"Rozporządzenia sobie a odpowiedzialność i tak spadnie na szkołę". Tak zaczynamy rok szkolny
No i zaczęło się to, przed czym wszyscy drżeliśmy. Nastał 1 września, a dzieci poszły do szkoły. W większości przypadków bez rodziców, bo choć politycy zapewniają, że rok szkolny 2021/2022 ma wyglądać, jak te przed pandemią, to już dziś widać, że nie będzie.
- Technicznie szkoły są gotowe na zabezpieczenie uczniów w roku szkolnym 2021/2022. Są maseczki, środki do dezynfekcji i rozporządzenie MEiN.
- Pracownicy szkół nie mają jednak wątpliwości - cała odpowiedzialność, zarówno za szczepienia, jak i bezpieczeństwo dzieci spada na nich.
- Dzieci mają dostać pomoc specjalistów i wsparcie placówki, tyle, że na wiele z tych rzeczy brakuje pieniędzy i możliwości kadrowych.
Mamy wszystko, czego trzeba
To nie moje słowa, a większości nauczycieli, z którymi miałam przyjemność rozmawiać na ten temat, choć większość z nich nie kryła też obaw. Dyrektor szkoły podstawowej w Bodzanowie (woj. mazowieckie) Arleta Iwańska, mówiła - Jesteśmy dobrze przygotowani, powrót do nauczania stacjonarnego to ze względów społecznych bardzo dobra decyzja, szczególnie dla młodszych dzieci.- U nas rozpoczęcie będzie tylko dla dzieci, uczniowie spotykają się z wychowawcami w klasach. Odstępstwem są klasy pierwsze, one spotkają się z rodzicami i nauczycielami na sali gimnastycznej i rozejdą się do sal po uroczystym powitaniu - mówi dyrektor Iwańska.
Dobrze przygotowana czuje się też Gosia, nauczycielka języka obcego z Podkarpacia (imię zmienione na prośbę bohaterki), choć jak sama przyznaje, jej przygotowanie nie ma tu większego znaczenia. - W szkole jest pod dostatkiem maseczek, płynów do dezynfekcji, ale co z tego? Dzieci i tak nie odkażają rąk, na prośbę o założenie maseczki często słyszeliśmy w czerwcu, że rodzice zabronili - przyznaje kobieta.
Teoretycznie jesteśmy gotowi
Gosia nie ma wątpliwości, że w szkołach nie da się zachować odpowiedniego dystansu, ani zasad bezpieczeństwa. - Nikt tego nie chce, ale chyba wiemy, jak to się skończy? Skoro program szczepień dzieci latem był traktowany po macoszemu, to jak zwykle odpowiedzialność spada na szkoły - mówi i przyznaje, że w szkole, gdzie pracuje, dyrekcja już się zastanawia, co zrobić, żeby rodzice szczepili dzieci.- Teoria wszędzie jest dopięta na ostatni guzik - mówi również anonimowo dyrektor szkoły podstawowej na Warmii. - Tyle że to dalej tylko nasze pobożne życzenia, nauczyciele są wyszczepieni w znacznej większości, w naszej szkole nie zaszczepiły się chyba dwie osoby, ale dzieci... to pojedyncze przypadki. W tej sytuacji może do końca września namówimy 1/3 rodziców, aby uczniowie przyjęli pierwszą dawkę - przyznaje mój rozmówca.
Nie ma wątpliwości, że w tym czasie będziemy już każdego dnia obserwować tysiące nowych przypadków COVID-19. - Tak przewidują wszelkie modele i znowu pojawią się obostrzenia, a gdyby program szczepienia dzieci działał latem jak należy, większość uczniów byłaby już po dwóch dawkach - dodaje.Może cię zainteresować także: Morawiecki o powrocie do szkół od 1 września: "Chcemy, żeby szkoła wyglądała tak jak 1,5 roku temu"
- Jesteśmy w bardzo komfortowej sytuacji, współpraca z samorządem układa się bardzo dobrze, przychodnia zdrowia jest tuż obok szkoły - twierdzi Arleta Iwańska. W szkole, której jest dyrektorem, znaczna część dzieci została zaszczepionych przez rodziców latem, ale nie wszędzie tak jest. - Mamy oczywiście izolatorium, bo tego wymagają od nas przepisy, ale póki co nie przypominam sobie, żebyśmy musieli z niego korzystać - tłumaczy.
