"Niewdzięczność, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłam". Chrzestna o kuriozalnej sytuacji z komunii

List czytelniczki
Maj to sezon komunijny. Wraz z nim lawinowo wzrasta sprzedaż rowerów, złotych łańcuszków oraz konsoli do gier. Duża grupa kupujących to rodzice chrzestni dzieci uczestniczących w I Komunii Świętej. Ale to ciężki kawałek chleba, o czym przekonała się nasza czytelniczka.
Rower na komunię dla dziecka. Rodzice żądają najdroższych modeli Fot. Agencja Gazeta
Magda jest matką chrzestną 9-latki, córki swojej siostry ciotecznej. Nie miała nigdy zbyt dobrego kontaktu z dzieckiem, raczej spotykała ją na uroczystościach rodzinnych i dawała drobne upominki na święta i urodziny.

Mieszka daleko od rodziny chrześnicy, więc trudno było jej utrzymać dobry kontakt. Jednak jak zastrzega, zawsze pytała, co u niej słychać i była na bieżąco z zainteresowaniami dziewczynki.
Przed komunią 9-latki jej rodzice powiedzieli Magdzie, że chcieliby, żeby dostała od niej rower. "Czekało mnie niemiłe zaskoczenie, gdy zaczęłam sprawdzać ceny rowerów w sklepach" - napisała do nas.


"Znalazłam w miarę przystępny sprzęt za 1200 złotych. Co już nie było dla mnie małym wydatkiem, bo jedną trzecią mojej pensji. Drugi chrzestny miał inny pomysł na prezent, więc musiałam kupić rower z własnej kieszeni" - tłumaczy.

Rower chciała wysłać na adres rodziny chrześnicy, żeby nie wozić go z Warszawy samochodem. Sklep przystał na wysyłkę. Problem zaczął się, gdy zadzwoniła do swojej rodziny, by poprosić o dokładny adres.

"Usłyszałam przez słuchawkę litanię żądań dotyczących roweru - ilość przerzutek, wielkość kół, kolor, markę, koszyk, naklejki, gadżety. Byłam w szoku. Wydawało mi się, że to prezent, a nie szczegółowe zamówienie do realizacji przez "nadzianą ciotkę" - żali się Magda w wiadomości.

"Najlepiej, żeby rower był jeszcze o 500 złotych droższy od tego, który wybrałam. Przykro mi, ale już zapłaciłam i nie mam zamiaru wydawać ani grosza więcej" - napisała.

"To niewdzięczność, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Jadę 300 kilometrów na komunię, kupiłam rower, który kosztował mnie krocie, a w zamiast wysłuchałam narzekań, że mogłam postarać się bardziej".

Magda deklaruje, że ani jej się śni dawać jeszcze kopertę z pieniędzmi dla małej. "Nie miałabym za co żyć, bo weekendowy obiad z prezentem i paliwem to dla mnie ogromny wydatek. Nie rozumiem czy to komunia dla dziecka, czy impreza, na której obławiają się rodzice".

"Czuję się tak okropnie, że rozważałam odwołanie mojego przyjazdu. Wiem, że rodzina obraziłaby się na mnie. A nie chcę wywoływać kolejnych niesnasek. Zostaje mi czekać na przyszły rok, bo mój drugi chrześniak bierze ślub. A to podobno jeszcze większe pieniądze do wydania".

Co myślicie o sprawie Magdy? Czy rodzice dzieci komunijnych mają prawo żądać konkretnych prezentów dla dziecka? W dodatku takich, które określają kwotę, jaką trzeba na nie wydać.