Dostałam list od kochanki męża. Podziękowałam jej i prosiłam, by była z nim ostrożna

List czytelniczki
"Postanowiłam napisać do Ciebie, bo pomyślałam, że powinnaś o tym wiedzieć. Tyle razy czułam się o Ciebie zazdrosna, smutna i pokrzywdzona (tak przez Ciebie!), że czuję się, jakbym pisała do kochanki mojego faceta. Ale przecież piszę do jego żony, dlatego proszę, przeczytaj zanim skasujesz tą wiadomość" – tak zaczął się list, który kochanka mojego męża wysłała mi na maila. Jak myślicie, co jej odpisałam?
Dostałam list od kochanki męża. Postanowiłam jej podziękować i ostrzec Pexels

List kochanki do żony

Napisała, że ma na imię Kinga i jest z moim mężem w związku. Od roku. Jest od niego 9 lat młodsza, była jedną z jego klientek. Gdy zaczęłam to czytać, byłam pewna, że to pomyłka, głupi żart albo nawet jakaś forma spamu, w której na końcu będzie dopisek "chcesz zobaczyć ich nagie zdjęcia? Wyślij nam numer i hasło do konta bankowego!".
Jeśli wtedy jeszcze zbierało mi się na żarty, to potem poczułam, jakby całe moje życie było żartem. Wyjaśniła mi, że spotykają się raz lub kilka razy w tygodniu. Jak to możliwe? Mój mąż jest przedstawicielem firmy ubezpieczeniowej, więc jeździ własnymi trasami, nie pracuje od 8.00 do 16.00. Wyrwanie godziny dziennie w jego napiętym grafiku nie było niczym do zauważenia.


Kinga wyjaśniła mi, że sypiają ze sobą, ale była grzeczna — nie chciała wchodzić w szczegóły. Wytłumaczyła mi kilka kwestii, których się nie spodziewałam. Powiedziała, że mnie przeprasza (tak ona mnie), że zakochała się w moim mężu, że on obiecał, że mnie dla niej zostawi.

Mówiła, że wiele razy chciała to przerwać, ale on jej nie pozwalał, przekonywał, że jeszcze uda się być im razem. Ostatecznie po roku związku on postanowił powiedzieć jej, że sam ode mnie nie odejdzie, że to po prostu złamałoby mi serce, że ona też byłaby odpowiedzialna za złamanie tak biednej i kruchej (!) kobiety jak ja.

Ona napisała do mnie więc list, w którym wyjaśniła ich motywy. Rozumiecie? Wzięła na siebie całą winę, tworząc wizję perfekcyjnego romansu, uczucia od pierwszego wejrzenia, totalnego zauroczenia, w którym kochankowie płaczą z wyrzutów sumienia, ale nie mogą przerwać pozamałżeńskiej relacji, bo zbyt ich do siebie ciągnie.

Ostatecznie ona mnie o tym informuje, bo wie, że on nie da rady. Dziewczyna zakończyła wiadomość słowami "wiem, że mnie nienawidzisz". Ja nienawidzę jej?

Solidarność żony i kochanki

Po pierwsze, to mój mąż był w związku ze mną. I błagam was, nie dawajcie wiary opowieściom w biuściaste długonogie blondynki, które za każdym rogiem czyhają na waszego niewinnego aniołka. Jeśli wasz facet wdał się we flirt albo – co gorsza – w romans, prawdopodobnie nikt go do tego nie zmusił. Niestety, ale nieszczęśnik wcale nie przewrócił się, lądując przypadkiem pomiędzy nogami innej.

Dlatego nie widzę powodu, dla którego miałaby mnie przepraszać. Nie składała przede mną przysięgi i nie z nią będę się rozwodzić, dzieląc się roślinkami z mieszkania na pół. Po drugie, cieszę się, że jest ze mną szczera i wystarczająco odważna, zrobiła coś, na co mój mąż o pojemnym sercu się nie zdobył. Skontaktowała się ze mną, wiedząc, że mogę robić jej sceny zazdrosnej żony i zapewne ryzykując jego gniew z powodu nielojalności.

Po trzecie jednak zrobiło mi się jej strasznie szkoda. Ten człowiek przez rok ją manipulował, robił ze mnie wariatkę, która na wieść o rozwodzie garść leków popije alkoholem, która stoi temu wrażliwcowi na drodze do wiecznego szczęścia.

Nie miał na tyle odwagi albo chęci w uczuciach do niej, by powiedzieć mi wprost, co się dzieje, by dla niej zaryzykować, postawić wszystko na jedną kartę. To ona walczyła o ich związek jak lwica — tłumacząc mi najintymniejsze szczegóły, by przekonać mnie, że to nie ja jestem winna rozpadu mojego małżeństwa, a niezwykłe uczucie.

I nie myślcie, że od razu byłam taka mądra. Swoje przepłakałam, zdążyłam pomyśleć o niej najgorsze rzeczy sto razy, a potem sama się skarciłam. Będę karała jakąś kobietę za niego? Rozliczała ją z jego przysiąg, z niewypełnionych obowiązków? Zostanę żonką z XX wieku, która z dziećmi pod pachą idzie do kochanki przekonywać ją, by puściła go z powrotem do kochającej rodziny? Co to, to nie.

Odpisałam jej. Jeszcze zanim rozliczyłam się z moim mężem. Napisałam długi list, w którym dziękuję jej za troskę i odwagę i w którym ją ostrzegam. Nie chcę psuć ich szczęścia, nawet jeśli według mnie jest złudne, chcę, żeby znała prawdę.

Mimo wzruszenia i dziwnych wyznań treść mojego listu można zamknąć w kilku zdaniach. Przykro mi, że mój mąż nie miał wystarczających jaj, żeby mi o tym powiedzieć, żeby o Ciebie zawalczyć, żeby podjąć jakiekolwiek kroki. Chciał mieć ciastko i zjeść ciastko. Zastanów się, czy będziesz chciała być z kimś, kto tak nisko stawia twoje szczęście. Ja nie chcę. Powodzenia.