Przyznaje jednocześnie, że fali zachorowań w tej placówce w znacznej mierze udało się uniknąć dzięki... uczniom. - Dużo o tym wszystkim rozmawialiśmy i faktycznie u nas jak ktoś był lekko zakatarzony, czy to z powodu alergii, czy drobnej infekcji, to dzieci same decydowały, że usiądą nieco dalej od rówieśników i zostaną w klasie w maseczce. Sądzę, że te maski na stałe już weszły do naszego życia - dodaje dyrektor Iwańska.
WF bez kontaktu
Zgodnie z zaleceniami MEiN, MZ i GIS na rok szkolny 2021/2022, jeśli zachowanie dystansu nie jest możliwe, na lekcjach wychowania fizycznego trzeba zrezygnować z ćwiczeń i gier kontaktowych. W miarę możliwości zajęcia powinno się prowadzić w przestrzeni otwartej, czyli wyjść na boisko czy do parku.- Brak natomiast wytycznych, co zrobić, kiedy pogoda nie pozwala wyjść na zewnątrz. Mam kazać dzieciom całe zajęcia biegać w maseczkach po sali? - denerwuje się Piotr, który uczy WF w liceum. - Forma dzieciaków, zarówno psychiczna, jak i fizyczna, jest fatalna. Bez dwóch zdań potrzebują ruchu, żeby zadbać o zdrowie i rozładować stres, gry kontaktowe są tu niezastąpione - uważa mężczyzna.
Większości rodziców nie trzeba też tłumaczyć, że dzieci potrzebują ruchu, a to, jak będą realizowane zajęcia, nadal pozostaje dla wielu niejasne. - Byle nie tak, jak w ubiegłym roku, kiedy moja córka wróciła z płaczem ze szkoły po tym, jak dostała jedynkę, bo odmówiła biegania w maseczce, choruje na astmę, ale na nauczycielu nie robi to wrażenia - mówi mama Wioli, która w tym roku rozpocznie naukę w szóstej klasie w jednej z podwarszawskich podstawówek.
Będziemy uzupełniać wiedzę
- Trzeba mieć świadomość, że z różnych przedmiotów dzieci różnie się w czasie zdalnych zajęć uczyły - mówi Beata, zastępca dyrektora w szkole podstawowej pod Płockiem. - Z biologii czy geografii, gdzie trzeba poczytać, nie jest tak źle, ale np. nauczyciele matematyki zgłaszali, że deficyty wiedzy w niektórych przypadkach są duże i we wrześniu trzeba będzie się skupić nad ich nadrobieniem, inaczej nie da się zacząć kolejnej partii materiału.Nauczyciele języków obcych nieomal jednogłośnie przyznają, że szczególnie w klasach starszych dało się zauważyć dysproporcje między osiągnięciami uczniów w czasie nauki zdalnej a poziomem wiedzy, jaki reprezentowali, gdy tuż przed wakacjami wrócili do szkoły. - Nie wiem, czy rodzice zaangażowali się za mocno w pomoc dzieciom, czy one sprawnie poruszają się w sieci, ale jestem przekonany, że znaczna część moich uczniów uczyła się mniej wytrwale niż w normalnym trybie.
Już zawsze będziemy trochę on-line
Wiele szkół już w drugiej połowie sierpnia rozesłało do rodziców wiadomości nie tylko o tym, jak będzie wyglądało rozpoczęcie roku szkolnego, ale też o tym, że pierwsze spotkania z rodzicami, jeszcze we wrześniu odbędą się stacjonarnie. Część szkół jednak odchodzi od tego modelu. W rozmowie z Radiem ZET dyrektor I LO w Krakowie przyznaje, że wiele z nauki zdalnej na stałe wejdzie do systemu pracy tej szkoły.W szkole uczy się około 800 uczniów i tu wywiadówki pozostaną online. - Mamy wielu uczniów spoza Krakowa, dla ich rodziców wywiadówka wiązała się z wysiłkiem logistycznym, bo trzeba było zorganizować opiekę nad młodszymi dziećmi, stać w korkach, by dojechać do szkoły - mówił Jacek P. Kaczor. W czasie zdalnej nauki zamiast 60-procentowej frekwencji na wywiadówkach, w czasie zdalnego nauczania na spotkanie z nauczycielem zgłaszało się 90 procent opiekunów.
