jest taka nagonka na niezaszczepionych, że Jagoda boi się chodzić do szkoły bez szczepienia i myśli, że jest winna temu, że jeszcze nie ma szczepionki. To wina dyrektora i nauczycieli, którzy wręcz zastraszają i namawiają do szczepień". Katarzyna, nasza czytelniczka, opowiedziała nam, co dzieje się w małych szkołach, gdzie wszyscy boją się powrotu zdalnego nauczania.
Szczepienia dzieci w szkołach nie są obowiązkowe i tylko dzieci po 12. roku życia mogą dostać dawkę szczepionki przeciw COVID-19. East News/Tomasz Jastrzebowski/REPORTER
Napisała do nas nasza czytelniczka Katarzyna, która ma obecnie spory problem ze swoją 10-letnią córką. Dziewczynka chodzi do szkoły podstawowej, w której zarówno dyrektor, jak i nauczyciele są bardzo zagorzałymi zwolennikami szczepień, szczególnie tego przeciw COVID-19. Dzieci w szkole są przy każdej okazji namawiane i zachęcane do zaszczepienia się… i nikt nie liczy się z tym, że na razie im nie wolno, bo nie mają skończonych 12 lat.

Represyjne metody zachęcania do szczepień?


"Moja 10-letnia córka chodzi do publicznej szkoły podstawowej w mniejszym mieście. Nie wiem, na ile to istotne, ale miasto raczej należy do tych prawicowych i konserwatywnych, poparcie dla PiS-u wynosi tu podczas wyborów ponad 60%... Nie to jest jednak istotą mojego listu" – rozpoczyna swój list nasza czytelniczka Katarzyna.


Już na początku nakreśla sytuację, jaka ma miejsce w szkole jej dziecka w związku z obostrzeniami i nadchodzącą 4 falą pandemii: "Mianowicie, od tego roku szkolnego istnieje w szkole spory problem, co jest w pewnym stopniu zrozumiałe – wszyscy się boją kolejnej fali pandemii, zamknięcia stacjonarnych szkół i przejścia w tryb nauki zdalnej.

Kto ma dzieci w szkolnym wieku lub pracuje w szkole, ten wie, ile takie nauczanie narobiło złego uczniom, rodzicom i nauczycielom. Obecnie dzięki szczepieniom uważa się, że uda się trochę kolejną falę złagodzić, więc w szkole mojego dziecka trwa w najlepsze nawoływanie do szczepień.

Proszę mnie źle nie zrozumieć, jestem za szczepieniami, sama z mężem przyjęliśmy po dwie dawki szczepionek, a także większość naszej rodziny jest zaszczepiona. Problem, który pojawił się w szkole córki to szczucie i zastraszanie w imię jedynej słusznej idei – szczepień przeciw koronawirusowi"- kontynuuje swój list zaniepokojona mama Jagody.

Szczepienia ważniejsze niż psychika dzieci

"Dzieci na korytarzu widzą pełno plakatów informujących o szczepieniach, są namawiane do tego, by podjęły decyzję o zaszczepieniu się lub przekonały rodziców, jeśli ci się nie zgadzają lub nie są pewni w 100%. U mojej córki Jagody problem polega na tym, że zarówno nauczyciele, jak i dyrektor wciąż zastraszają uczniów wizją zdalnego nauczania, bycia na kwarantannie, przez co ich wyniki w nauce na pewno znacząco spadną.

Jagoda jest dzieckiem bardzo wrażliwym, toteż wszelkie tego typu nawoływania bierze bardzo mocno do siebie. Ostatnio była przerażona, gdy musiała iść do szkoły, a jej brat został w domu z lekkim katarem, bo 'być może też jest chora, tylko przenosi chorobę bezobjawowo'" – opowiada o zachowaniu swojej córki przestraszona całą sytuacją Katarzyna.

Największy błąd ze strony nauczycieli i dyrektora

Dalej kobieta zastanawia się, co począć z całą sprawą, bo być może jedynym rozwiązaniem jest przeniesienie dziecka do innej szkoły: "Córka jest do tego stopnia zastraszona, że uważa, że to jej wina, że nie jest jeszcze zaszczepiona. Ona ma tylko 10 lat, więc dopóki nie będzie zgody rządu i lekarzy na szczepienia dzieci poniżej 12. roku życia, to i tak z obecną sytuacją nic nie zrobimy. Ale dziecko się męczy, chodzi do szkoły w strachu i nie umiem w rozmowie dotrzeć do niej, by zrozumiała, że szczepienia, nawet jeśli chcemy ją zaszczepić, na razie w jej przypadku nie są możliwe.

Zastanawiam się, dlaczego nauczyciele w ogóle poruszają ten temat wśród tak małych dzieci, dlaczego je straszą i 'uświadamiają', skoro te maluchy i tak nie mogą być zaszczepione? Inna sprawa jest taka, że dyrektor szkoły jest zagorzałym obrońcą szczepionek i w zeszłym roku szkolnym nie pozwolił niezaszczepionym rodzicom na uczestniczenie w zakończeniu roku szkolnego dzieci.

Nie było to do końca zgodne z prawem. Każda klasa miała oddzielne zakończenia, zachowane były zasady reżimu sanitarnego itp. A mimo to ja byłam jeszcze przed drugą dawką, więc nie mogłam towarzyszyć córeczce, tylko musiałam czekać na nią pod szkolną bramą…" – opowiada rozżalona i nieco bezsilna Katarzyna.

Rozmowy nie przynoszą skutków...

"Tamta sprawa zakończyła się trzema czy czterema procesami sądowymi w prokuraturze przeciw dyrektorowi szkoły. Ale obecnie nikt oficjalnie nie mówi o tym, nie ma informacji na szkolnej tablicy informacyjnej czy w Librusie, a jednak nikt, kto nie ma szczepienia, nie może wejść na szkolny teren, bo wszyscy straszeni są policją. Jagoda ostatnio opowiadała, że nie może się doczekać 12. urodzin, bo będzie się mogła zaszczepić i nie będzie się czuła, jakby kogoś zdradzała.

Te słowa zaszokowały mnie. Staram się z nią rozmawiać, uświadamiać ją, ale jednak wpływ szkoły robi swoje. Już nawet zaczęliśmy zastanawiać się z mężem, czy nie przenieść jej do innej placówki, bo szkoda nam dziecka i jego zniszczonej psychiki…" – kończy swój list nasza czytelniczka.

A jakie jest wasze zdanie w kwestii szczepień? Czy placówka powinna narzucać rodzicom takie działania, mimo tego że nie jest to zgodne z prawem? Czy selekcja na szczepionych i tych bez szczepień powinna się odbywać w takim miejscu użytku publicznego, jakim jest szkoła?