Mój mąż jest przyjacielem wszystkich kobiet poza mną. Na ulicy ogląda się za innymi, czuję się nikim

Agnieszka Miastowska
Przyjeżdżasz po mnie do pracy i zaraz mamy iść na miły obiad. Ale zanim wyjdę z biura, słyszę śmiechy. Zdążyłeś już zagadać naszą sekretarkę i dwie znajome z pracy. "Monika nowa fryzura! Kasia ,co za żakiet". Gdy ja do ciebie wychodzę, ledwo mówisz cześć i wygląda to tak, jakby zajęty swoimi sprawami ojciec odebrał dziecko ze szkoły. Idziemy na "randkę", ale ty jesteś na randce ze wszystkimi kobietami wokół oprócz mnie – pisze do swojego męża Anna.
Mój mąż jest przyjacielem innych kobiet. Ogląda się za nimi, mnie nie widzi Pexels

List czytelniczki

Cały dzień czekam, żebyśmy wreszcie spędzili trochę czasu tylko we dwoje, ale z tyłu głowy wiem już, że nie będziemy sami, gdziekolwiek byśmy nie poszli. I nie chodzi o dzieci ani pełne od gości lokale. Nie będziemy sami, bo gdziekolwiek idziemy we dwoje, ty zapraszasz do naszej przestrzeni inne kobiety. Czasem wprost, czasem tylko w przenośni.
Spacerujemy ulicą, a ty trzymając mnie za rękę, uśmiechasz się do innych kobiet. "Piękne włosy miała ta dziewczyna, wow czerwona sukienka, ta kobieta przypomina mi strasznie naszą Monikę" – komentujesz co drugą kobietę na ulicy. A ja wiem, że tak jest zawsze, że to dopiero początek twoich przemyśleń, które potem ja analizuję godzinami, czując się nieatrakcyjna, przezroczysta, niewidzialna.

Jestem kumpelą, a nie żoną

Nie mogę nawet zwrócić ci uwagi – nie oglądasz się do tyłu, prawie łamiąc kark, nie komentujesz dużych dekoltów i opiętych w spodniach tyłków. Twoje "komplementy" są subtelne, ale mi dają jedną bardzo ważną informację: zupełnie nie zwracasz na mnie uwagi.


Jestem żoną, a czuję się jak twoja kumpela. Wyglądasz na zadowolonego, że idziemy na wspólny obiad, ale jestem tylko dodatkiem do tego wydarzenia. Gdy kelnerka przychodzi, zagadujesz ją, obdarzasz swoim najbardziej czarującym uśmiechem, dając napiwek żartujesz.

A ja siedzę obok i uśmiecham się, bo przecież nie mówisz jej, że chciałbyś dostać jej numer. Jesteś po prostu kulturalnym, czarującym mężczyzną, więc przytakuję, żeby nie wyjść na jakąś frustratkę i zazdrosną zołzę. Tylko że ty robisz tak za każdym razem.

Gdy mamy razem iść na plażę albo na basen, już robi mi się niedobrze. Będziesz lustrował każdą kobietę. Młode dziewczyny, które śmieją się, smarując olejkiem do opalania, zagadasz "czy nie jest im za gorąco".

Na starszą od nas kobietę spojrzysz z zainteresowaniem, jeśli jest zadbana, to zaczniesz mi opowiadać, że na pewno dzięki ćwiczeniom i diecie ma figurę jak 20-latka. Pozazdrościć prawda? Warto brać z niej przykład, prawda?

Jeśli na wakacjach pójdę sama do domku i zostawię cię gdziekolwiek, zaraz poznajesz nowych znajomych, najczęściej znajome. Gdy ja wracam, nie musisz zagadywać mnie, nie nudzisz się z żoną, z którą jesteś już tyle lat. Jesteś zachwycony, że masz wokół siebie nowości.

Każda kobieta to przyjaciółka mojego męża

Gdy spotykamy się ze znajomymi, jesteś w swoim żywiole, a moje koleżanki traktujesz jak swoje własne najlepsze kumpele. Nazywasz laskami, pięknościami niby w żartach. Na przywitanie każdą musisz czule przytulić, dać buziaka w policzek, powiedzieć coś takiego, żeby one po powrocie do domu powiedziały swojemu facetowi: no widzisz, a mógłbyś być taki jak Tomek.

Zauważysz, że Monika była u fryzjera, Dorota wygląda cudownie w krótkiej sukience, Maja awansowała? Wow! Przez 10 minut będziesz ją chwalił i podkreślał, jakie to niesamowite i że taka kobieta jak ona na pewno ze wszystkim sobie poradzi. Im więcej kobiet, tym bardziej czujesz się sobą.

Nie pamiętam, kiedy mi powiedziałeś prawdziwy komplement. Nie "ładnie wyglądasz", ale coś takiego jak im. Nigdy nie powiedziałeś mi, że jestem gorsza, że powinnam schudnąć, pofarbować włosy jak Monika. Ale przez większość czasu jestem dla ciebie niewidzialna. Czasem robisz sobie ze mnie przy nich żarty, a jak próbuje zareagować wprost, to wszyscy traktujecie mnie jak przewrażliwioną frustratkę.

Gdy one czegoś potrzebują, zawsze mówisz, że masz znajomego, który akurat zajmuje się kładzeniem kafelków, sprawdzonego księgowego, koleżankę, która załatwi im wejściówki na koncert. Gdy ja cię o coś takiego proszę, mówisz, że nie masz czasu zapytać, że nie będziesz komuś na siłę zawracał głowy.

Jestem dla ciebie tylko tłem

Gdy dzwoni do ciebie znajoma z pracy, rozmawiasz z nią, jakbyś na ten telefon czekał cały dzień. Nie pracujesz z żadną Dominiką ani Michaliną. Dzwoni albo Domiczka albo Misia.

Na końcu zdania dodasz, "słonko". Dasz sobie z tym radę "słonko", przyjdę do biura, to ci wyjaśnię, niczym się nie martw, trzymaj się, miłego wieczorku. Gdy mi mówisz, "kocham cię", to tak jakbyś mówił to do męczącej cię siostry. "No kocham, kocham, idź już".

Ze zwykłą znajomą rozmawiasz czulej i z większym zainteresowaniem niż z własną żoną. Zdrada? Kochanka? Tego nigdy nie da się wykluczyć, ale w kim miałabym jej szukać? Ty jesteś taki zawsze, do wszystkich. Zawsze tłumaczysz, że dla mężczyzn też jesteś miły, otwarty, nie masz problemu, by zagadać obcego człowieka na ulicy, tylko dlatego, że ci się nudzi. A moje koleżanki uważają, że trafił mi się złoty facet.

Porozmawia o makijażu, zrozumie problemy w pracy, skomplementuje. A że jest miły dla innych kobiet? Rozmawia z nimi przy tobie, nie jest chamskim podrywaczem, raczej nie narwanym psem na baby. Co to, to nie. Nie sądzę jednak, że chciałyby być na moim miejscu. Chciałyby być traktowane jak teraz, a na to zasługują koleżanki, nie żona.

Jesteś po prostu przyjacielem kobiet, wszystkich oprócz mnie. A ja przy nich wszystkich czuję się niewidzialna. Chciałabym, żebyś mnie jeszcze kiedyś zauważył, żebyś szedł na spacerze tylko ze mną, żartował i mówił do mnie głośno, by zwrócić na siebie tylko moją uwagę. Może to ja jestem zbyt przezroczysta?