Są jednak spotkania, które nawet w tym krakowskim liceum odbywać się będą w formie stacjonarnej, np. te z rodzicami dzieci z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego.
Wytyczne, to tylko literki
Taki, póki co jest plan, jak będzie wyglądał ten rok szkolny za miesiąc? Tego nikt nie wie. - Znamy wytyczne MEiN, ale tak naprawdę w wielu kwestiach szkoły są pozostawione same sobie - mówi Katarzyna, która uczy angielskiego w szkole podstawowej na Mazowszu. - Jak coś się stanie, zawsze odpowiedzialność spada na dyrektora, nauczycieli i wychowawców.Wtórują jej inni nauczyciele, na forach internetowych nie brak głosów, że papier jest cierpliwy i wszystko przyjmie. Minister zaleca wsparcie psychologiczne dzieci, ale psychologów w szkołach często brakuje. - Przychodzi pani psycholog na kilka godzin w tygodniu, a dzieci jest ponad 300, czasu ledwie wystarcza dla tych z orzeczeniami i opiniami, a przecież inni uczniowie też często potrzebują pomocy - słyszę w jednej z podwarszawskich szkół.
Zdalne, nie takie straszne
- Najtrudniejszy był pierwszy semestr na odległość - mówi dyrektor bodzanowskiej szkoły - Ale w ubiegłe wakacje w placówce zorganizowaliśmy szkolenie dla nauczycieli i wiemy, jak prowadzić lekcje w tym systemie. Oczywiście, że wolimy spotykać się z uczniami, ale jesteśmy gotowi na różne scenariusze.Obaw przed prowadzeniem lekcji na odległość nie ma też Katarzyna, natomiast zwraca uwagę, że w jej szkole mówi się głośno o innym problemie. - Bardziej obawiamy się tego, w jakim kierunku zmierzają zmiany w programie nauczania. Maksymalne nastawienie na edukację patriotyczną, wprowadzanie "poprawności politycznej", to są realne problemy. Na nauczycieli zrzuca się odpowiedzialność za przekonywanie dzieci do szczepień.
Nauczycielka zauważa też problem w modyfikacji programu przez samych pedagogów.
- Wcześniej było tak, że niewielkie zmiany w podstawie programowej, które nauczyciel chciał wprowadzić, aby dostosować go do potrzeb danej klasy, wystarczyło zgłosić dyrektorowi, dziś musi je zaakceptować kuratorium i rodzice. To w zasadzie jest nierealne - podsumowuje.
Bez współpracy to się nie uda
- Nie będę generalizować, ale w małych społecznościach dużym problemem jest to, aby dziecko, które potrzebuje pomocy psychologicznej, zgłosiło się po nią. Dzieci powtarzają w szkole, co w domu mówią rodzice - mówi pedagog szkolny z Radomia. Nie raz słyszała od uczniów, że z pomocy specjalisty korzystają "głupki" i "opóźnieni". - Są dzieci, które proszą o rozmowę na przerwie, żeby nigdzie nie został ślad po spotkaniu, bo co, jeśli ktoś się dowie?Nauczycielom zarzuca się, że narzekają na zarobki - Prawdę powiedziawszy, na myślenie o zarobkach nie mam czasu, lekcje, świetlica, uczniowie potrzebujący szczególnego wsparcia, to zaprząta moją głowę. Tego lata dostałam maila od rodziców jednego chłopca, z podziękowaniem za zrozumienie i wsparcie dla ich syna. To dziecko z orzeczeniem, ale cudowny, mądry chłopiec. Ten list znaczy dla mnie więcej, niż jakakolwiek premia - mówi Katarzyna.
Może cię zainteresować także: Ta mapa to zwiastun katastrofy – im dalej, tym gorzej. MEiN jesteście dumni?