"Niektórzy zostawiliby nam dziecko na całe wakacje". Nauczycielki o koszmarze letnich dyżurów

Marta Lewandowska
Wakacje już za pasem, wiele rodzin ma zaplanowane, nawet opłacone wyjazdy na wypoczynek letni. Niestety, nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić. Jak pisze w swoim liście pani Dorota, nauczyciele przedszkolni często mają problem z dostaniem urlopu w wymarzonym terminie.
Nauczycielka opowiada, jak rodzice podchodzą do letnich dyżurów w przedszkolach. 123RF

Dyżur w przedszkolu

- Na początku maja, jak co roku zaczynamy mówić rodzicom, żeby zadeklarowali, kiedy będą brali urlop, bo przedszkole musi zaplanować dyżury - zaczyna swoją opowieść pani Dorota. - W tym czasie podajemy też termin, kiedy placówka będzie zamknięta z przyczyn technicznych, w każdym roku są to 2-3 tygodnie, na malowanie, naprawę i wymianę sprzętów.


Kobieta pracuje w publicznym przedszkolu niedaleko Poznania, jest wychowawcą grupy 4-latków. Zaznacza, że dyrekcja daje rodzicom miesiąc na wypełnienie deklaracji i ustalenie, kiedy dziecko będzie musiało przychodzić do placówki.

- W ostatnim tygodniu maja codziennie prosimy o dostarczanie deklaracji, a także o przemyślane ich wypełnianie. W efekcie większość rodziców deklaruje, że dziecko będzie w przedszkolu przez całe wakacje - przyznaje nauczycielka.

- Niektórzy mówią wprost, że wolą wpisać, żeby było miejsce dla ich dziecka, na wszelki wypadek, jakby się nudziło, bo w zasadzie mama nie pracuje i dziecko mogłoby być w domu, albo babcia jest na miejscu - opowiada pani Dorota. Przyznaje, że irytuje ją takie podejście i wprost nazywa je samolubnym, ale przedszkole nie może tego zabronić.

Miejcie litość

Pani Dorota przyznaje, że rodzicom swoich podopiecznych mówi wprost, że te deklaracje mają bezpośredni wpływ na to, czy ona dostanie urlop w wybranym terminie.
- W mojej grupie nie ma aż takiego problemu, większość rodziców to rozumie i zdają sobie też sprawę z tego, że dzieci powinny odpocząć. Wiadomo, że oni też pracują, ale przecież można zaplanować urlop, im wcześniej, tym łatwiej "zaklepać" termin - opowiada.

Zaznacza jednocześnie, że nie wszystkie jej koleżanki mogą liczyć na takie zrozumienie. - Jedna z dziewczyn, która prowadzi trzylatki, ma zadeklarowaną całą grupę, 25 osób, wszyscy będą chodzić całe lato, naprawdę nikt nie planuje zrobić dziecku przerwy? Czasem mam wrażenie, że rodzice chętnie pojechaliby na urlop bez dzieci, a te zostawili łącznie z noclegiem w przedszkolu - mówi smutno.

Dyrekcja przedszkola jest w kropce, bo musi zapewnić dzieciom odpowiednią opiekę, co znaczy, że w czasie, kiedy jest zadeklarowana grupa dzieci, to nie może zabraknąć opiekunek, nawet jeśli maluchy finalnie będą w tym czasie plażować z rodzicami, to nauczycielki muszą być w placówce.

- Na każde 25 osób, musi być jeden nauczyciel i pomoc, w młodszych grupach zwykle są to dwie panie do pomocy. W efekcie kombinujemy, jak możemy, przesuwamy swoje urlopy, bo my z naszymi dziećmi też chcemy gdzieś wyjechać - mówi nauczycielka.

Pomyślcie o innych

- Dyrekcja szuka zastępstw, ale to nie jest takie proste, bo mówimy nawet o 80-procentowym obłożeniu w całej placówce. Rodzice, proszę, pomyślcie, czy nie da się zorganizować dziecku przynajmniej części czasu poza przedszkolem? Jeśli wiecie, że weźmiecie urlop, nawet nie wyjeżdżając, pozwólcie dziecku pobyć ze sobą w domu, może dziadkowie pomogą w opiece w czasie swojego urlopu? - szuka rozwiązań pani Dorota.

Kobieta przyznaje, że najbardziej żal jej dzieci, które latem powinny mieć szansę po prostu pobawić się na własnym podwórku, zamiast codziennie, niezależnie od potrzeby, spędzać 10 godzin w przedszkolu. One też mają prawo odpocząć.