Zyskałam miłość do dziecka, ale więcej straciłam. Żałuję bycia matką każdego dnia
Istnieją ludzie, którzy zawsze marzyli, żeby zostać rodzicami. Wyidealizowane macierzyństwo, jak z obrazka stało się ich celem i marzeniem. Inni nigdy nie chcieli mieć dzieci, ulegli presji społecznej, namowom bliskich, argumentom typu "młodsza nie będziesz". Dziś patrzą na swoje rodzicielskie życie i żałują. Nie wypada o tym powiedzieć głośno.
- Można kochać dziecko i jednocześnie żałować bycia rodzicem. Jedno drugiego nie wyklucza.
- Boją się mówić o swoich uczuciach, bo zdrowe dziecko to błogosławieństwo. Żałowanie, że się je urodziło, świadczy o byciu wyrodnym rodzicem.
- Tęsknią za dawnym życiem, chcą znowu być sobą, być wolne, tylko czy po latach da się jeszcze odzyskać dawne życie?
Miłość do dziecka to jedno, drugie, to żal
W sieci jest mnóstwo historii kobiet, które zostały matkami, bo uznały, że taka jest kolej rzeczy, że trzeba, że przecież wszyscy chcą mieć dzieci. Czasem naciska partner, innym razem rodzice, na zdjęciach koleżanek wszystko pięknie wygląda, więc czemu nie. Jednak kiedy same zachodzą w ciążę, wiedzą już od pierwszych dni, że to nie dla nich. Ale tego nie można mówić głośno. Już jest za późno.Jedna z opowieści opisanych na polskim fanpage'u Żałuję rodzicielstwa doskonale oddaje to, co czują tysiące kobiet. "Poczułam w końcu, że kocham moje dziecko, że może być dobrze. I teraz czuję miłość do dziecka. (...) Nie spałam dobrze od trzeciego trymestru ciąży. Mam tylko obowiązki, wszystko jest na mojej głowie. Ogarniam cały dom, sprzątam, gotuję, piorę, planuję, zawożę dziecko do lekarzy" - zaczyna swoją anonimową opowieść jedna z kobiet.
"Nie mogę nawet zjeść w spokoju, bo albo jestem upaprana jedzeniem po łokcie (bo dziecko też je), albo jem na stojąco (bo dziecko na mnie włazi). Przyjemności i pasje nie istnieją. Seks nie istnieje. Spełniam tylko potrzeby dziecka. Moje ciało jest zrujnowane. Ważę mniej niż przed porodem, ale trudno nazwać to figurą sprzed ciąży" - pod jej postem w reakcjach smutne miny - w komentarzach zrozumienie, nie ma ich wiele, bo strach, żeby ktoś znajomy nie zobaczył.
Mówię tylko szeptem
Agatę (imię zmienione), znam od kilku lat, nie jest to wielka przyjaźń, ale zdarza nam się pogadać od serca. Agata ma dwoje dzieci, wolałaby nie mieć żadnego. "Zanim zaszłam w ciążę, wszystko było inaczej. Miałam mnóstwo czasu, miałam fajną pracę i świetny związek. A kiedy na świat przyszło pierwsze dziecko, wszystko się posypało" - wspomina.Mąż Agaty uznał, że nie ma sensu, żeby wracała do pracy, przecież jego firma świetnie prosperuje, lepiej będzie, jak żona zajmie się dzieckiem. "On wychodził, a ja chciałam wyć. Zupełnie, jakby ktoś wyrwał mi duszę. Z dnia na dzień przestałam być kobietą, zamiast czułych wiadomości, mąż przysyłał tylko SMSy z pytaniem, jak się miewa dziecko, nagle przestałam się liczyć".
Druga ciąża bardzo ucieszyła jej męża, ona była załamana, ale liczyła, że może jest dojrzalsza, że może będzie łatwiej. Mąż powtarzał, że to hormony, że miie, Nie minęło, nie jest lepiej. Agata chciałaby cofnąć czas, ale się nie da.
Koleżanki też przestały dzwonić, nie chciały budzić dziecka, zakładały, że nie pójdzie z nimi na zakupy czy drinka, bo ma co robić. "Patrzę na moje już wcale nie małe dzieci i myślę sobie, dlaczego to zrobiłam? Przecież każde wyjście na plac zabaw, każda zabawa klockami to dla mnie katorga, zmuszam się, żeby spędzać z nimi czas, a przecież zasługują na więcej".
