Tak wygląda menu na oddziałach patologii ciąży. To skandal, żeby karmić tym świństwem kobiety

Marta Lewandowska
Nie za dwoje, tylko dla dwojga - to złota zasada odżywiania w ciąży, którą powtarzają ciężarnym lekarze, położne, koleżanki i my - media parentingowe. Zewsząd napływają do nas informacje, o tym, jak ważne jest, aby spożywać codziennie 5 porcji warzyw i owoców. Każda z nas robi co może, aby jej dieta przez tych dziewięć wyjątkowych miesięcy była idealnie zbilansowana. Jednak jeśli trafisz do szpitala, nie ważne, czy z ciążą zagrożoną, czy dlatego, że właśnie zaczynasz rodzić, wszystkie te zasady okazują się tylko czczym gadaniem.
Menu pacjentek patologii ciąży przyprawia o mdłości. Fot. Unsplash/Redakcja MamaDu

Zdane na siebie

Sytuacja, kiedy kobieta ląduje na patologii ciąży, daleka jest od komfortu, stres, badania, lęk o dobro swoje i dziecka, a często też tęsknota za starszymi dziećmi, które zostały w domu, to uczucia, z którymi ciężko sobie poradzić.


Chciałoby się powiedzieć, że najważniejsze, iż od strony zdrowotnej otoczone są opieką. Jednak jeśli spojrzymy na talerze matek karmiących i ciężarnych, trudno nie odnieść wrażenia, że kwestie zdrowotne, też wcale nie mają się tak dobrze. Przecież podstawą jest zdrowe odżywianie.

Kobiety, które leżą w ciąży, często zagrożonej, często kilka tygodni. Zmuszone są w takich sytuacjach do zjedzenia samego chleba z masłem, bo jak wybrać coś dla siebie z bogatego menu, które obejmuje gruby plaster mortadeli w panierce na obiad, a poprzedzony jest zupą, którą ciężko zidentyfikować?

W szpitalach, niezależnie od oddziału, pacjenci często słyszą, że placówka medyczna zapewnia podstawowe wyżywienie, a jeśli mamy ochotę na "luksusy" w postaci świeżych warzyw, czy wędliny, która mięso ma na pierwszym miejscu w składzie, musimy poprosić bliskich, aby przynieśli nam jedzenie z domu.

- Leżę na sali z dziewczynami, które mieszkają nawet 100 km od szpitala, trudno oczekiwać, że ich partnerzy, którzy zostali w domu ze starszymi dziećmi, będą codziennie przywozić jedzenie na oddział. W efekcie mój mąż zaopatruje nas wszystkie w warzywa i owoce, przecież nie można ich zostawić bez witamin! - mówi Monika, która już od dwóch tygodni leży na patologii ciąży w jednym z miast wojewódzkich.

Menu z oddziału, na którym leży Monika

Śniadanie: szary chleb z odrobiną margaryny i masą mięsną.
Dzień zaczynamy od słonej brei, bez warzyw, z czymś, co udaje masło i mielonki, o której lepiej nie wiedzieć, z czego została zrobiona.Fot. Redakcja MamaDu

Obiad: PRLowski schabowy, czyli mortadela smażona w panierce, choć nie cała panierka dotarła do sali.
To danie trudno skomentować.Fot. Redakcja MamaDu

Kolacja: W końcu warzywa, szkoda, że to zaledwie 1/8 pomidora serwowana z białą bułką i wędlina z niższej półki, ale lepsze to niż nic.
Trzeci posiłek i w końcu warzywo, choć raczej nie można nazwać go jedną z pięciu zalecanych porcji.Fot. Redakcja MamaDu

Jesteśmy tym, co jemy

Sugerując się tym powiedzeniem, na zdjęciach widzimy, jak na dłoni, że ciężarne w szpitalu klinicznym są mielonką, mortadelą, tanią margaryną i przyschniętymi pajdami chleba, w podejrzanym, szarym odcieniu. W momencie, kiedy te kobiety los wystawił na wielką próbę, kiedy trwa walka o życie i zdrowie ich nienarodzonych dzieci, one muszą myśleć o tym, kogo poprosić, żeby podał im przez ochronę szpitala pomidora czy jabłko.

