"Musi mieć brodę i tatuaże". Zapytałam, czy kobiety tęsknią za takimi "męskimi samcami"

Agnieszka Miastowska
Ten typ pojawił się w naszej świadomości i na polskich ulicach kilka dobrych lat temu. Drwal. Z gęstą brodą, nonszalancko ułożoną fryzurą, w koszuli w kratę i w porządnych jeansach. Dzisiaj jednak "typowy drwal" nabrał dodatkowego sznytu w postaci tatuaży i oszołomił nawet nieprzekonane do tego kobiety. Podobno. Postanowiłam zapytać je, czy faktycznie panuje moda na "męskiego samca".
Co kobiety lubią w mężczyznach? Broda, tatuaże - moda na męskość Pexels

Mężczyzna metroseksualny, drwaloseksualny czy tradycyjny?

Zanim zaczęła się moda na drwali, słyszałyśmy jeszcze hasło mężczyzna metroseksualny. Co się pod nim kryło? Przyznam, że sama wiedziałam, że oznacza to mężczyznę zadbanego, świtało mi coś, że może być to pan, który nie wstydzi się wizyty u kosmetyczki, dba o regulację brwi w domu. Jednak metroseksualny znaczyło coś więcej. Sam termin metroseksualny pochodzi od połączenia dwóch słów – metropolia i heteroseksualizm.
Mark Simpson twórca pojęcia uznał, że mężczyzna metroseksualny jest "zakochanym w sobie" mieszkańcem wielkiego miasta, perfekcyjnym konsumentem branży kosmetycznej i odzieżowej.


Partnerka nie musi mu przypominać u wizycie u fryzjera, a w galerii handlowej to raczej on doradza jej przy wyborze ubrań. I co zabawne, pojęcie metroseksualny w pewnych kręgach stało się synonimem słowa "zniewieściały", w innych oznaczało samca Alfę XXI wieku. Zdziwieni?
Pexels
Przecież dzisiejszy mężczyzna nie musi chodzić na polowania i zjadać surowego mięsa (poza tatarem w ulubionej knajpce). Ma być zaradny, dobrze zorganizowany, zabawny, przystojny, a o tym, czy umie utrzymać rodzinę przy życiu, decydować będzie raczej wysokość jego pensji niż siła mięśni. Ale mięśnie chętnie przyjmiemy — no wiecie, dla doznań estetycznych panowie!

A drwal jest właściwie połączeniem tych najbardziej pożądanych przez kobietę cech. Jego broda nie jest nieokrzesana, a pielęgnowana u barbera, wpisuje się więc w model metroseksualny. Z drugiej strony jego styl nie jest wymuskany, ale dopracowanie męski. Nie stroni od siłowni, a na jego ciele pojawiło się coś, czego wcześniej nie było. Tatuaże. A więc drogie panie – czy naprawdę oszalałyśmy na punkcie wytatuowanych brodaczy?

Dlaczego kochamy brodaczy?

"Broda to nie moda – to symbol!" – czytam na jednym z brodowych/brodatych (?) blogów manifest pewnego pana, który uważa, że zapuszczanie brody to w dzisiejszym świecie ostatni bastion męskości.

To jedyny gest, który zrobić mogą uciśnieni mężczyźni, zanim kobiety totalnie ich sfeminizują. Nie demonizowałabym tego tak, ale trzeba przyznać, że broda jest pewnego rodzaju synonimem męskości. To czemu kochamy brodaczy?

– Dzięki brodzie nawet młody chłopak może wyglądać na dojrzalszego, a to całkiem seksowne. Mój facet jest starszy ode mnie 2 lata, ale dzięki brodzie wszystkim wydaje się, że różnica wieku między nami jest dużo większa. Czuję się przy nim jak mała dziewczynka i to naprawdę fajne – tłumaczy 25-letnia Ola.