Dziecko powinno mieć wszystko
Mówią, że kochają dzieci, choć może niektóre z nich do braku uczuć, nie chcą się przyznać nawet anonimowo. Ale zgodnie też przyznają, że mimo miłości i sympatii do własnego potomstwa, gdyby tylko mogły cofnąć czas, natychmiast by to zrobiły. Bo niby wiedziały, że rodzicielstwo, to nie zawsze jest bajka, ale nie spodziewały się, że dla nich stanie się koszmarem."Nie winię za to dziecka, ono niczemu nie jest winne, chce tylko być kochane, a ja go nie oddam, ale inaczej bym postanowiła, gdybym mogła cofnąć czas" - pisze inna anonimowa matka. Przyznaje, że to partner namówił ją do zajścia w ciążę, sama nie była pewna. "Koleżanki też przekonywały, że wszystko się zmieni, kiedy urodzę" - kontynuuje, ale się nie zmieniło.
"Urodziłam 17 miesięcy temu, marzę o samodzielnym pójściu do toalety, o spontanicznym wyjeździe i o bliskości z narzeczonym. To wszystko odeszło, nie ma już mnie, nie ma nas, jest dziecko. Zawsze, kiedy chcę sobie kupić coś ekstra, młody choruje, albo z czegoś wyrasta. Zawsze on jest na pierwszym miejscu". Poskarżyła się własnej mamie, ta zrugała ją, że jest egoistką, od tamtej pory milczy.
To nie są odosobnione przypadki, takich historii dookoła jest wiele. Ale te kobiety przeżywają rozterki w ciszy.
Nieszczęśliwe macierzyństwo
One najczęściej nie mają zarzutów do dziecka, uważają raczej, że to z nimi jest "coś nie tak". Bo przecież wmawia nam się od małego, że każda kobieta ma instynkt macierzyński, że kocha dziecko od dwóch kresek na teście ciążowym. Ale miłość nie pojawia się znikąd, ona kiełkuje i dorasta, wzmacnia się z każdym dniem. A z nią często wyrzuty sumienia.Bo cóż począć, kiedy to dziecko jest całkiem fajne, patrząc obiektywnie, ale matka zupełnie nie czerpie przyjemności z bycia z nim? Czy można powiedzieć "pas" i wyjść? No nie, bo trzeba poczekać, aż zjawi się ktoś, kto stanie się zapasową parą rąk, żeby dzieckiem się zająć. A wtedy wpada siostra z trójką swoich uśmiechniętych dzieci, wszyscy zadowoleni i mówi, że zajmie się trochę maleństwem, żeby mama mogła się wykąpać.
U kobiety takiej, jak Agata, to nie wzbudza wdzięczności, tylko wyrzuty sumienia, bo przecież powinna być jak siostra, powinna umieć zająć się własnym dzieckiem z uśmiechem na twarzy, bo przecież je krzywdzi swoją postawą. Powinna... Ale nie umie.
"Ledwie przyznaję się przed sobą do tych uczuć, a co dopiero powiedzieć o tym bliskim" - pisze Agata i wiem, że dużo ją to kosztuje, bo zanim to zdanie pojawi się na moim ekranie, w konwersacji dobrych 20 minut widzę podskakujące kropeczki. Pisze i kasuje, waha się, czy może to wysłać. Wysłała, bo wie, że to nie dotrze do jej bliskich, nie znam ich.
Długo namawiałam ją, żeby poszła do terapeuty, kiedy dotarła, trafiła na słabego, powiedział, że jest naiwna i dziecinna, że tu nie ma nad czym pracować. "Pani jest dorosła, chyba wiedziała pani, że małe dziecko wymaga pewnych poświęceń" - powiedział. A Agata wyszła od niego jeszcze bardziej zawstydzona. Mąż namawia ją na kolejne dziecko, a ona marzy, żeby te, które już mają, były jak najszybciej samodzielne, póki jeszcze pamięta, jak to było być sobą.
Może cię zainteresować także: Nie chcą wychowywać jedynaków, ale w takim państwie inaczej się nie da