Jednocześnie pozostaje im mieć nadzieję, że w szpitalu warzywa nie zostaną zatrzymane na 48 godzin na kwarantannie, bo wtedy może się okazać, że do sali dotrą zepsute, zwłaszcza przy temperaturach, które w tej chwili mamy za oknem. A pamiętajmy, że mowa o kobietach, które często całymi tygodniami muszą leżeć, więc nie wyjdą do sklepu po zakupy.

- Czasem, jak przynoszą posiłek, to zastanawiam się, czy nie zjeść tej mielonki - mówi Agnieszka, która leży od trzech miesięcy na patologii ciąży na południu kraju. Kobieta jest wegetarianką, ale zaznacza, że nie jest przekonana, czy w tych konserwach, które jej serwują, jest mięso. - To bardziej wygląda, jak karton zmielony z barwnikiem i solą. Psa byś tym nie nakarmiła, ale pacjentki zjedzą wszystko, bo nie mają wyjścia.

W szpitalu nikt nie zapyta cię, czy jesz mięso, prawdę mówiąc, rzadko pytają, czy nie jesteś uczulona na nabiał, czy cokolwiek innego. Jeśli jesteś wegetarianką - proszę bardzo do mortadeli masz przecież ziemniaki. Jesteś na diecie eliminacyjnej? Szpital oferuje lekkostrawną. Tyle. Nie ma więcej wyborów.

Ale pomijając te kwestie, serwowanie ciężarnej, która w szpitalu nie leży przecież dla własnego widzimisię, mielonki z chlebem, to wręcz z zakłopotaniem patrzymy na ten mały, smutny kawałek pomidora, który jest jedynym warzywem, jakie te kobiety zobaczą.

Z zazdrością zaglądamy na szpitalne talerze koleżanek w Niemczech czy Anglii, bo tam sytuacja jest nieco inna. Tam są warzywa, owoce, wysokiej jakości nabiał -rozpusta, można powiedzieć.

Nikt się nie przejmie

Jak czytamy na Business Insider, dzienny koszt posiłków dla pacjenta w polskich szpitalach waha się od niespełna 10 do 20 zł. Tyle że składniki na te posiłki to zupełnie inna historia 3,70 zł do 9,76 zł. Na cały dzień. Jak wykazała kontrola NIK oraz organów Państwowej Inspekcji Sanitarnej i Izby Handlowej, próbki posiłków za szpitali w całym kraju łączy jedno niedobory składników odżywczych mogące przynieść uszczerbek na zdrowiu.

Po obejrzeniu zdjęć szpitalnych posiłków chyba nikogo nie zaskoczy też informacja, że owe próbki wykazywały zdecydowane niedobory warzyw i owoców. Za to aż w nadmiarze serwowano wysokoprzetworzone czerwone mięsa i produkty pochodzenia zwierzęcego niskiej jakości.

"Podawano potrawy trudnostrawne i bogate w nasycone kwasy tłuszczowe, ryby konserwowe lub hodowane w rejonach zanieczyszczonych, a także substytuty deklarowanych w jadłospisie produktów: zamiast masła - tłuszcz mleczny do smarowania, zamiast sera - suszony hydrolizat białkowy o smaku sera i aromacie sera. Nie dostawali jogurtu lub mleka acidofilnego, a ryb morskich stanowczo za mało" - czytamy w raporcie NIK.

NIK przypomniał jednocześnie, że szpital odpowiada nie tylko za leczenie pacjenta, w czasie jego pobytu w gestii placówki leży także zapewnienie usług niemedycznych w tym wyżywienia. Jednak w przepisach próżno szukać wyszczególnienia, jakie normy powinno spełniać jedzenie.

Najwyższa Izba Kontroli apelowała już w 2017 roku do Ministra Zdrowia o to, aby zmienić przepisy dotyczące żywienia w placówkach medycznych. Sugerowano m.in. aby każdy szpital miał obowiązek zatrudnienia dietetyka, który układałby prawidłowo zbilansowaną dietę.

NIK zwracał również uwagę na konieczność zawarcia w przepisach informacji o minimalnej kwocie, która powinna być wydana na wyżywienie jednego pacjenta. A także zapewnienia pacjentom posiłków, które spełniałyby aktualnie obowiązujące normy dietetyczne i uwzględniały ich potrzeby zdrowotne. Od momentu sporządzenia tego raportu minęły cztery długie lata i nie zmieniło się nic.