"Zaszczepiłbym się, ale mama nie pozwala". Rodzice nie chcą, aby dzieci szczepiły się na COVID-19

Aneta Zabłocka
Liczba szczepień przeciwko COVID-19 sukcesywnie spada. Wcale nie dlatego, że nie ma już kogo szczepić, bo wszyscy przyjęli lek. Zostali ci, którzy szczepić się nie zamierzają, decydując tak za siebie i za swoje dzieci. Dlaczego rodzice nie wyrażają zgody na szczepienie dzieci w szkołach?
Szczepienia w szkołach. Wychowawcy zbierają zgody od rodziców Fot. Piotr Molecki/East News
Wedle wytycznych Ministerstwa Zdrowia w dniach 6-12 września w szkołach mają być zbierane przez wychowawców zgody rodziców i opiekunów na szczepienie dzieci. Z tym że zgód jak na razie praktycznie nie przybywa.

MEiN informowało, że około 30 proc. nastolatków było zaszczepionych przynajmniej jedną dawką w pierwszych terminach uwolnienia szczepionek dla dzieci 12-18 lat.
Najwięcej dzieci zaszczepiono w województwie mazowieckim - 12 685 osób jedną dawką, 102 188 obiema. Najgorszej jest w województwach podlaskim i opolskim, gdzie szczepionkę przyjęło do sierpnia mniej niż 15 tysięcy dzieci.

Rodzice nie pozwalają szczepić dzieci

Choć uczniowie są chętni, aby nadstawić ramię, głównymi antagonistami szczepień okazują się rodzice.


Magda z podwarszawskiego liceum mówi, że jej rówieśnicy nie przekazują dokumentów, bo rodzice i tak nie zgodzą się na szczepienie.

– U mojej córki w klasie zaszczepione są 4 osoby – mówi Anna, mama siódmoklasistki z Bydgoszczy. – Reszta rodziców nie wyraża zgody.

Rodzice wymieniają się między sobą informacjami o szczepieniach w szkołach. – Wystarczy jedna osoba na nie, żeby zasiać wątpliwość. Przecież dzieci chorują lżej, po co szczepić - opowiada mi Karolina, której dzieci chodzą do warszawskiej podstawówki.

– Mimo wszystko mam wrażenie, że duch szczepień jest silny i wielu rodziców, zgodzi się na zaszczepienie. Niekoniecznie w szkole, tu wieje jakąś obawą o higienę, ale w punktach szczepień na terenie miasta lub przychodniach tak – tłumaczy mama.

I dodaje: "Potem obgaduje się antyszczepionkowców już prywatnie".

– Nauczycielki opowiadają, że boją się poruszać temat szczepień. Nie są specjalistkami, a poza tym temat szczepień może wywołać konflikt na forum klasy, nauczycielki miały rodziców, którzy wcześniej nie godzili się na maseczki. Boją się agresji i czują, że to na nie zrzucana jest odpowiedzialność – mówiła dla warszawskiej Wyborczej przewodnicząca komisji oświaty w Radzie Warszawy Dorota Łoboda
Plakat zniechęcający do szczepień przeciw COVID-19Fot. Facebook/Nie szczepimy się
Dla nastolatków dostępne są dwie szczepionki: Pfizer i Moderna. W liście do dyrektorów szkół MZ informowało, że skuteczność szczepionek została udowodniona w badaniach klinicznych.

Dzieci, które je przyjęły, zwykle skarżyły się na ból w miejscu wstrzyknięcia (więcej niż 90 proc.), zmęczenie i ból głowy (ponad 70 proc.), ból mięśni i dreszcze (więcej 40 proc.), ból stawów i gorączka (w ok. 20 proc przypadków).

"Jak widać były to dość lekkie działania niepożądane" - pisze ministerstwo w odezwie do nauczycieli. Wątpliwe, aby tak delikatny komentarz brzmiał jak silna rekomendacja. Widać tu strach, aby nie zrazić do siebie rodziców i nauczycieli jeszcze bardziej.

Czego boją się rodzice?

Wystarczy rzut oka na grupę dla ludzi sprzeciwiających się szczepieniom. Przerzucają się linkami do stron i filmów wideo z informacjami o szkodliwości szczepień.

– Nigdy!!! - to częsty komentarz pojawiający się pod postami z hasłem "Nie szczepimy dzieci". Większość z nich nie ma dodatkowego wytłumaczenia. Nie szczepią i już.

Agitacja jest silna, bo gdy tylko ktoś wrzuci zapytanie, czy szczepić, inni piszą: "Media ci w głowie namieszały!", "Zapominają wszyscy rządzący, że szkoła to obowiązek, a szczepienia, jeśli można je takimi nazwać NIE, więc wypieprzać z tę propagandą". Wrzucane są zdjęcia świadczące o tym, że "plandemia" nigdy się nie skończy, bo przyjdzie wariant Epsilon, Zeta, Eta...
Fot. Facebook/Nie szczepimy się
To skrajne przypadki, ale śledząc wypowiedzi uczniów i niektórych rodziców, którzy "cieszą się, że na razie szczepić nie muszą, bo nie wiadomo, co z tymi skutkami ubocznymi", można wysnuć wniosek, że liczba szczepień wśród dzieci nie będzie wzrastać.

W Warszawie już w lipcu wytypowano dwie placówki, w których dzieci mogły się zaszczepić przed rozpoczęciem roku szkolnego. Szkoły mieszczą się na Woli - przy Obozowej 60 i Chłodnej 36/46.

– Na szczepienia w dwóch wolskich szkołach zapisało się około 150 osób, jednak na szczepienia w sumie przyszło 231 osób w dwa dni (89 na Chłodnej). Pod koniec września zrealizowana zostanie druga tura szczepień związana z podaniem drugiej dawki. Jeśli jednak znajdą się chętni na pierwszą dawkę w tym terminie – na pewno nikt nie odejdzie z kwitkiem – informuje Mateusz Witczyński, rzecznik dzielnicy Wola.

W kolejkach za to ustawiają się rodzice, którzy dzieci jeszcze nie są w grupie wiekowej dopuszczonej do szczepień. Znajoma napisała mi: – Jak dopuszczą ich grupy wiekowe, to będą stały pierwsze w kolejce. Dzień przed otwarciem ich ustawię z krzesełkami turystycznymi i śpiworkami.

Ona sama ciężko przeszła COVID. Po roku od zachorowania nadal nie odzyskała w pełni smaku, towarzyszą jej sporadyczne, ale silne bóle głowy. Nie chce, aby jej dzieci, chociaż w 1 procencie przechodziły przez to, co ona.

Tydzień szczepień w szkołach ma się rozpocząć 13 września. Ale czy będzie kogo szczepić?