Nie dam wciągnąć córki w ten festiwal próżności. Wróciłam ze szkoły i coś wam powiem

List do redakcji
"No i zaczęło się, szczerze mówiąc, liczyłam, że w tym roku nie będzie takich historii, ale szkoła jest niezawodna już od pierwszego dnia" - zaczyna swój list Monika. Nasza czytelniczka wróciła z rozpoczęcia roku szkolnego z córką i pisze wprost: Festiwal próżności właśnie się rozpoczął.
Dzieci często nie zwracają uwagi na metki, rodzice sami tworzą presję w szkołach. Fot. Max Fischer z Pexels

Widać ich z daleka

Monika pojechała z Olą na rozpoczęcie roku szkolnego, bo córka bardzo denerwowała się przed spotkaniem z kolegami, w czerwcu, kiedy wszyscy wrócili do szkoły rodzina była na kwarantannie. "Nie widziała klasy od blisko roku, w tym wieku to przepaść. Cieszyła się z tego spotkania, ale była też pełna obaw. Dlatego poprosiłam w pracy o wolny dzień i pojechałam z nią" - czytamy.


"Wcześniej w klasie bywało różnie. Dzieci, z którymi uczy się córka, są raczej z zamożnych rodzin i to od początku było widać, jednak o ile w młodszych klasach dzieciaki nosiły ubrania popularnych marek, tak teraz doszliśmy do granic absurdu" - pisze Monika.

Kobieta zwraca uwagę, że kiedy zaparkowała pod szkołą, od razu wypatrzyła grupę dzieci i rodziców z klasy córki. "To tak, jakby cały świat był szary, a nad grupką z VI d unosi się jakaś chmura brokatu. Te mamy śmieją się głośniej niż inne, dzieci są bardziej wyprostowane. Nie umiem tego wytłumaczyć. Ale od razu wiedziałam, którzy to nasi. Dziewczynki okrążyły córkę natychmiast" - wspomina mama Oli.

Pokaż metkę, a powiem ci kim jesteś

"Jeszcze przed wejściem do szkoły, usłyszałam od jednej z matek, że moja córka fajnie wygląda, jak na kogoś ubranego w sieciówce. Aż mnie zatkało. Kobiety dyskutowały o egzotycznych wakacjach i polecały sobie zabiegi, które podratują ich cerę po opalaniu na Bali. Na szczęście wakacje nad Bałtykiem tak nie zniszczyły mojej skóry, bo słuchając o ilości niezbędnych zabiegów, zaczęłam się zastanawiać, czy zdążą to wszystko zrobić przed kolejnym latem" - żartuje Monika.

Nasza czytelniczka zapytała, jak dzieci radzą sobie z perspektywą powrotu do szkoły, zaznacza, że chciała wiedzieć, jakie nastroje panują wśród rówieśników córki. "Wtedy zaczęły mi opowiadać, jak to ich dzieci nie mogły się doczekać, kiedy pokażą rówieśnikom nowe telefony, słuchawki, laptopy... Dotarło do mnie, że żyjemy w dwóch różnych światach" - kontynuuje swoją opowieść kobieta.

Dla niej problemy materialne znacznie straciły na znaczeniu, kiedy odkryła w czasie zdalnego nauczania, że córka ma zaburzenia lękowe, jak przyznaje, większość lata biegała z nią po psychologach, żeby zrobić porządek z emocjami dziecka. Przygotowując Olę do szkoły, zupełnie nie wzięła pod uwagę, że wykluczenie w grupie rówieśniczej w tym przypadku wcale nie musi być spowodowane ograniczonym kontaktem.

Na szczęście próżność nie jest genetyczna

"Szalenie rozbawiło mnie, kiedy córka opowiadała, co działo się między dzieciakami, gdy zamknęły się za nimi drzwi szkoły, a rodzice, za sprawą pandemii zostali przed budynkiem" - pisze Monika. "Ola opowiadała, jak koleżanki skarżyły się, że mamy kazały im założyć niewygodne buty, bo trzeba zadać szyku. Oczywiście nie wszystkie, ale to taki obraz tego, kto prze, żeby pokazać, że go stać".

"Nie wezmę w tym cyrku udziału. Nie będę się przed nikim tłumaczyć, czy mnie stać, czy nie, ale wartości, które chcemy z mężem przekazać córce, nie są oparte na pieniądzach. Uważam, że wymienianie telefonu 12-latce, tylko dlatego, że pojawił się nowszy model, jest absurdem, kiedy poprzedni świetnie działa" - Monika nie ukrywa, że nie podoba jej się, że nastolatki uczone są oceniania kolegów po gadżetach, jakie ci mają.

"Jednak najsmutniejsze jest to, co córce powiedziała jedna z koleżanek. Natalia wyznałą jej, że strasznie zazdrości Oli przebytej terapii. Bo kiedy ona powiedziała mamie, że obawia się powrotu do szkoły, ta zabrała ją na zakupy" - czytamy.

Rodzina naszej bohaterki żyje w duchu średniactwa i jak podkreśla kobieta, jest to ich świadomy wybór. "Wolę iść z córką do galerii sztuki niż handlowej, nie chcę, żeby mierzyła swoją wartość ilością posiadanych rzeczy. Na szczęście, jej opowieść ze szkoły pokazuje, że większość dzieciaków nie przejęła chęci pokazania się od rodziców" - pisze Monika.

Opisana przez czytelniczkę historia pięknie obrazuje, że w dzieciach, nawet tych nastoletnich jest pewna niewinność. Na jakość ich relacji rzadko wpływa to, jak zamożni są ich rodzice. Drogie ubrania, modne gadżety nie są drogą do budowania dziecięcej wartości i pewności siebie.

A już z całą pewnością nie zastąpią uwagi i troski rodziców. Niekiedy lepiej odpuścić nadgodziny i znaleźć czas na rozmowę z dzieckiem o tym, co je trapi. Warto o tym pamiętać, zanim damy się wciągnąć w grę, na którą wcale nie mamy ochoty.