– Poza tym widziałaś, jak on wygląda od razu po ogoleniu? Baby face jak u dziecka! I tak samo wyglądają moi koledzy, którzy mają po 35-lat, a nagle pozbędą się zarostu. Dzięki brodzie wielu facetów ma szansę w ogóle wyglądać męsko i profesjonalnie – dodaje.

Coś w tym profesjonalizmie jest, bo moje znajome przyznają, że brodacz często robi wrażenie kogoś zorganizowanego, męskiego, decyzyjnego. Czyżby broda dziś, tak jak wieki temu, świadczyła o dojrzałości i wzbudzała szacunek?

– Elegancko ubrany mężczyzna z gładką brodą daje mi już dwa sygnały. Jeden jest taki, że najzwyczajniej w świecie jest przystojny, ale nie tylko naturalnie atrakcyjny, ale też zadbany. Regularnie chodzi do barbera i się tego nie wstydzi, umie dobierać kosmetyki, stara się o siebie dbać równie jak ja. A nie wychodzi z domu w półwyprasowanej koszuli – wyjaśnia 33-letnia Patrycja.

Brodacz jest więc zadbany, jak wypada na XXI wiek, ale jednocześnie robi na nas wrażenie opiekuńczego samca, którego nie powstydziłyby się nasze przodkinie z czasów jaskiniowych.

Albo przynajmniej tak twierdzą pewne teorie psychologii ewolucyjnej: szczęka brodaczy zawsze wydaje się większa, niż jest w rzeczywistości, a przez to zarośnięty mężczyzna postrzegany jest jako bardziej męski, odważny, a wręcz agresywny (kiedy się zezłości). Męski samiec jest więc, zadbany, nieokrzesany i... wytatuowany.

Tatuaże, czyli plus 10 do męskości

Nasze babcie lub mamy mogły przestrzegać przed wytatuowanymi kryminalistami, ale dzisiaj te zarzuty brzmią jak żart. Chociaż tatuaże nadal mogą oznaczać bad boy'a, to jednak takiego, do którego kobiety lgną. Przynajmniej niektóre.

– Zawsze lubiłam typ niegrzecznego chłopca. Ten nonszalancki wygląd, ale nie byłam fanką niepokornego zachowania. I tutaj miła niespodzianka — mam wrażenie, że im bardziej wytatuowane ciało, tym grzeczniejszy pan. Dlatego zwracam uwagę na tatuaże, bo nawet jeśli facet w głębi serca jest do rany przyłóż, to wzory na ciele dodają mu męskości – tłumaczy Aneta.

Poza tym dziewczyny kochają wytatuowanych za tajemniczość i żartują, że trzeba zbadać każdy skrawek ich ciała, by właściwie zinterpretować zapisaną na nim historię.

– Wytatuowany to znaczy ciekawy, tajemniczy, ma coś do przekazania. Już na jego ciele widzę jego inwencję i jakiś przekaz. I nie oszukujmy się – żaden facet nie wygląda tak dobrze nago, jak ten wytatuowany – śmieje się Ola.

Jest jeszcze jeden tip w ocenianiu nowo poznanych mężczyzn dzięki tatuażom. Koleżanka wyjaśnia mi, że największe szansę na podzielenie się numerem swojego telefonu z nieznajomym będą wtedy, gdy zagada ją mężczyzna elegancko ubrany i wytatuowany.
Pexels
– To dowód na to, że po pierwsze dba o siebie, a po drugie nie może mieć nudnej pracy. Pomyśl, czy z tatuażami na rękach i szyi pracowałby w banku albo bibliotece? No nie. Na pewno ma super kreatywną pracę, dużo pasji, jest kimś nieoczywistym – wyjaśnia kolejna rozmówczyni.

Ostatecznie jednak tatuaże, broda i roztargane w pozornym nieładzie włosy to tylko fasada. Męskość jest zdecydowanie osobowością, która może być ukryta w najróżniejszej powierzchowności. Wybierajcie dowolnie, ale nie dajcie się zwieść – w najbardziej chłopięcej buzi ukryty może być prawdziwy jaskiniowiec i... odwrotnie.